DM - Hej Jefferson. Bądź gotowa na osiemnastą, będę czekał tam, gdzie wczoraj
RJ - Ok
Imprezy u Victorii były doskonale znane w towarzystwie. Nikt nie wychodził z nich nieżywy, wszyscy dobrze się bawili, nie było bójek, nieplanowanych ciąż. Atmosfera w domu Nelson tak na wszystkich wpływała. Najwięksi imprezowicze starali się ustalić, co jest nie tak z tym domem, ale nikomu się nie udało. Uznali, że w sumie po co, skoro i tak jest tam zajebiście.
Ja wiedziałam, że to oznaczało tylko jedno - trzeba się ubrać w jak najlepsze ciuchy. A ja akurat takowe posiadałam poukrywane w całym domu.
Nie miałam żadnej wątpliwości, że matka przeszukiwała mój pokój od czasu do czasu. Wiedziałam o tym po przestawionym krześle, poprawionym abażurze, czy o niedomkniętej szafie. Nigdy nie potrafiła dobrze zamknąć tych drzwi. Wszystkie swoje skarby ubraniowe musiałam chować w innych miejscach niż to oczywiste. Początkowo wpychałam je za łóżko. Było ono metalowe, co za tym idzie, ciężkie do przesunięcia. Niestety matka szybko odkryła tę kryjówkę i mnie zlała. Musiałam szukać innych skrytek.
Pierwsza była w podłodze pod szafką nocną. Pod deskami trzymałam małe pudełeczko, a w nim biżuterię. Nie było jej za dużo, ale przynajmniej jakąkolwiek miałam. Nie uśmiechało mi się ciągłe chodzenie w medaliku. Kolejna kryjówka na ubrania była na dachu. Tutaj można pomyśleć, że przesadziłam, no bo jak na dachu? A no normalnie. Wychodziłam przez okno na daszek nad werandą, wspinałam się na palce i zabierałam pudło ukryte na dachu. W nim trzymałam spodnie, bluzki, dwie spódnice i jedną sukienkę. Oczywiście te wszystkie stroje nie wpisywały się w gust mojej prywatnej stylistki (czytaj matki), dlatego chowałam je w tym pudle. Ostatnia skrytka ukrywała czarne szpilki i czarno złote buty, idealne na imprezę. Gdzie się ona kryła? W pudle z podwójnym dnem, gdzie to drugie dno było dostępne tylko dla tych, co wiedzieli, jak to dno wydobyć. Czyli nie dla mojej matki.
Dotychczas, jak wymykałam się z domu na imprezy, to robiłam to dosyć spontanicznie. Ubierałam się, czekałam do momentu, aż matka pójdzie spać i wychodziłam przez okno, a potem przeskakiwałam bramę. Jednak tym razem było inaczej. Bo nie było mnie w domu.
Courtney pozwoliła mi u siebie zostać na weekend. Napisałam do matki, że nocuję u znajomej i że kiedyś wrócę. Ona nakazała mi wrócić do domu. Nie odpowiedziałam. Skłamałam Courtney, że pójdę przed imprezą do domu i pogadam z mamą. Pożegnałyśmy się, ona poszła do Victorii, a ja realizować mój porąbany plan.
Obserwowałam mój dom. Czekałam, aż matka wyjdzie gdziekolwiek. Na moje szczęście wyszła dwadzieścia minut przed osiemnastą. Włamałam się do mojego pokoju przez okno nad daszkiem od werandy i szybko się ubrałam w krótkie jeansowe spodnie poszarpane od dołu oraz mój ulubiony czarny top. Na szyję kolczasty choker, włosy spięte w wysoką kitkę. Spakowałam szpilki i kosmetyki do torby i biegiem przeskoczyłam przez bramę. Uciekłam spod domu, jakby nic się nie stało.
Samochód Daniela już na mnie czekał. Wsiadłam do środka, z torebki wyjęłam setkę, odkręciłam korek i opróżniłam prawie połowę buteleczki.
- Zwolnij, dziewczyno. Impreza się jeszcze dobrze nie zaczęła.
- Nie gadaj, tylko jedź. - oznajmiłam, wyjmując lusterko. Wyciągnęłam eyeliner i zaczęłam robić w miarę precyzyjne kreski. Następnie maskara, moja ulubiona krwistoczerwona szminka, trochę rozświetlacza i byłam gotowa.
- Pierwszy raz jadę z dziewczyną, która na mnie nie wrzeszczy, że jadę po dziurach, jak ona się maluje. - zaśmiał się Daniel.
- Zatem bądź wdzięczny losowi. - puściłam mu oko na odchodne. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy do domu Nelson. Ze środka dudniła muzyka, ludzie byli chyba wszędzie. Odetchnęłam, po czym nacisnęłam klamkę i weszliśmy do środka.
- Moore. - Victoria od razu do nas podeszła. Jej ciało opinała czerwona sukienka, która podkreślała każdy jej atut. - Co ty tu robisz z Jefferson?
- Powiedziałaś, że można przyjść z osobą towarzyszącą. Oto moja towarzyszka. A teraz my spływamy, do zobaczenia później. - Daniel objął mnie ramieniem i odeszliśmy od wściekłej Nelson.
- Daniel Moore, mistrz taktu. - zaśmiałam się. On tylko machnął ręką, życzył mi dobrej zabawy i poszedł w swoją stronę. W tłumie dostrzegłam rude włosy Courtney, migające gdzieś na parkiecie. Skierowałam się w bardziej ustronne miejsce, przy basenie.
Nie postałam tam sama długo, bo po paru minutach czyjaś delikatna dłoń złapała mój nadgarstek. Odwróciłam się i spojrzałam w ciemne oczy Roseanne.
- Co ty tu... - wydukałam.
- Cii... - przyłożyła palec do ust i pociągnęła mnie w nieznanym mi kierunku. Okazało się, że przyprowadziła mnie do łazienki. Zamknęła drzwi na zamek i przywarła do mnie całym ciałem. Wpiła się w moje usta, obejmując mnie mocno.
- Rose, ale...
- Tata źle się czuł, więc wróciliśmy. - ponownie mnie pocałowała. - Tak więc jestem. - kiedy przesuwała dłonie po moim brzuchu, przeszły mnie ciarki. - Zrobiłam ci niespodziankę... Przyjemna? - jej język przejechał moją szyję. Otrzeźwiałam natychmiast.
- Dwa słowa. Fred Kingsley. - oczy Roseanne były jakby zamglone. - Błagam cię, panno Park. Jesteś na tyle pijana, że nie myślisz w ogóle. Nie możemy.
- Ale ja...
- Nie. Nie mogę. - otworzyłam drzwi i szybko opuściłam łazienkę.
Moje ciało pragnęło Roseanne każdą możliwą komórką. Ale ja nie mogłam tego zrobić. Żałowałaby tego czynu całe życie, znając ją. Dlatego odsunęłam się, zanim straciłam kontrolę. Innego wyjścia nie było.
CZYTASZ
𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎
FanfictionI pomyśleć, że wszystko zaczęło się od niewinnego pocałunku na imprezie... ~21.12.2020 - 1 tys wyświetleń ~29.07.2021 - 10 tys wyświetleń ~28.12.2021 - 20 tys wyświetleń ~4.08.2022 - 30 tys wyświetleń ~9.09.2023 - 40 tys wyświetleń ~06.08.2021 - #1...