∆25∆

824 39 1
                                    

W weekend Roseanne napisała do mnie, czy nie wybrałabym się z nią na rzekomo obiecane zakupy przed balem. Doskonale pamiętałam, że nie chciałam iść na bal. Musiałam się dobrze zastanowić, zanim jej odpisałam. Ostatecznie, odparłam, że chętnie pójdę. 

W poniedziałek po lekcjach tata Roseanne odebrał nas spod szkoły i zawiózł do galerii handlowej. Miał wrócić za cztery godziny, choć myślałam, że zejdzie nam krócej. Jak ja się myliłam...

Chodziłyśmy od sklepu do sklepu, od sukienek, po buty i akcesoria. Roseanne zdążyła przymierzyć chyba z trzydzieści sukienek (zgubiłam się na szesnastej - ciemnozielona, zwężona w talii, z kokardą z tyłu). Ja natomiast nie wybrałam nic. Przeglądałam te zapełnione po brzegi wieszaki z eleganckimi lub mniej sukniami, ale żadna do mnie nie przemawiała. 

- A teraz poszukamy czegoś dla ciebie. - powiedziała zadowolona Roseanne, gdy wyszłyśmy ze sklepu z sukienkami, gdzie wybrała... Jakąś kreację. Nie chciała mi powiedzieć, oznajmiła, że to będzie niespodzianka.

- Ja dalej nie wiem, czy...

- Nie no, teraz mi o tym mówisz? - zatrzymała się i popatrzyła na mnie znacząco. - Myślałam, że skoro się zgodziłaś, to znaczy, że idziesz. 

- Moja matka...

- Na pewno zrozumie. Poza tym, znając ciebie, nie raz wymknęłaś się z domu na imprezę. - uśmiechnęła się przymilnie. Chciałam jej powiedzieć, jaka jest moja matka, lecz...

- Rosie! - podbiegła do nas obwieszona torbami Courtney. Rzuciła się na Roseanne z piskiem i przytuliła ją mocno. Na wszelki wypadek odsunęłam się trochę. - Nic nie mówiłaś, że przychodzisz na zakupy. Poszłybyśmy razem! - dziewczyna zarzuciła głową, ponieważ włosy weszły jej do ust. 

- Wybrałam się razem z Rosalie. - Roseanne złapała mnie za nadgarstek i przyciągnęła z powrotem. Courtney zamrugała podwójnie, mierząc mnie podejrzliwym wzrokiem. Po chwili roześmiała się głośno.

- Spoko, rozumiem. Nie będziecie mieć nic przeciwko, jeśli do was dołączę? - zapytała, a ja poczułam, jakby ktoś przed chwilą strzelił mi z karabinu w kolano. 

- Pewnie, że nie! - odparła roześmiana Roseanne. Pokiwałam tylko głową. - Właśnie miałyśmy szukać jakiejś sukienki dla Rosy. 

- W takim razie zaprowadzę was do nowo otwartego butiku. Przed chwilą stamtąd wyszłam i jest tam bosko. Chodźcie. - nie wiedziałam, że Courtney potrafi być taka miła. Albo po prostu była dobrą aktorką.

Dotarłyśmy do piętrowego sklepu, ubóstwianego przez Courtney. Na chwilę musiałam zamknąć oczy; oślepił mnie ten majestatyczny blask światełek skierowanych prosto na cekinowe i brokatowe suknie, które mieniły się nie do wytrzymania. 

- Niech zgadnę... Emka, rzadziej eska prawda? - spytała mnie Courtney, mierząc mnie od góry do dołu. Skinęłam głową. - Świetnie! Jeszcze tylko kolor... 

- Myślałam o czarnej. - dziewczyna złapała się teatralnie za serce i udała, że mdleje.

- Czarnej! Moje serce! Laska, ty tylko w czarnym byś chodziła. - chwyciła mnie mocno za rękę i skierowała się w stronę wieszaków. - Ja chcę cię pokazać w czymś nowym, eleganckim, ale co by cię idealnie podkreśliło. Wszak moda to sztuka. - rozejrzałam się nerwowo za Roseanne. Stała niedaleko nas i śmiała się pod nosem. Spiorunowałam ją wzrokiem. 

- Hmm... To nie, to też nie... O, ale to już tak. I to, to, to, to... - Courtney zasypała mnie sukienkami. - Do przymierzalni! - popchnęła mnie za kotarę. - Jak będziesz potrzebować pomocy, krzycz. - puściła mi oko na odchodne. Odetchnęłam i przyjrzałam się sukienkom.

Dwie były granatowe, jedna butelkowozielona, kolejna srebrno-czerwona i ostatnia złota z czarnym materiałem gdzieniegdzie. Ze srebrno-czerwonej zrezygnowałam od razu oraz jednej granatowej. Druga ciemnoniebieska była za ciasna w pasie, więc zostały dwie. 

- Jak ci idzie? - do przebieralni zawitała głowa Courtney. Wywróciłam oczami. - Pomóc ci?

- Dlaczego to robisz? - spytałam. Dziewczyna nie zrozumiała. - Pomagasz mi w wyborze sukienki, a praktycznie się nie znamy i...

- A czy to w czymś przeszkadza? - uśmiechnęła się delikatnie. - Kto jest przyjacielem Rosie, jest też moim przyjacielem. Więc? Pomóc ci? - powtórzyła. Zagryzłam na sekundę dolną wargę, ale skapitulowałam. Courtney była dla mnie miła, więc czemu ja mam nie być, skoro nic mi nie zrobiła?

- Waham się między tą zieloną a...

- Złoto-czarna. - powiedziała bez głębszego namysłu. - Specjalnie dla ciebie wzięłam ją z wieszaka. Poza tym ta zieleń jest dla ciebie za delikatna. Wezmę to, a ty ją przymierz i pokaż się za momencik. - zebrała resztę sukienek i wyszła z przebieralni. 

Sukienka była złota z wyjątkiem czarnego cienkiego paska i woalu, który spływał po spódnicy i sięgał ziemi. Dekolt miał dość głębokie wcięcie, a rękawy były długie, wykonane z cienkiej siatki i kończyły się przy środkowym palcu. Wyglądałam jak nie ja. 

Kiedy pokazałam się dziewczynom, Courtney piszczała z radości, gratulując sobie geniuszu przy wyborze mojej sukni, a Roseanne zaróżowiła się lekko i uśmiechnęła, mówiąc, że ładnie wyglądam. Kupiłam tę kreację i już zastanawiałam się, gdzie by ją ukryć przed matką...

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz