∆31∆

753 37 0
                                    

Obudziłam się o dziewiątej w salonie Roseanne. Musiałam zasnąć ze zmęczenia, sprzątanie tego bałaganu trochę mi zajęło. Dźwignęłam się na łokciach, sycząc przy okazji z bólu. Zasnęłam na plecach i to jeszcze w bardzo niewygodnej pozycji. 

Postanowiłam normalnie zacząć dzień. Wykąpałam się, zrobiłam śniadanie i pozmywałam po sobie naczynia. Znalazłam opakowanie tabletek na ból głowy i wyciągnęłam jedną. Nalałam wody do szklanki i postawiłam ją na blacie. Właśnie zbierałam się do wyjścia, kiedy z góry zeszła Roseanne. W niechlujnej kitce, w za dużej koszuli i na boso. Założyłam ręce na piersi i czekałam na wyjaśnienia. Dziewczyna spuściła głowę na mój widok.

- Cześć Rosalie. - wymamrotała jak małe dziecko, które wiedziało, że nabroiło.

- Cześć Roseanne. - odpowiedziałam chłodno. Dziewczyna podeszła do szklanki. Łyknęła tabletkę i odchrząknęła.

- Ja... Wczoraj... To było żałosne. Nie powinnam... Tak mi wstyd. - zakryła twarz dłońmi. Nie zamierzałam do niej podchodzić i głaskać jej po głowie. Zaczynała doprowadzać mnie do szału swoimi dziwnymi wybrykami. - Miałam gigantyczną kłótnię z Fredem. Dzisiaj odczytałam od niego wiadomość, że będziemy musieli poważnie porozmawiać... Ale pewnie nie to chciałaś usłyszeć. - spojrzała na mnie spod byka.

- Masz rację, nie to. Kombinuj dalej. - odparłam niewzruszona.

- Przepraszam. Za wszystko. To chyba było najgorsze, co ci zrobiłam, a wcale nie tak to miało wyglądać. Miałam dobre intencje, ale Fred zadzwonił i... Nie wiem, co mnie opętało. - wytarła łzy z policzka. - Powiedz coś, proszę.

- Powiedzmy, że tego się po tobie nie spodziewałam. Sądziłam, że jesteś bardziej odpowiedzialna i nie napierdolisz się jak messerschmitt. - spuściła głowę. - Ale dobra, odpuszczę ci te grzechy. Idź w pokoju, a ja wychodzę. - zanim wyszłam, podbiegła do mnie i złapała mnie za nadgarstek.

- Nie chciałam cię tak potraktować. Jesteś dla mnie naprawdę ważna... - pozwoliłam jej złapać mnie za policzek. - Wybaczysz mi? - szepnęła. Popatrzyłam jej w oczy, chyba po raz pierwszy tak długo wytrzymała moje spojrzenie.

- Wiesz, że tak. - przytuliła mnie. - Ale teraz naprawdę muszę już wracać do domu. Mam ostatnio napięte stosunki z mamą. 

- Jasne, rozumiem. To... Do zobaczenia? 

- Do zobaczenia. - wyszłam na zewnątrz. Chciałam z nią tam zostać, ale wiedziałam, że muszę wrócić do domu, bo inaczej matka łeb mi urwie. 

***

Gdy wróciłam do domu, zdziwiłam się, nie widząc nigdzie matki. Za to na fotelu w salonie spała stara Connolly, przynajmniej telewizor wyłączyła. Wpakowałam się do pokoju, przebrałam i otworzyłam książkę, żeby jakoś zabić czas. Kiedy akcja odrobinę spowolniła, drzwi mojego pokoju otworzyły się i stanęła w nich wiedźma. Tym razem nie miała przy sobie paska.

- Dzień dobry. - przywitała się chłodno.

- Dzień dobry mamo. - odparłam, nie odwracając głowy od książki.

- Informuję cię, że wyjeżdżam na tydzień. Rodzina wystarczająco tobą gardzi, dlatego postanowiłam, że nie zabiorę cię ze sobą. Od dzisiaj możesz wychodzić z pokoju, lecz nie możesz opuścić tego domu. Pani Connolly będzie ci robić zakupy. Zostawię listę prac, które masz wykonać podczas mojej nieobecności, znajdziesz ją na lodówce. Wszystko jasne?

- Tak, mamo. - przytaknęłam. 

- Świetnie. Wrócę w poniedziałek mniej więcej o dziesiątej. A jeśli spróbujesz coś zmalować, to mnie popamiętasz. Zrozumiano? - wycedziła.

- Oczywiście. - spojrzałam jej na sekundę w oczy. Matka wyszła z pokoju. Słyszałam, jak krząta się po swojej sypialni, schodzi na dół i zamyka drzwi na klucz. 

Chociaż na chwilę mogłam się od niej uwolnić.

***

Dziękuję za pierwszy tysiąc wyświetleń. Nie spodziewałam się, że wbije to tak szybko...

Pomyślałam, że z tej okazji zrobię taki mały maraton.
W środę oczekujcie kilku rozdziałów 😁

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz