∆8∆

1.2K 53 0
                                    

Kolejnego dnia wyszłam z domu trochę spóźniona. Zaspałam, a matki nie było w domu, więc nie miał mnie kto obudzić. Nie zjadłam przez to śniadania, więc wrzuciłam do ust gumę. Z drugiej strony wykorzystałam fakt, że pojechała do swojej siostry na cały dzień i ubrałam się w coś, co wybrałabym ja, a nie matczyny katolicki gust. Od wieków nie włożyłam czarnej koronkowej bielizny do szkoły, a spodenek do połowy uda to tym bardziej. Narzuciłam też czarną bluzkę na grubych ramiączkach, moją ulubioną bluzę, zwykłego materiałowego chokera i związałam włosy w wysoką kitkę. Tatuaż był widoczny i bardzo mi było z tym dobrze. Dokleiłam sztuczne rzęsy, przejechałam po kościach policzkowych palcem zanurzonym uprzednio w rozświetlaczu i musnęłam usta bezbarwnym błyszczykiem. Matka zabiłaby mnie za taki strój.

Bez wyrzutów sumienia poszłam do szkoły. Spóźniłam się na pierwszą lekcję dwadzieścia minut, więc uznałam, że nie będę na chama pojawiać się w połowie matematyki. Stara ropucha na pewno wysłałaby mnie do dyrektora za zwykłe spóźnienie, więc po co ryzykować. Poszłam do łazienki i tam przejrzałam się w lustrze. Rysa na nim ciągnęła się od prawego dolnego rogu do prawie środka zwierciadła. Poprawiłam włosy i zaczekałam cierpliwie na dzwonek.

Wpatrywałam się w siebie przez chwilę i uznałam, że praktycznie nie mam kompleksów. Może nie byłam oszałamiająco piękna, ale zaliczałam się do ładnych. Ubrania, które założyłam tamtego dnia, podkreślały moje atuty. Niestety na co dzień tak nie było. Westchnęłam i przymknęłam oczy. Chyba dalej nie pogodziłam się ze swoim losem. 

Po dzwonku wyszłam z toalety i ruszyłam korytarzem do klasy. Po drodze kilka osób się na mnie gapiło, jakieś laski zaczęły szeptać do siebie. Powstrzymałam uśmieszek satysfakcji i stanęłam pod drzwiami sali. Wyjęłam z plecaka telefon, by sprawdzić, ile minut zostało do kolejnej lekcji. Kiedy go schowałam i podniosłam głowę do góry, ujrzałam Roseanne.

Słodką, małą Roseanne bez drgawek czy gorączki. Prezentowała się niewinnie jak zawsze. Włożyła lawendowy, cienki sweterek, pod spód białą bluzkę, na nogi jasne jeansy. Włosy leżały na ramionach, nie widziałam jej oczu, ponieważ opuściła głowę.

- Czegoś chcesz? - zapytałam pewna siebie.

- Dziękuję. Wiesz, za sobotę. Gdyby nie ty, poszłabym na tę imprezę i pogorszyłabym swój stan. - powiedziała. Tym razem broda jej nie drżała, jakby oswajała się z rozmawianiem ze mną.

- A, to... Nie ma sprawy. Ty raczej postąpiłabyś tak samo. No, chyba że mnie nienawidzisz, czy coś. - uniosła wzrok.

- Dlaczego miałabym cię nienawidzić? - zapytała zbita z tropu.

- Ty już wiesz, za co. - puściłam jej oko i nagle ją oświeciło. Nos Roseanne lekko się zaróżowił.

- A, to... - przełknęła ślinę. Całe zdenerwowanie jej wróciło. - Ja chyba jednak jestem hetero. Niczego nie czułam potem ani w trakcie, więc... - przysunęłam się do niej o kilka centymetrów. Wstrzymała oddech.

- W porządku. W pełni to rozumiem. - zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. W rzeczywistości błagałam, żeby kłamała.

Zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję. Poprawiłam plecak na ramieniu, wyminęłam Roseanne i weszłam do klasy historycznej. Nie chciałam już patrzeć na tę śliczną blondynkę. Na chociaż jedną chwilę chciałam wyrzucić ją z myśli i skupić się na historii faraonów.

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz