𝙲𝚑𝚊𝚙𝚝𝚎𝚛 𝟺𝟷

39 5 15
                                    

    Gdy Cesarzowa zniknęła ze swojej komnaty, Książę Tolui nie mógł się otrząsnąć. Nie po czymś takim. Osiemnastolatce udało się, mimo przeciwności, rozbudzić wszystkie jego zmysły, które do tej pory zostawały uśpione.

   W momencie, kiedy zdecydował się usiąść na krześle i napić się, już pewnie, zimnej herbaty, usłyszał czyjeś kroki. Odwrócił się. Jego spojrzenie napotkało wzrok Hong-dan. Wzrok nieobecny.

   Pokłoniła mu się, po czym wyminęła go jak gdyby nigdy nic i usiadła na szezlongu pod ścianą, na której wisiał ręcznie wyszyty gobelin z lasami Goryeo.

   - Ty- było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale dama dworu uznała za stosowne odpowiedzieć mu delikatnym  skinieniem głowy.- I mimo wszystko...

   - Tak- nie dała mu dokończyć. Nie chciała o tym mówić. Nie teraz. Nie teraz, gdy obiecała... O b i e c a ł a Cesarzowej, że to zrobi. Że zaryzykuje swoje dobre imię. Narazi życie.

   - Dlaczego?- tylko tyle był w stanie wydusić. Jej wzrok. Jej wzrok, smutny, ale przenikliwy, przeszedł go do szpiku kości. Wzdrygnął się.

   - Poznałam ją dziesięć lat temu...-podjęła opowieść. Książę w końcu odważył się na nią spojrzeć.- Byłam brudna i głodna...- spojrzała na niego obojętnie, po czym zdecydowała się kontynuować.- Walczyłam o przetrwanie. O każdy oddech... Na ulicy.

   Tolui bez problemu mógł to sobie wyobrazić. Kto by nie mógł, gdyby ktoś obrazował słowami to bardzo dokładnie.

    - Przechodziła obok karczmy, przy której znalazłam schronienie. Nie chciałam, ale mnie zauważyła... Jakimś sposobem dostrzegła mnie i kiedy najmniej się tego spodziewałam, podeszła do mnie i złapała moją dłoń... Dwa palce mojej większej dłoni.

    Książę z trudem powstrzymał się przed dotknięciem opuszkami palców twarzy dwórki. Zacisnął dłoń w pięść i schował pod stolikiem. Jak gdyby tylko on dawał mu pewność, że nie zrobi czegoś, co mogłoby wyjść poza granice rozsądku.

   - Następnego dnia...- powstrzymała z trudem łzy, które cisnęły jej się do oczu na to wspomnienie.- Następnego dnia przyszła ponownie. Tym razem nie sama. Był z nią brat. I zabrali mnie do domu pana Songa.

    Cały czas jej słuchał. Był jak naczynie, w które ona przelewała wszystkie smutki, zmartwienia, radości. Wszystko.

  - Przysięgłam...- głos miała coraz słabszy. Drżała. Nie powstrzymywała łez. Nie musiała. Nie przy nim. Przy Księciu. Przy... p r z y j a c i e l u.- Przysięgłam, że zawsze, ale to zawsze będę jej służyła.

    Zadrżał. Hong-dan ryzykowała bardzo wiele i znała cenę. Cenę w ł a s n e g o życia. Jej życia i szczęścia. Była odważna. Tak odważna, jaką uważał ją Tolui. Zgodziła się ze względu na Cesarzową. Swoją Panią i jednocześnie przyjaciółkę. Dla dobra sprawy, jaką było pozbycie się Cesarzowej Wdowy i Wielkiego Premiera.

   - Nie dbam o to, co się ze mną stanie- sięgnęła ręką do jego ramienia i zacisnęła na nim drobną, zniszczoną pracą dłoń. Zaczęła nią jeździć po jego nagiej skórze i zataczać koła. Wciąż i wciąż. Nakresliła sobie drogę do ust kochanka i wbiła się w jego wargi.

   I w tym momencie, kiedy Tolui na chwilę zapomniał po co tu przyszedł i dlaczego, drzwi się otworzyły i stanęła w nich Cesarzowa Wdowa.

   Książę odsunął się od damy dworu wbrew własnej woli. Wiedział, że powinien to zrobić, ale to co poczuł, gdy jego usta pocałowały wargi dwórki, nie pozwalało mu myśleć do końca trzeźwo.

  - Już jakiś czas temu podejrzewałam, że coś jest nie tak, ale nigdy nie spodziewałabym się, że dama dworu byłaby zdolna do czegoś takiego.

   Sam ton głosu Wdowy sprawił, że przyłapani w komnacie Cesarzowej  kochankowie, się wzdrygnęli, ale żadne z nich nie odważyło się odezwać. Do czasu...

    - To moja wina!- wykrzyczała na całe gardło Hong-dan. Dziewczyna wyminęła Księcia, po czym padła na kolana przed kobietą, która była w stanie zabić dwudziestotrzylatkę na miejscu, w tej chwili. Ukarać śmiercią za... Za romans z kimś, kto jest powyżej rangą w Pałacu... Za romans z Księciem. - Omotałam Jego Książęcą Wysokość. Nie chciał tego. Nie z e m n ą.

   Musiał coś zrobić. Chciał ochronić Hong-dan przed karą, która jej się nie należała. Kiedy tylko chciał otworzyć usta, wtedy w jego uszach zabrzmiał głos, który będzie go prześladował do końca życia.

  - Zabrać ją do lochu i n i k o g o do niej nie wpuszczać- zwróciła się do strażników, którzy nie wiadomo skąd, nagle znaleźli się po obu jej stronach. - Cesarz zadecyduje na jaką karę zasłużyła.

    Coś w nim pękło. Poczuł się pusty. Bez życia i sensu. Szary jak niebo w deszczowy dzień i nie znaczący zupełnie tyle, co nic.

   Padł na kolana dokładnie w miejscu, gdzie była wcześniej Hong-dan. Owinął się ramionami i po prostu pozwolił się sobie rozpłakać, jak wtedy, gdy był zaledwie niewinnym i bezbronnym dzieckiem.

    Po prostu z nimi poszła. Poddała się. Jak gdyby nigdy nic dała się zabrać do lochu. Za niewinność. Za to, że była lojalna. Za ukrywane uczucie do jego osoby, gdy on także ją kochał. I to go rozwścieczyło, zabijając powoli od środka.

Ten rozdział mógłby być jeszcze dłuższy, ale stwierdziłam, że to będzie dobry moment na jego zakończenie. Co tym razem Was zdziwiło, a co wręcz przeciwnie?

Co się stanie z Hong-dan i o co z tym wszystkim chodzi? Po co Cesarzowa prosiła ich o coś takiego?

𝚃𝚑𝚎 𝙶𝚛𝚎𝚊𝚝 𝙴𝚖𝚙𝚛𝚎𝚜𝚜 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz