∆46∆

626 32 4
                                    

Minęły cztery dni. Z tego, co wiedziałam, Roseanne jeszcze się nie wyprowadziła. Nie odpowiadałam na jej wiadomości, nie oddzwaniałam, nie wpuściłam jej do mieszkania. Gdyby tam weszła, zobaczyłaby istny burdel - niepozmywane naczynia, puszki i butelki po alkoholu na podłodze, ja w bólu leżąca na podłodze i przełykająca własne łzy.

Nie chciałam czuć tej ogarniającej mnie pustki. Chciałam stać się tą samą skałą, którą byłam przed Roseanne. Lepiej mi było bez uczuć. Alkohol odrobinę je zagłuszał, dlatego trzeba było go coraz więcej. 

Koło północy wyszłam z domu. Powiedziałabym sobie, że to nie jest dobry pomysł, chodzić po nocach z alkoholem huczącym w głowie, ale procenty zagłuszały i uczucia i zdrowy rozsądek. 

Nogi zaprowadziły mnie pod dom Daniela. Gdzieś przeminęła mi wiadomość od niego, że urządza ostatnią imprezę wakacyjną i miło by było, gdybym wpadła. Tak więc widząc kolorowe światełka i słysząc głośną muzę, weszłam do środka. Wypiłam kilka shotów z innymi, ktoś podał mi papierosa, a ja zaciągnęłam się mocno. Zakaszlałam, nigdy nie paliłam, ale wpakowałam sobie peta ponownie do ust. 

- Rosalie? - Daniel zaciągnął mnie na stronę. - Źle wyglądasz. I od kiedy palisz? - wyciągnął mi papierosa z ust i zgasił go. Chuchnęłam mu dymem prosto w twarz. Chłopak skrzywił się. - Co ci jest? 

- Jesteś taki słodki... - pogładziłam go po ramieniu.

- Oj nie. Za dużo wypiłaś. - Daniel wziął mnie jak pannę młodą i zaniósł mnie na górę. Położył mnie na najprawdopodobniej swoim łóżku. Pociągnęłam go do siebie i pocałowałam. Chłopak od razu mnie odepchnął i wyszedł z pokoju. 

- Uwaga wszyscy! Wypierdalać! - usłyszałam krzyki Daniela. Muzyka ucichła, tak samo ludzie. - Won z mojego domu! Migiem! 

- Moore, co ci odjebało? - ułożyłam się wygodniej na łóżku.

- Bardzo mi przykro, impreza odwołana. A teraz won, zanim starzy wrócą. - jak na komendę wszyscy zaczęli wybiegać z domu. Słyszałam ten trucht, jakby się słonie zerwały. Kiedy zrobiło się cicho, dopiero wtedy poczułam, jak bardzo pulsuje mi głowa. Daniel po chwili wrócił do pokoju. Trzymał tabletki i butelkę z wodą. 

- Moore... - chwyciłam go za rękę. - Świat tak wiruje, że zaraz się zrzygam. 

- Byle nie na moje łóżko. Chodź. - pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do łazienki. Od razu, jak zobaczyłam sedes, rzuciłam się do biegu i zwymiotowałam. Chłopak odgarnął moje włosy i trzymał je w górze, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Gdy skończyłam, Daniel zawlókł mnie do pokoju, posadził na łóżku i podał mi tabletki. Łyknęłam je, popiłam i padłam. 

- Dziękuję. - szepnęłam i zamknęłam oczy. 

- Nie ma sprawy. Od czego są kumple. - odparł chłopak, ściągając mi buty i przykrywając mnie kołdrą. 

- Nie traktowałam cię jak kumpla, a powinnam. Przepraszam cię za to. - mruknęłam. 

- Nie przepraszaj. Śpij. Musisz odpocząć. - powiedział chłopak. Wyszedł z pokoju, poszedł do łazienki i wziął prysznic, usłyszałam szum wody. Kiedy wrócił, położył się koło mnie, trzymając odległość. Ja jednak potrzebowałam kogoś tej nocy. Odwróciłam się w jego stronę i przysunęłam do niego. Zaskoczony chłopak objął mnie i przytulił mocno. 

Nie czułam się już tak samotna. 

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz