∆15∆

965 41 5
                                    

Mój ojciec zmarł na raka płuc, gdy miałam dziesięć lat.

Kochał moją matkę i mnie bardzo mocno. Był katolikiem, tylko nie aż tak zagorzałym jak matka. Nie zmuszał mnie do chodzenia do kościoła, nie musiałam się modlić w jego gabinecie, który po jego śmierci został zamieniony na pokój modlitw. Tata był cudownym człowiekiem. Po jego śmierci matce odwaliło.

Nie minął miesiąc, ba. Nie minęły dwa tygodnie od pogrzebu, a ona już podniosła na mnie rękę. Pamiętam to doskonale. Dostałam od niej w prawy policzek, zawsze miała mocny sierpowy. To nie był zwykły plaskacz. Przyłożyła mi z pięści. Wtedy jakby wszystkie jej emocje odpłynęły i po biciu mnie stawała się ponownie pogodną chrześcijanką.

Zakazywała mi płakania i krzyczenia. Wszystko to tłamsiłam w sobie. Dopiero gdy wychodziła, mogłam pokrzyczeć w poduszkę. Najczęściej z bólu, później dotarła też wściekłość i bezradność.

Wiedziałam, że nie powinno tak być. Matka powinna kochać i wspierać córkę, a nie ją bić i ciągle kontrolować. Córka powinna kochać i szanować matkę, a nie jej nienawidzić i chcieć jej oddać za każdym razem, gdy ta podniesie rękę.

W poniedziałek tyłek dalej mnie bolał i dalej wierciłam się na krześle przy ławce z bólu, lecz nie wzdrygałam się. Przyzwyczajenie, tak to mogłam nazwać.

Po ostatniej lekcji stanęłam przed szkołą. Wyjęłam słuchawki z plecaka i włożyłam jedną z nich do ucha.

- Jefferson. - słuchawka wypadła równie szybko, jak ją włożyłam. Victoria podeszła do mnie, uśmiechała się lekko z charakterystyczną nutą zadziorności. Stanęła przede mną, odsunęła moje włosy na bok i cmoknęła mnie w policzek. - Masz może... Trochę wolnego? - spytała przyciszonym głosem. Zmarszczyłam brwi.

- Zależy, co proponujesz. - zaśmiała się. Przysunęła się, otaczając mnie ramieniem i ciągnąć w stronę volvo.

- Ależ ty doskonale wiesz, co krąży mi po głowie. - zsunęła dłoń na moją talię. - Chyba dalej tego chcesz, raczej się nic nie zmieniło... Prawda? - zapytała ciut niepewnie. Pocałowałam ją za uchem.

- Jasne, że chcę. - uśmiechnęłam się półgębkiem. Wsiadłyśmy do samochodu. Kierowca ruszył, a Victoria położyła mi głowę na ramieniu.

- Wydawałaś się trochę nieobecna ostatnio... Wszystko w porządku? - zdumiałam się na to pytanie. Przełknęłam ślinę, układając odpowiedź.

- Wiesz... Moja matka jest trochę zaborcza i ostatnio się posprzeczałyśmy. Ale to nic wielkiego, zaraz jej przejdzie. Nie przejmuj się tym. - cmoknęłam ją w czoło.

- Okej, wierzę na słowo. - odparła. Ucieszyłam się, że nie drążyła tematu.

Dojechaliśmy do jej domu, oczywiście byłyśmy same. Po szybkim seksie w jej łóżku leżałyśmy wtulone w siebie. Gładziłam Victorię po głowie, ona wpatrywała się w punkt przed siebie.

- Jeffer... Rosalie. Chcę, żebyś wiedziała, że... Jesteś dla mnie ważna. I nie tylko pod tym względem, że mam się z kim pieprzyć. - dodała pospiesznie. Uniosłam brew, choć nie mogła tego zobaczyć. - I tak sobie myślę... Kim ty chcesz dla mnie być? A kim ja mam być dla ciebie?

- Victorio... No nie spodziewałam się takiego wyznania i pytania. - zażartowałam. Uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.

- Ja mówię poważnie. - odparła. Zamrugałam podwójnie.

- To nie jest takie proste, wiesz o tym. To było dla mnie dziwne, że tak z dnia na dzień się mną zainteresowałaś. Trochę... Podejrzane. - położyła mi głowę na brzuchu.

- Nie z dnia na dzień. Tak naprawdę każdego z klasy zlustrowałam, jak się dało. Ty byłaś największą zagadką i dalej jesteś. Zawsze chodzisz schludnie i normalnie ubrana, ale masz takie zrywy, że przychodzisz ubrana w krótki top i krótkie spodenki. Od czego to zależy? - zastanowiłam się, czy powiedzieć jej o matce. Kiedyś i tak by się dowiedziała.

- Chodziłabym tak ubrana częściej, gdyby nie moja matka. Wiesz, ona jest taka, że woli zakrywać, niż odkrywać. - Victoria skinęła głową.

- Ja zdecydowanie wolę cię odkrywać. W dwóch tego słowa znaczeniach. - uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała mnie.

Polubiłam taką Nel... Victorię.

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz