∆10∆

1.1K 51 10
                                    

Minął weekend, wróciliśmy do szkoły, a Daniel chciał zacząć działać. Ja jednak po przemyśleniu tego wszystkiego stwierdziłam, że nie chcę tego robić w taki sposób. Odwołałam wszystko, jednak nie miałam stu procentowej pewności, że mnie posłuchał.

Po pierwszej lekcji zobaczyłam, jak Daniel rozmawia z Fredem. Od czasu do czasu śmiali się, jeden drugiego klepał po ramieniu. Do Freda podeszła Roseanne. Chłopak schylił się i pocałował ją z czułością w policzek. Ta uśmiechnęła się nieśmiało na ten gest.

Wtedy poczułam się źle. Co mi strzeliło do głowy, żeby niszczyć ich relację? Byli szczęśliwi, przynajmniej tak wyglądali. Odetchnęłam i oparłam się o ścianę. Oby Moore mnie posłuchał, inaczej mu jaja urwę.

Z klasy wyszła blondynka, która miała na głowie szarą, materiałową opaskę. Poznałam ją po kąśliwym uśmieszku, idealnie wyrysowanych brwiach i pięknych, szaroniebieskich oczach. Victoria Nelson.

Dziewczyna była jedną z najlepszych w szkole. Reputację miała... Różną, w zależności od kategorii wiekowej. Nauczyciele uważali, że jej zachowanie często jest karygodne i powinna przestać pyskować. Niektórzy ją lubili, ale tylko ze względu na jej oceny i chęć do nauki. Uczniowie natomiast ją podziwiali, choć też oczywiście nie wszyscy. Jedni chcieli ją mieć na chacie, jedni chcieli, żeby robiła za nich lekcje. Robiła, ale za kolosalne ceny.

Szła do łazienki. Mijając mnie, zerknęła w moją stronę i uśmiechnęła się do łobuzersko. Błysnęły jej oczy, co dodatkowo mnie zaciekawiło. Mogła mieć po prostu dobry humor po kolejnej kłótni z nauczycielką. Mogła też czegoś ode mnie chcieć. Szybko doszłam do wniosku, że to drugie. Kiedy była już dwa metry ode mnie, wysunęła rękę na bok i dyskretnie pokazała mi, że mam iść za nią. Posłuchałam jej.

Znalazłyśmy się w łazience. Victoria wzrokiem wygoniła dwie dziewczyny, które stały przy umywalkach i trajkotały jak najęte. Dziewczyny wyszły, Victoria z tajemniczym uśmiechem zamknęła za nimi drzwi.

- Jefferson. Rosalie. A może wolisz Rosa. Chuj mnie to obchodzi. - wywróciła oczami.

- Za to ciebie wkurwia Tori. Victoria jeszcze ujdzie, ale wolisz swoje nazwisko. Więc zostaje mi Nelson. - włożyłam ręce do kieszeni i popatrzyłam na nią wyzywająco. - Formalności mamy za sobą. Po coś mnie tu przyprowadziła?

- Jestem napalona, a z ciebie jest niezła laska. - ukryłam zdziwienie.

Byłam pewna dwóch rzeczy - kolejna popularniejsza ode mnie dziewczyna nie będzie zainteresowana tą samą płcią, a jeśli już, to nie będzie zainteresowana akurat mną. A tu taka niespodzianka.

- No i co ja ci mam na to poradzić? - wzruszyłam ramionami i ruszyłam w kierunku wyjścia. Victoria złapała mnie za ramiona i dociągnęła aż do ściany naprzeciwko drzwi. Puściłam plecak z wrażenia, upadł na płytki z lekkim szelestem. Czułam kwiatowe perfumy Victorii i jej oddech na szyi. Przełknęłam bezgłośnie ślinę.

- Nawet nie wiesz ile. - położyła rękę na moim biodrze. Widząc, że nie uciekam, dołożyła drugą dłoń. - Słyszałam o tobie to i owo...

- Doprawdy? - założyłam jej ręce na ramionach i otoczyłam jej szyję. Nie spodziewała się tego ruchu, ale ukryła zaskoczenie. - A co takiego o mnie opowiadają?

- Że się w tańcu nie pierdolisz i wolisz dominację. No i chlejesz jak zawodowiec. - odgarnęła pasemka po lewej stronie mojej głowy. - Ten krzyż oznacza nie wiarę, a duszę buntowniczki. - zabiło mi mocniej serce na jej słowa. Kolana trochę mi zmiękły, gdy pocałowała mój tatuaż.

- Czy to był komplement? - powstrzymałam drżenie głosu. Victoria uśmiechnęła się półgębkiem. Palcem wskazującym i środkowym przejechała po linii mojej szczęki. Jej ruch był tak delikatny, przeszły mnie przyjemne ciarki.

- Jeżeli tak to odbierasz. - już się do mnie zbliżała, ale zatrzymała się przed moją twarzą. Odpięła guzik moich jeansów, nawet nie wiem, kiedy to zrobiła. Z kieszeni jej spodni wyjęła karteczkę zwiniętą na pół. Zgrabnie włożyła mi zwitek w majtki. Miała zimne palce, a na dworze było dwadzieścia siedem stopni. Na brzuchu pojawiła mi się gęsia skórka.

- Mój numer. - zapięła mi z powrotem spodnie. Zauważyła moje postawione włosy na rękach. Uśmiechnęła się leniwie. - Chcesz przedsmak zabawy? W porządku... - przysunęła się, już czułam zapach jej balsamu do ust.

- Cześć wam. - Victoria odsunęła się ode mnie na bezpieczną odległość. Widok nieśmiałej Roseanne zbił mnie z tropu. Pięć minut temu stała zadowolona przy Freddiem i suszyła do niego zęby. Widocznie zauważyła, że zniknęłam. 

- Cześć Rose. - odezwała się Victoria. Puściła do mnie oko i wyszła powolnym krokiem z łazienki. W pomieszczeniu zapanowała cisza, podczas której zlustrowałam blondynkę wzrokiem.

- Przeszkodziłam wam? - to nie zabrzmiało jak pytanie. Uśmiechnęłam się, podnosząc plecak z podłogi.

- Nie. - przeszłam obok niej. Jej perfumy pachniały lepiej od perfum Victorii. Poklepałam ją w ramię. - Dzięki, mała.

Wyszłam z łazienki, zostawiając czerwoną pannę Park samą.

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz