∆18∆

950 42 8
                                    

Po udanym dniu w szkole ruszyłam prosto do domu. Nie spodziewałam się, że odkąd zacznę się spotykać z Victorią, cokolwiek się zmieni.

Chodziłam do niej przed szkołą i wypróbowywałam nowe ubrania. Malowałam się, jak chciałam, czesałam, jak chciałam. Czułam się cudownie. Co prawda potem i tak musiałam się przebierać, by wrócić do domu i nie zostać zaatakowana przez matkę, ale było warto. Wszyscy w szkole się na mnie gapili. I cholernie mi to odpowiadało.

Akurat tego dnia Victorii nie było w szkole. Napisała do mnie, że się pochorowała i nie będzie jej kilka dni. Między innymi dlatego nie wypatrywałam jej samochodu i włożyłam słuchawki do uszu. Gdybym zrobiła to w towarzystwie Victorii, na pewno wnerwiłaby się za niesłuchanie jej. Przeszłam przez pasy i spuściłam głowę.

- Rosalie. - przez dźwięki gitary basowej przedarł się głos Roseanne. Podniosłam głowę. Stała mi na drodze, w uroczej jasnoróżowej sukience i patrzyła na mnie z iskierkami w oczach. Wyjęłam jedną słuchawkę i uniosłam pytająco brew. - Pomyślałam, że... Może mogłabym cię odprowadzić? - zatrzymałam się w pół kroku i aż zatrzymałam muzykę. Ona chciała odprowadzić mnie?

- Yyy... Jasne... Czemu nie. - uśmiechnęłam się lekko na widok wypieków dziewczyny. Po przejściu może trzech metrów Roseanne zaczęła mówić.

- Jak ci minął dzień? - zapytała. Zawinęłam kabel od słuchawek dookoła telefonu i włożyłam go do plecaka.

- Dzień jak co dzień, nic nadzwyczajnego. Trochę pisania, trochę nauki. Jak to w szkole. - odparłam, nie za bardzo wiedząc, o czym innym miałabym jej powiedzieć. Że na matematyce przypomniałam sobie mój ostatni wypad z Victorią do sklepu? - A tobie?

- Courtney totalnie zapomniała o dzisiejszej kartkówce z chemii i musiałam jej podpowiadać. Mam nadzieję, że załapie się chociaż na dwójkę. Trening cheerleaderek był trochę męczący, ale musimy trenować, żeby na zakończeniu wypaść dobrze. Szykujemy niezłe show. - zaśmiała się słodko. - A tak to myślę, że było całkiem dobrze. - skończyła. Miałam wrażenie, że przestała mówić, bo albo stwierdziła, że powiedziała za dużo w porównaniu do mnie, albo że sobie o czymś przypomniała.

- Na pewno będziecie świetne. - przerwałam chwilową ciszę.

- Dzięki... Słuchaj, chciałam... Chciałabym się ciebie o coś spytać. - zwolniła trochę. - Czy... Mogłybyśmy się częściej spotykać? To znaczy... Może... Chcesz się ze mną zakolegować? - spuściła wzrok. Uśmiechnęłam się, widząc, jak nieporadnie sobie radzi. Przyciągnęłam ją do siebie i zarzuciłam swoje ramię na jej barki.

- No pewnie. Czemuż by nie. Nie wiem, dlaczego się tak bałaś zapytać. - ruszyłyśmy ponownie szybszym krokiem, ja dalej z ramieniem na Roseanne.

- Wiesz... Ludzie plotkują... Podobno spotykasz się z Nelson, a ona jest trochę... Przerażająca. - serce mi na moment stanęło. Zatrzymałam się na środku chodnika i złapałam dziewczynę za ramiona. Roseanne zamrugała podwójnie, nie rozumiejąc, co robię.

- Nie spotykam się z Nelson. Owszem, widziałyśmy się parę razy, ale to nic nie znaczy. - odparłam pewna siebie. Gdyby Victoria nie umierała na gorączkę, zabiłaby mnie i zakopała głęboko pod ziemią. - Więc nie patrz na mnie przez pryzmat kogoś, kto spotyka się z Victorią. W porządku?

- Tak. Dotarło. - uśmiechnęła się lekko.

Roseanne odprowadziła mnie do domu. Na pożegnanie nie pocałowała mnie, szczypiąc przy tym w tyłek. Po prosto mnie przytuliła. Było to bardzo miłe, dawno nikt mnie tak nie przytulił.

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz