∆24∆

833 40 0
                                    

W poniedziałek po lekcjach miałam udać się do domu, zjeść obiad, odrobić lekcje i ewentualnie się czegoś pouczyć, innymi słowy - robić wszystko z dala od matki. Jednak los miał dla mnie inne plany.

Przypomniałam sobie, że zostawiłam w szatni od wf-u worek ze strojem, który miał iść do prania. Nucąc w głowie przypadkową melodię, poszłam w tamtym kierunku. Dotarłam do szatni, znalazłam mój worek pod ławką i miałam już wychodzić.

- Rosie, chodź już! - stanęłam na baczność, słysząc głos jakiejś dziewczyny, wołającej Rose. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że Roseanne nie jest jedyną Rose w tej szkole, ale coś mi podpowiadało, że to mogą być cheerleaderki. A w drużynie była tylko jedna Rose.

- No idę! - dostrzegłam ją. Z szerokim uśmiechem na twarzy, w wysokiej kitce, w błękitno-białym stroju cheerleaderek. Wyglądała prześlicznie, jak zawsze. 

Coś mnie podkusiło, żeby podejrzeć, jak trenują cheerleaderki. Wcześniej jakoś nie miałam okazji zobaczyć treningu. Albo zapominałam, albo nie miałam czasu, a przede wszystkim nie znałam ani jednej z tych dziewczyn. 

Przeszłam przez przejście na boisko i skryłam się za ścianą, aby dziewczyny mnie nie zobaczyły. Właśnie przeszły przez zbiórkę i zaczęły rozgrzewkę. Włożyłam sobie jedną słuchawkę do ucha i zerknęłam na zegarek. Uznałam, że lepiej będzie, jak napiszę do matki, że mam poprawkę z dwóch przedmiotów i muszę zostać dłużej w szkole. Wysłałam jej wiadomość i przyglądałam się dalej. 

Teraz trenowały swój układ na ich ostatni występ. Widziałam, jak Roseanne robi gwiazdę, a następnie wskakuje na szczyt piramidy i ląduje w równym szpagacie. Wprost nie mogłam oczu od niej oderwać. Promieniała niczym najjaśniejsza gwiazda. Była cudowna, taka nierealnie idealna...

Rosalie, stop. Pohamuj swe myśli.

Przecież ona dalej chodzi z Fredem. Cholerny Kingsley, musiał się napatoczyć wcześniej ode mnie. Chociaż pewnie, gdybym wystartowała do Roseanne pierwsza, mogłabym zostać odrzucona, bo wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy ze swoich uczuć i żądzy. A może nie? Nie znałam jej aż tak dobrze, powiedziałabym nawet, że nie przepadałyśmy ze sobą. Ale teraz? Nie mogę jej wygonić z mojej głowy...

- Cześć Rosalie. - serce mi na chwilę stanęło. O wilku mowa...

Fred Kingsley. Marzenie wielu dziewczyn w całej szkole. Wysoki, wysportowany, szarooki blondyn. Kapitan drużyny futbolowej. Wybitny uczeń, ścisły umysł. Podobno miał najbielszy i najcudowniejszy uśmiech. 

- Cześć Fred. - starałam się jakkolwiek wykrzywić twarz, by wyglądała na trochę bardziej przyjazną niż zwykle, ale chyba mi nie wyszło. Chłopak jednak nie przejął się tym, obdarzył mnie tym swoim słynnym uśmieszkiem i wychylił się, aby spojrzeć na cheerleaderki.

- Świetnie im idzie, nie uważasz? - pokiwałam tylko głową. - Ich występ na pewno będzie fantastyczny. Potem bal i wakacje. Nareszcie. Wyjeżdżasz gdzieś? - już wiedziałam, od kogo Roseanne nauczyła się dużo mówić.

- Nie. A ty? - spytałam z grzeczności. Wcale mnie to nie obchodziło.

- Najpierw jadę z rodziną do Włoch, a w sierpniu czeka mnie dwutygodniowy obóz naukowy, a na koniec obóz sportowy. - odparł z lekkim uśmiechem, dalej wpatrując się w cheerleaderki. Choć podświadomie wiedziałam, że obserwuje Roseanne.

- Niezły grafik. - powiedziałam tylko. 

Dziewczyny zakończyły trening. Gdy tylko to się stało, Fred wyszedł na boisko i podszedł do nich. Roseanne podbiegła do niego i uściskała go, jakby nie widzieli się miesiąc, a naprawdę minęła może godzina. Chłopak pogratulował dziewczynom świetnego występu, rzucił jeszcze kilkoma komplementami, ale ja już nie słuchałam. 

Wróciłam do domu, nie mówiąc Roseanne, że też widziałam trening. Fred już i tak powiedział jej, że jest niesamowita i ona o tym wie. Więc nie musiałam nic dodawać. 

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz