XXI. 'Chciał ją zgwałcić.'

938 61 10
                                    

PG-13 Sweetharts!

Liam POV

Pojechali. Poszło łatwiej, niż sądziłem. Poprosiłem Mike'a i Ash'a, żeby siedzieli z nią, jak najdłużej poza domem. Nie chciałem, aby wiedziała, że ten chuj jest u nas. Niepotrzebnie by się tylko przyjmowała, a tak, mamy pełne pole do popisu. Jak z nim skończymy, to nie będzie wiedział gdzie jest góra, a gdzie dół. Tyle lat na to czekałem, planując zemstę i dziś nastąpił dzień zapłaty. Czekamy tylko, aż z nim przyjadą.

Razem z Niall'em, Zayn'em i Louis'em siedzimy w salonie i czekamy, aż Harry, Cal i Luke, przywiozą Gary'ego.

Biorę głęboki wdech, aby uspokoić moje podniecenie. To już dziś. Teraz. Zaraz.

Ktoś dzwoni do drzwi. Marszczę brwi. Kto to może być? Przecież, żaden z nas, nie wchodzi frontowymi drzwiami, tylko tymi od garażu. Patrzę na chłopaków. Oni też są zdziwieni. Wyciągamy nasze bronie i po cichu kierujemy się, w stronę drzwi. To niemożliwe, żeby ktoś znał nasz adres i żeby tu dojechał. Na Boga! Mieszkamy w samym środku lasu! Nikt normalny, się tu nie zapuszcza! Otwieram gwałtownie drzwi. Przed nami, stoi czwórka rosłych mężczyzn w kapturach. Celujemy w nich bronią.

-Ejejejej. Spokojnie! To tylko my!-  ściągają nakrycia. Naszym oczom, ukazują się twarze Brandon'a, Kris'a, Saren'a i Carl'a.

-Idioci!- drę się na nich.- Mogliśmy was zabić! Ile razy, mam wam powtarzać, że macie wchodzić garażem?! No ile?!

-Nie no, fajna logika Liam. Ci, co wchodzą drzwiami od garażu, to przyjaciele, którzy w żadnym razie, nie stanowią zagrożenia. A Ci, którzy dzwonią do drzwi frontowych, to na pewno wrogowie, a dzwoniąc do drzwi, zwiastują zagładę!- kpi sobie z nas, Brandon.

-Nie rżnij głupa. Drzwi od garażu, są na specjalny kod!- karcę go.

-Dobra, spokojnie. Będziemy wchodzili garażem! Dobrze, że nie każesz nam wchodzić oknem, bo nie mam ochoty, na taki wysiłek. Jeszcze, nie daj Bóg, schudnę! - mówi Carl i kieruje się do salonu, gdzie rozwala się na sofie i wyciąga telefon.

-Ej, u siebie jesteś?-pyta go Louis.

W ogóle, to skąd Kris wziął tych gości? Przecież oni są jacyś dziwni. 'Ale uratowali Ci dupę, ostatnio. Nie zapominaj o tym.' Karci mnie, moja podświadomość. Tu jej przyznaję rację, bo gdyby nie oni, już dawno byłbym martwy, a Gary ciągle cieszyłby się wolnością.

-Dobra, Lou. Niech mu będzie. Spoko. I tak musimy iść, przygotować naszą salkę.

-O, no fakt. Kompletnie o tym zapomniałem. Idziemy?

Kiwam głową i kieruję się z Lou na górę. Musimy jakoś tam ogarnąć, żebyśmy się wszyscy zmieścili, musimy też przygotować folię, żeby nie została gdzieś krew.

-Liam? Po co Red pojechała jeszcze do lekarzy? Przecież wiesz, że boi się ich tak samo, jak ty łyżek.- pyta się mnie Louis.

- Wiesz, chciałbym zwrócić Ci uwagę na to, że ona bardziej się boi robali, niż ja łyżek. A pojechała, bo ją o to prosiłem. Zanim spytasz, to poprosiłem ją o to, ponieważ muszę mieć pewność, że jest w 100% zdrowa. Żeby nie było tak, że gdy nagle ją odzyskaliśmy, ona umrze po jakimś czasie, bo chorowała, a my nie mogliśmy zrobić nic, bo nie wiedzieliśmy.

Kiwa głową na moje słowa. Jesteśmy już na górze, stoimy przed wielkimi metalowymi drzwiami. Wyciagam pęk kluczy i otwieram drzwi. Uderza w nas zapach metalu, wchodzę do środka, a zaraz za mną Louis, który zamyka za sobą metalową powierzchnię. Zapalam światło. Żarówki zabawnie pykają i oświetlają pomieszczenie, w którym panuje chłód.

Take What You Need Sweetheart. || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz