∆3∆

1.5K 60 11
                                    

Ziewnęłam. Za chwilę znowu. Zadzwonił alarm w telefonie, że pora zwlec się z łóżka i stawić czoło codzienności. Wyłączyłam go natychmiast, czując, jak głowa mi pulsuje. Pospałam prawie pięć godzin. Szału nie ma, przynajmniej nie musiałam iść do szkoły. Weekend to twór, na który zasłużył każdy. Za to mogłam dziękować Bogu i chyba tylko za to.

Ponownie spojrzałam na zegarek. Zmarszczyłam gwałtownie brwi. Była dokładnie dziewiąta. To oznaczało, że nie pojawiłam się na pierwszej mszy, która zaczęła się trzy godziny temu i skończyła sześćdziesiąt minut później. Zaczynałam mieć podejrzenia, że matka wiedziała o moim nocnym wypadzie. Zawsze mnie budziła na mszę o szóstej, wracałyśmy do domu, jadłyśmy śniadanie, miałam kilka godzin przerwy, by o dziesiątej pięćdziesiąt zasuwać przez dziesięć minut z powrotem do kościoła. Dlatego przeczuwałam, że wiedziała.

Otworzyłam drzwi od pokoju i wystawiłam głowę na korytarz. Poczułam zapach świeżej kawy i jajecznicy. Przełknęłam ślinę, bo zaburczało mi w brzuchu. Nic nie jadłam od kilkunastu godzin. Na którejś imprezie przez przypadek zjadłam kilka ciastek z marychą. Od tamtej nocy nigdy więcej nie tykałam się jedzenia na bibach.

- Rosalie! Śniadanie! - usłyszałam wołanie matki. Wypuściłam powietrze przez nos i zanim opuściłam pokój, wróciłam się do łóżka. Podniosłam poduszkę, pod którą leżał mój srebrny medalik. Włożyłam go, inaczej matka miałaby problem. Zeszłam na dół do kuchnio jadalni. Na stole czekał na mnie talerz z jajecznicą i kubek z parującą kawą. Zaburczało mi ponownie w brzuchu, dlatego usiadłam czym prędzej do śniadania.

- Młoda damo. - ledwo dotknęłam widelcem jedzenia, milimetry mnie od tego dzieliły. Matka dosiadła się do mnie i spojrzała na mnie karcąco. - Nie zapomniałaś o czymś?

- Modlitwa. Przepraszam. - złożyłyśmy ręce, matka odmówiła krótką modlitwę, po czym w końcu zabrałam się za jedzenie. Nie mogłam zaprzeczyć, matka świetnie gotowała.

- Rosalie. - wiedziałam, że wiedziała o imprezie. - Powiedz ty mi, dziecko drogie, dlaczego wyszłaś wczoraj z domu po dwudziestej drugiej? - przełknęłam jajecznicę. Musiałam dobrze dobrać słowa.

- Spotkałam się wczoraj ze znajomymi. - przed matką udawałam, że mam znajomych. - Ot takie zwykłe spotkanie...

- O tak późnej godzinie? - matka zmrużyła oczy. - Coś mi tu kręcisz.

- Nieprawda. Mówię, jak było. Spotkałam się z kilkoma osobami, spędziliśmy miło wieczór, grając w planszówki. - gdybym wymyśliła oglądanie filmów, zapewne zapytałaby, o jakiej tematyce. Oberwałam raz linijką po dłoniach za obejrzenie Harry'ego Potter'a.

- Powiedzmy, że ci wierzę. Dlaczego nie wyszłaś wcześniej? - uwielbiała naciskać. Upiłam łyk kawy. Znowu zapomniała posłodzić, ale uznałam, że podejście do cukierniczki byłoby błędem taktycznym. Tu się toczyła bitwa o... O brak sińców na tyłku.

- Ponieważ musieliśmy skończyć nasze projekty do szkoły. Pani od religii kazała nam... - matka uniosła dłoń, więc przerwałam.

- Chcę zobaczyć ten projekt. - patrzyła na mnie podejrzliwie. Chciała, bym się przyznała, dlaczego tak naprawdę wyszłam z domu. Jej wzrok przestał na mnie działać już dawno temu.

- Już niosę. - wstałam od stołu, tęskno popatrzyłam na resztki jedzenia i z uniesioną brodą ruszyłam z powrotem na górę. Wpadłam do mojego pokoju, wygrzebałam projekt z plecaka i wróciłam do matki. Podałam jej plik kartek. Chwyciła je, nie spuszczając ze mnie wzroku. Ja jednak po prostu wróciłam do śniadania. Matka założyła okulary na nos, które zwykle wisiały jej na sznurku na szyi i zaczęła czytać. Po przejrzeniu wszystkich kartek odłożyła je na stół. Ja akurat skończyłam kawę.

- Kawał porządnej roboty. - odetchnęłam w duchu z ulgą.

- Dziękuję. - odparłam pospiesznie.

O jedenastej siedziałyśmy na mszy. Reszta dnia minęła spokojnie, jak na moją matkę.

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz