Rozdział 29

61 3 0
                                    

***Blake***

-Nie wyglądasz tak źle – mruknął Paul, przyglądając mi się z uśmiechem. - Nie sądziłem, że umiesz się bić.

-Ja też nie – jęknąłem, wycierając krew kapiącą mi z nosa.

-Co też miłość robi z człowiekiem – zadrwił Dan i wszyscy zaśmialiśmy się z rezygnacją.

Po kilku minutach słuchania obleśnych komentarzy turystów nie wytrzymałem i krzyknąłem do nich, żeby się zamknęli. To – mogłem się tego spodziewać – zadziałało na nich wręcz odwrotnie i chłopaki przytrzymali mnie, żebym przypadkiem nie zrobił jakiegoś głupstwa, przypominając mi, że jeśli ja zaatakuję pierwszy, będę miał przez to problemy. Ale wcale nie musiałem długo czekać, żeby któryś z nich, pijany w trzy dupy, uznał bijatykę za wspaniały pomysł. Pech chciał, że ich było sześciu, a nas tylko trójka i gdyby nie to, że w barze siedziało mnóstwo miejscowych, to mielibyśmy przechlapane. Turyści zostali przegonieni z lokalu, a my skończyliśmy z kilkoma siniakami i moim rozkwaszonym nosem.

-Teraz z chęcią napiłbym się piwa z procentami, a nie tego bezalkoholowego gówna – mruknąłem, obserwując swoją pustą do połowy butelkę.

-Da się załatwić – Dan uśmiechnął się diabelsko i zadzwonił do, jak się okazało, swojego starszego brata.

-O, jedzie Jenny – Paul wskazał podbródkiem na zbliżające się do baru auto. - Dziewczyny pewnie też będą chciały się napić, powiem Danowi, żeby zamówił u brata trochę więcej.

Czując się jak ostatni frajer, bo tylko ja odniosłem tak widoczne obrażenia, spojrzałem z uśmiechem na dziewczyny wysiadające z auta, próbując udawać, że nic się nie stało. Mina mi jednak zrzedła, kiedy z tylnego siedzenia zsunęła się Leana, patrząc na mnie ze strachem.

-Napisałem Jenny co się stało, ale nie sądziłem, że ściągnie tu ze sobą Leanę – mruknął mi Paul na ucho. - Sorry, stary.

-To nic – powiedziałem obcym mi głosem i wpatrzyłem się w dziewczynę.

Miała na sobie spodnie od kombinezonu, ciężkie buty i koszulkę na ramiączkach, ale wyglądała w tym tak seksownie, że wiedziałem już, że nie będę w stanie porozmawiać z nią bez zwracania na to uwagi.

-Zostawiamy was na chwilę, a wy co robicie? - jęknęła Fiona, podchodząc do Dana i oglądając go uważnie. - Co się stało?

-Paru tych dupków, którzy zaczepiali cię wcześniej, zaczęło znowu o tobie gadać – powiedział Paul do Leany, obejmując przy tym swoją dziewczynę ramieniem. - Nie dało się tego słuchać.

-Więc postanowiliście się z nimi lać? - warknęła Leana, a strach w jej oczach zastąpiła złość, kiedy patrzyła prosto na mnie.

-No nie, akurat to oni zaczęli – wtrącił się szybko Dan. - Blake próbował ich uciszyć, ale to ich tylko jeszcze bardziej rozjuszyło. W końcu nie wytrzymali i się na nas rzucili.

Czułem potworne zażenowanie, bo oczywiście tylko ja oberwałem, ale próbowałem udawać, że to nic takiego. Czekałem, aż Leana się rozkręci i zacznie mnie ochrzaniać na całego.

-Byli pijani i pewnie szukali tylko okazji, żeby zacząć bójkę – usłyszałem głos Fiony, dobiegający z okolic Dana. - Pewnie szykowali się na was, odkąd Blake wstawił się za Leaną.

-Idioci – podsumowała Jenny, przyglądając mi się z troską. - Źle to wygląda.

-Nic mi nie będzie – mruknąłem i wstałem, chcąc jechać do domu. - Do następnego razu.

Wyminąłem Leanę, która cały czas wpatrywała się we mnie ze złością i wsiadłem do auta, już słysząc marudzenie mamy, które się zacznie, jak tylko mnie zobaczy. Odpaliłem silnik, nie mogąc udawać, że nie słyszę, jak dziewczyna idzie szybko w moją stronę, ewidentnie wkurzona. Otworzyła drzwi i wsiadła do środka.

-Nie musiałeś się za mną wstawiać! - zaczęła, zamykając za sobą drzwi, żeby nikt jej nie usłyszał. - Niepotrzebnie tylko narobiłeś sobie problemów! A już na pewno nie musiałeś się bić!

-Uwierz mi, że miałem na to okropną ochotę – warknąłem, zawieszając na niej wzrok. - Chciałem ich stłuc za to, co o tobie gadali. Ciesz się, że tego nie słyszałaś, bo nie wiem, czy już dawno sama nie rzuciłabyś się na nich z pazurami.

-Narąbani ludzie gadają różne rzeczy, ale to nie powód, żeby dać sobie złamać nos!

-Nie jest złamany – mruknąłem, obserwując, jak złość zaczyna z niej ulatywać. - I chciałem, żeby dostali nauczkę. To było okropne, siedzieć tam i słuchać, co oni mówią, więc dobrze się skończyło, że mogłem się chociaż wyżyć, a nie kisić to wszystko w sobie. To całkiem wyzwalające uczucie.

-Ale przecież to nie ty! - jęknęła Leana, patrząc na mnie sarnimi oczami. - Ty się nie bijesz!

-Ty też nie zachowujesz się jak ty, więc nie próbuj mnie pouczać – odpowiedziałem, najwidoczniej jeszcze nabuzowany adrenaliną. - Robisz co chcesz, więc ja będę robił to samo.

-I będziesz teraz chodził po Tobermory i szukał okazji, żeby kogoś sprać?

-Jeśli będę miał na to ochotę, to tak – warknąłem.

Leana prychnęła z niedowierzaniem i to sprawiło, że coś we mnie pękło. Chciałem jej dopiec. Chciałem, żeby cierpiała.

-Zerwałaś ze mną, więc nie powinno cię to obchodzić. Nie wiem, po co w ogóle tu przyjechałaś z dziewczynami. Jeśli myślałaś, że chciałbym cię zobaczyć, to się ostro pomyliłaś.

-Nie schlebiaj sobie! - odwarknęła, łapiąc za klamkę. - Chciałam się tylko upewnić, że cię nie zabili.

-Jakby cię to obchodziło!

-Już nie!

Zatrzasnęła za sobą drzwi i ruszyła szybkim krokiem wzdłuż drogi, nie odwracając się za siebie i dając swoim długim, brązowym włosom, powiewać za sobą. Zacisnąłem dłonie na kierownicy i wpatrzyłem się w jej sylwetkę, myśląc o tym, kiedy wreszcie o niej zapomnę – doskonale wiedziałem, że jakaś część mnie wcale nie chciała wymazywać Leany z pamięci.


***Leana***

Nie wiem, dlaczego w ogóle tu przyjechałam. Może po rozmowie z dziewczynami podświadomie liczyłam na to, że się pogodzimy? Może byłam w rozchwianym, romantycznym nastroju i miałam nadzieję, że rzucimy się sobie w objęcia jak na filmach, zapewniając się o tym, że już zawsze będziemy razem? Co ja sobie w ogóle myślałam?!

Byłam wściekła na Blake'a za to, że w ogóle dał się wciągnąć w jakąś bijatykę, tym bardziej z mojego powodu. Byłam na niego zła o to, że dalej o mnie nie zapomniał i ciągle stawał w mojej obronie, jakby nic między nami się nie zmieniło. Sama ciągle jeszcze o nim myślałam, ale miałam cichą nadzieję, że on wykaże się większym rozsądkiem i szybciej się pozbiera, ale jak widać się myliłam. A do tego jego nerwowe zachowanie, wdawanie się w bójki... Wiedziałam, że to znak, że sobie z tym nie radzi, ale nie mogłam mu pomóc, jeśli sama chciałam się z niego wyleczyć. Im rzadziej będę go widywać, tym lepiej.

Nic o mnie nie wiesz /ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz