∆9∆

1.1K 51 0
                                    

Zaczął się maj. Słońce grzało coraz mocniej, a ja musiałam się dusić w długich spodniach.

Po szkole podszedł do mnie Daniel. Uśmiechnął się szeroko i zlustrował mnie wzrokiem.

- Jefferson. Dzisiaj piątek... Może byś tak wpadła do mnie o dwudziestej? - propozycja urwania się z domu brzmiała kusząco.

- W porządku, ile osób? - spytałam.

- Właściwie to... - przysunął się trochę. - Myślałem, żebyś wpadła sama. - zmarszczyłam brwi. Uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Jesteś dobrą zawodniczką i wiem, że nie lubisz siedzieć w domu, więc... Pomyślałem, że będziesz chciała się wyrwać. - zaskoczył mnie. Nigdy nie proponowano mi picia we dwójkę.

- Czemu nie. - wzruszyłam ramionami. - Mam coś przynieść, czy masz już asortyment?

- Wszystko mam. - puścił mi oko. - Przyjechać po ciebie? - wyobraziłam sobie minę matki, gdy widzi mnie, jak odjeżdżam z chłopcem w samochodzie. Już widzę tego siniaka na moim tyłku po jej pasku.

- Wiesz co... - kombinowałam. - Przejdę się. Nie mieszkasz jakoś specjalnie daleko.

- Pół godziny drogi. Jesteś pewna? Dla mnie to nie problem. - dodał.

- Poważnie, przejdę się. Lubię chodzić. Dwudziesta? - zadałam pytanie dla pewności. W rzeczywistości chciałam, żeby skończył to całe naciskanie.

- Tak. Do zobaczenia. - odszedł w stronę swojego czarnego bmw.

***
Skłamałam matce, że ponownie idę spać do Roseanne. Ostatnio nie wymykałam się z domu, dlatego nie nabrała podejrzeń i nie kazała mi robić zdjęć.

Oczywiście wyszłam z domu po inspekcji. Gdy dotarłam do najbliższego śmietnika, schowałam się między kubłami i wyjęłam z plecaka krótkie jeansowe spodnie oraz czarny top. Włosy związałam w niechlujnego koka, podkręciłam rzęsy i nałożyłam rozświetlacz. Nie było sensu mazać ust szminką. Tylko bym ją zostawiała na szklankach po trunkach.

Po dwudziestu pięciu minutach stanęłam pod piętrowym domem Daniela. Ten dom kojarzył mi się z grubymi imprezami, melanżami do białego rana. A teraz? Muzyka nie dudniła, nikt nie rzygał przez okno, nikt nie całował się na ganku. Spokój i cisza.

Przeszłam przez poluzowaną furtkę i zapukałam do drzwi. Otworzył mi je Daniel. Zanim weszłam do środka, z domu wyszły dwie, kuso ubrane blondynki. Jedna miała lekko rozmazany makijaż, druga potargane włosy. Nie gibały się na boki, musiały być trzeźwe. Zanim ta druga opuściła dom, cmoknęła chłopaka w policzek. Uniosłam pytająco brew.

- Zaraz ci wyjaśnię, bo to nie to, co myślisz. Zapraszam. - przepuścił mnie w drzwiach. W środku nie dzwoniły butelki i nie unosił się dym petów lub czegoś mocniejszego. Przeszliśmy do salonu.

- No to tłumacz się, co to było. - rozwaliłam się na kanapie. Daniel podał mi piwo w butelce z zielonego szkła. Upiłam łyk.

- Robiłem im dwugodzinną sesję zdjęciową. - wyjaśnił. - Panie mają dość... Specyficzny gust, więc w trakcie...

- Nie kończ. - pociągnęłam kolejny łyk, zanim moja wyobraźnia zaczęła działać cuda. - Później przejdziemy do czegoś grubszego? - potrząsnęłam butelką.

- Oczywiście. - uśmiechnął się szeroko i włączył muzykę. Widocznie nie mógł zdzierżyć tej ciszy. - To...

- To. Co? - usiadł obok mnie i mi się przyjrzał.

- Jesteś lesbijką, nie? - zmarszczyłam brwi i odstawiłam piwo na stolik.

- Czekaj. - pociągnęłam go za bluzkę i pocałowałam go. Oddał pocałunek, jednak mnie to nie kręciło. Odsunęłam się po chwili. - W stu procentach jestem lesbijką. - odchrząknął. - Czemu pytasz?

- Rose mi na taką nie wygląda. - zastygłam w drodze po alkohol. Popatrzyłam podejrzliwie na Daniela.

- Coś sugerujesz? - spytałam.

- Ciągnie cię do niej od imprezy u Caleba, przyznaj się. - przygryzłam dolną wargę.

- Możliwe. Albo nawet wcześniej. Sama nie wiem. - goryczka chmielu rozlała się w moich ustach. - Nie wiedziałam, że chcesz gadać akurat o tym.

- Widzę, jak się męczysz z uwodzeniem jej. - zmrużyłam oczy. - Nie to, że wątpię w twoje kompetencje. Po prostu ona musi się oswoić z pewnymi myślami. No i chodzi z Freddiem...

- Co stanowi spory problem. - Daniel pokiwał głową.

- Mogę spróbować zmusić go, by z nią zerwał. - zmarszczyłam brwi, najbardziej jak się dało. - To nie będzie łatwe, ale ty przecież możesz też działać z Rose. Przekonuj ją do jej niepewności.

- Daniel, piłeś coś przed moim przyjściem? Albo może strzeliłeś coś grubszego? - nie dowierzałam, co przed sekundą powiedział mi brunet. Chciał mi pomóc w uwodzeniu Roseanne?

- Nie. Czemu pytasz? - poprawiłam się na kanapie.

- Chcesz mi pomóc mieć pannę Park? - skinął głową. - Po co?

- Nie do końca mi chodzi o nią. Chodzi mi o Freda. Nie powinien chodzić z Rose. No i stłukł ulubiony wazon mojej mamy. - wyszczerzył się. - Więc?

Zacisnęłam usta w cienką linię. Z jednej strony chciałam mieć Roseanne przy sobie i faktycznie Fred był idiotą, który tylko zagracał życie panny Park swoją obecnością. Z drugiej nie chciałam, żeby blondynka jakkolwiek cierpiała po zerwaniu z nim i wciąż nie byłam pewna, czy kłamała, mówiąc, że jest hetero.

- Nikt nie ucierpi, oprócz Freda? - upewniłam się.

- Jasne. Rozumiem, że się zgadzasz? - gdyby Daniel miał ogon, zamerdałby nim z radością.

- No dobra.

𝙸 𝚠𝚊𝚗𝚝 𝚝𝚘 𝚋𝚛𝚎𝚊𝚔 𝚏𝚛𝚎𝚎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz