Rozdział 48 - Znowu jesteśmy w dupie

93 21 0
                                    

Jak bardzo można było mieć na pieńku z Wszechświatem, skoro miało się aż takiego pecha? Bardzo, rrwa mać.

"Co się odwlecze, to nie uciecze" – jak to mówiło stare, dobre przysłowie. Zgadzałam się z tym w stu procentach. Nieważne, jak długo będę odwlekać spotkanie z Nelą, wpierdol stulecia mnie nie minie.

A gdyby tak..? Nie.

Nic mnie nie uratuje przed Armagedonem, jaki zgotuje mi ta zaraza. Blond nazista w wersji kieszonkowej, wypierdoli mnie w kosmos zaraz po tym, jak zamieni mnie w ektoplazmę na suficie. A mnie się jakoś nie uśmiechał los plamy bliżej nieokreślonej substancji dryfującej spokojnie po orbicie.

W sumie, jakby zaczęła na mnie ryczeć, to mogłam jej odparować, że JA jakoś NIE narzekałam, jak ta chędożyła sobie po kątach z Niemcem. Z NIEMCEM, kurwa! Wstyd i hańba!

Tak, Dibu. Jebnij jej takim tekstem, a wylądujesz w probówce szybciej, niż Deidara powie "Kretynka".

Smuteczek, kurwa, żal.

Wciąż siedzieliśmy w klasie. Byliśmy już ogarnięci, a do kolacji została pełna godzina.

Zaraz po naszym fascynującym zajęciu się własną anatomią postawiłam na swoim, by z klasy nie wychodzić, poza oczywiście szybką wizytą w kiblu, żeby się po wszystkim ogarnąć.

Plusem wszystkiego było, że nie potrzebowałam zabezpieczenia.

— Coś taka zamyślona?

— Rozpaczam rzewnie nad własnym losem.

— Że jak?

Siedzieliśmy na ziemi, opierając się plecami o ścianę i przytulając się do siebie.

— Lubię swoje ciało, nie chcę, żeby Nela mnie rozczłonkowała i zmieliła.

— To proste. Najpierw Nela zrobi bum, a potem się uspokoi. — Zachichotał. — Myślisz, że Niemcy będzie zły o ten stół?

Spojrzałam na połamaną ławkę i zachichotałam:

— Nie, nie zauważy. — Machnęłam gnatem. — Przecież nie łazi po szkole i nie inwentaryzuje krzesełek i stolików. A nawet jeśli zauważy, to co? Wlepi nam szlaban, podrze mordę i wybyje nam z widoku.

Nagle dostałam przypływu odwagi oraz irracjonalnej potęgi życia. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.

— Coś jeszcze cię trapi — stwierdził fakt, patrząc na mnie kątem oka.

— Tak, ale nie wiem, jak to powiedzieć.

— Najlepiej po francusku, ale i na to przyjdzie jeszcze czas.

— Wiesz — mruknęłam, ignorując jego tekst — jest już połowa listopada. Od śmierci Felka minęły chyba trzy miesiące, a ja nie czuję się lepiej. Właściwie to czuję się coraz gorzej...

— To normalne, mon amour... — Westchnął cicho. — Żałoba trwa...

— Nikt go nawet nie wspomina — przerwałam mu, marszcząc czoło. — Nikt o nim nie mówi. Wiem, że pewnie robią to, żeby nie sprawić mi bólu, ale... Ale ja chcę, by mówiono o Feliksie. Chcę, by mówiono o moim zamarłym dziecku. Nie chcę, by o nim zapomniano.

— Rozumiem... — odpowiedział zasępiony.

— Ten ból nigdy nie minie — odparłam cicho, po czym wstałam. — Pójdę lepiej na stołówkę.

— Tak wcześnie? — Widząc, że chłopak wstaje na równe nogi, by mi towarzyszyć, dodałam:

— Chcę iść sama, jeśli to nie problem. — Westchnęłam. — Muszę pobyć sama ze sobą, jeżeli wiesz o czym mówię. Dodatkowo mnie Nela nie zajebie, w przeciwieństwie do ciebie, także lepiej jak ja przejmę na siebie jej złość.

Hetalia Axis... Zombie?! - Tom 2 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz