∆4∆

1.4K 62 22
                                    

Poniedziałek. Jedna z wielu rzeczy, których nienawidzę.

Wstałam o piątej, ponieważ przed szkołą trzeba iść na mszę. Zawsze to samo: stój, klękaj, módl się, śpiewaj, zachwalaj Boga. I ewentualnie udawaj, że wierzysz w te bzdury.

Po zjedzeniu śniadania uszykowałam się do szkoły. Stanęłam w białej bieliźnie przed lustrem i popatrzyłam na siebie. Otworzyłam moją szafę i zaczęłam kombinować. Uznałam, że w kwietniu jeszcze nie muszę chwalić się nogami, więc postawiłam na czarne jeansy. Na górę włożyłam zwykłą białą bluzkę z krótkim rękawem. Wsadziłam materiał w spodnie, by jakoś to wyglądało. Zabrałam też moją czarną bluzę, medalik ukryłam pod bluzką i zabrałam się za moją twarz oraz włosy.

Rozczesałam skołtunione kłaki i na początku zastanawiałam się, czy by ich nie związać. Szybko z tego zrezygnowałam, przypomniawszy sobie, że przecież mam tatuaż za lewym uchem. Był to malutki, czarny krzyż, widniejący tuż za małżowiną. Gdyby matka się dowiedziała, chyba by mi wycięła ten kawałek skóry. Gdy powiedziałam jej, że chciałabym mieć kolczyki, długo musiałam siedzieć w pokoju modlitw i błagać Pana, by wybaczył mi te grzeszne myśli. Tak, miałam taki pokój w domu.

Z makijażu też zrezygnowałam, jedynie nałożyłam przezroczysty balsam na usta. Wiele razy próbowałam podkreślić błękitne oczy, które przez katolików z kościoła były nazywane "anielskimi", ale bezskutecznie. Matka wyrzuciła wszystkie moje kosmetyki, tłumacząc mi, że "to dla mojego dobra". Czcze pieprzenie.

Przed wyjściem z domu czekała mnie inspekcja - czy aby na pewno nie założyłam niczego wyzywającego lub pstrokatego, czy moja bielizna odpowiednio mnie zakrywa, czy nie mam na sobie choćby krztyny tapety. Matka pokiwała tylko głową i wróciła do kuchni. Zarzuciłam plecak, włożyłam buty i opuściłam dom.

Do szkoły dotarłam w mniej niż dziesięć minut. Nie patrząc na nikogo, weszłam do szkoły i pierwsze co zrobiłam, to weszłam do łazienki. Wyjęłam spod koszulki medalik i schowałam go do plecaka. Zamiast tego wyjęłam kolczastego chokera, którego miałam ostatnio na imprezie. Wyjęłam z plecaka gumkę do włosów i zrobiłam niechlujnego koka na głowie.

- Możemy pogadać? - usłyszałam czyjś głos za plecami. Założyłam ręce, odwróciłam się i oparłam o umywalkę.

Przede mną stała Roseanne Park. Jasna blondynka o brązowych oczach, bardzo popularna, pilna uczennica, cheerleaderka. Ubrała się w różową, kraciastą spódniczkę i białą koszulę z rękawem trzy czwarte. Wyglądała jak typowa uczennica. Bardzo podobał mi się ten widok. Sprawiała wrażenie słodkiej i niewinnej, lecz ja dalej miałam przed oczami jej wygląd na sobotniej imprezie. Wtedy już tak niewinnie nie wyglądała. Bardziej drapieżnie i seksownie.

- Jasne. O czym konkretnie? - zapytałam, przyglądając jej się uważnie. Spuściła głowę i pobiegła wzrokiem po jasnoniebieskich płytkach. Ja zauważyłam, że miała cieliste rajstopy. Przypomniałam sobie dotyk jej nieziemsko gładkiej skóry na moim ciele. 

- Pamiętasz cokolwiek z sobotniej imprezy? - spytała w końcu. Zerknęłam na jej dłonie. Nie miała neonowych tipsów, tylko swoje, jasnoróżowe paznokcie.

- Dużo się działo. Zależy, o co pytasz. - odparłam wymijająco. Tak naprawdę chciałam popatrzeć na rumieniec, który powoli wykwitał na jej twarzy. Doskonale wiedziałam, o co jej chodziło.

- My się... Tak trochę... Jakoś tak wyszło, że... - wzięła głęboki oddech, żeby opanować to urocze jąkanie. - Całowałyśmy się.

- Ah, no tak. Pamiętam to. - drgnął mi kącik ust, ale szybko go powstrzymałam. Nie zamierzałam jeszcze bardziej jej peszyć. - No i?

- Ja mam chłopaka. - splotła dłonie. - Jeśli ktokolwiek by się dowiedział... Byłabym skończona. Więc czy...

- Jasne. Nikomu nic nie powiem. Raczej nikt nas nie nagrał... - zasiałam w niej ziarno niepewności. Przez jej twarz przeleciał cień zgrozy.

- No chyba tak nie uważasz. Było tam multum ludzi, na pewno nikt nas nie zauważył. Wtopiłyśmy się. - zaczęła argumentować. Widząc jej narastające przerażenie, odbiłam się od umywalki i zbliżyłam się do niej.

- Oddychaj. - położyłam jej rękę na ramieniu. Znieruchomiała. Po chwili odetchnęła przerywanie. - Uspokój się, nie panikuj na zapas. Masz rację, wtopiłyśmy się. Twojej reputacji nic nie zagraża. - popatrzyła mi w oczy, by po sekundzie spuścić wzrok. Miałam ochotę złapać ją za podbródek, spojrzeć jej w oczy, przysunąć do siebie i złączyć nasze usta w pocałunku. Ale miała chłopaka i reputację, nie to co ja.

- To... - odsunęła się na bezpieczną odległość. - Nic się nie wydarzyło?

- Skąd. - zapewniłam ją.

Zadzwonił dzwonek, Roseanne uciekła na lekcje. Westchnęłam, poprawiłam plecak i również ruszyłam do klasy.

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz