∆41∆

656 34 1
                                    

Poprzedniego dnia znalazłam idealną kawalerkę do wynajęcia. Właścicielka była naprawdę miła, toteż zgodziłam się podpisać umowę i mieszkanko było moje. W idealną datę, bo w piątek trzynastego, miałam pójść do domu matki i zabrać rzeczy, które chcę. Stanęłam przed domem i z przyzwyczajenia chciałam przejść nad bramą. Powstrzymałam się jednak i po ludzku przeszłam przez furtkę, aby zadzwonić do drzwi i stanąć twarzą w twarz z moją matką.

W szpitalu podobno nie chciała, żeby ją przebadano, co i tak miało miejsce. Dostała jakieś leki, ale raczej nie zamierzała ich przyjmować. Od tamtego feralnego dnia nie spotkałam się z nią i nie wiedziałam, w jakim jest stanie. Przekonałam się o tym, jak mnie zobaczyła.

- Rosalie. - powiedziała zimno.

- Matko. - na sekundę zmrużyła oczy. Nie nazywałam jej tak wcześniej. - Przyszłam po swoje rzeczy. - bez słów przepuściła mnie w drzwiach. Skryłam zaskoczenie i pewnym krokiem wkroczyłam do środka. Weszłam po schodach, matka podążyła za mną. Otworzyła mi drzwi mojego pokoju, gdyż były zamknięte na klucz. Przyjrzałam się mojej starej rupieciarni i zaczęłam się pakować.

W każdej chwili spodziewałam się ataku ze strony matki. Była zbyt spokojna, coś tu wyraźnie nie grało. Dała mi wyjąć wszystkie rzeczy z szafy, wpakować je do pudeł i po kolei znosić je na dół. Łącznie wyszły dwa pudła plus plecak oraz torba. Schodząc z ostatnimi rzeczami, pochyliłam się, by położyć bagaże na ziemi. Matka wykorzystała ten moment. Pasek leciał w moją stronę, lecz złapałam go w locie i wyrwałam z ręki niczego niespodziewającej się wiedźmy. Cofnęła się o krok.

- Możesz mi powiedzieć, co jest z tobą nie tak? - puściły mi nerwy. - Matki nie powinny tak traktować swoich dzieci, a już tym bardziej matki wierzące w te bzdety o wszechmogącym. Czy śmierć taty tak cię przytłoczyła, że postanowiłaś wyżywać się na mnie? - cisnęłam pas na ziemię. - Spójrz na siebie. Byłaś kochającą żoną cudownego człowieka i w miarę przyzwoitą matką. Ale teraz?

- Rosalie. - warknęła, co nie robiło już na mnie wrażenia.

- Wiesz, jaki ból sprawiałaś mi przez cały ten czas? Nie mogłam być sobą, bo inaczej czekałby mnie ewentualny wstrząs mózgu, połamane kości, a może nawet i śmierć. Przecież czemu nie, niech moja córka skończy w piachu jak mój mąż! - zaśmiałam się ironicznie. - Mam jedną prośbę. Wydziedzicz mnie. Tylko tego chcę. Nie chcę mieć takiej rodziny. - zabrałam wszystkie moje rzeczy za drzwi i zadzwoniłam po taksówkę, starając się opanować łzy.

Kiedy taksówkarz przywiózł mnie do kawalerki, a ja wniosłam wszystkie rzeczy do mieszkania, rozpłakałam się. Nie wiedziałam czemu. Przecież tego całe życie chciałam. Wykrzyczeć jej wszystko prosto w twarz. A jednak nie poczułam ulgi, bynajmniej nie całkowicie.

Leżąc na podłodze i pozwalając łzom lecieć, przypominałam sobie jakieś rodzinne wspomnienia. Na przykład, kiedy rodzice zabrali mnie do babci na wieś i jak babcia kazała mi klęczeć na grochu za za krótkie spodenki. Mama mówiła mi dokładnie to samo, jedynie tata stanął w mojej obronie. Kazał mi wyjść z domu, żebym pobawiła się w ogrodzie. Udawałam, że nie słyszę, jak krzyczy na mamę i babcię.

Potem oczami wyobraźni zobaczyłam dziesięcioletnią siebie, kiedy po raz ostatni żegnałam się z tatą. Następnie jego pogrzeb, a później pięść w policzek od matki. Przewijały mi się obrazy, jak mnie biła i ile siniaków miałam po pasie czy jej dłoni.

Wytarłam policzki, wstałam z podłogi i zapominając o moich emocjach, zaczęłam się rozpakowywać.

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz