8.

1.4K 40 0
                                    

Nie łatwo było pożegnać nam się z Kendall. Dzień jej wyjazdu był naprawdę przygnębiający, ale nie mogliśmy nic zrobić. Wraz z jej wyjazdem, postanowiłam sprzedać mieszkanie i wrócić do rodziców. Nie widziałam siebie samej w tak ogromnym mieszkaniu. Nasze wspólne mieszkanie niestety nie trwało zbyt długo, ale kto mógł to przewidzieć? Jedynym plusem w tym wszystkim było to, że nie miałam już tego cholernego gipsu. W dniu przeprowadzki postanowiłam zrobić sobie wolne od zajęć. Weszłam do swojego starego pokoju i odstawiłam karton na podłogę.

— Jeszcze jeden został na dole. — Powiedziałam i podniosłam głowę. — A tobie to nie za wygodnie?

— Mi? — Zapytał chłopak leżący na łóżku, po czym zaśmiał się. — Nie jest najgorzej, ale mogłoby być jeszcze lepiej.

— Ah tak, doprawdy? — Pokręciłam głową i skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej, nie przestając patrzeć na niego. Jego spokój i wpatrzone we mnie oczy, trochę mnie zaniepokoiły. — Co ty knujesz?

— Aa nie wiem. Może to? — Nagle niespodziewanie zebrał się do siadu, złapał mnie za rękę i przyciągnął mnie tak, że upadłam dosłownie na niego. — O, teraz jest idealnie.

— Travis puść mnie, nie skończyliśmy jeszcze. — Zaśmiałam się i próbowałam wyswobodzić, ale nic z tego. Był zdecydowanie silniejszy ode mnie.

— Walczymy już z tymi kartonami z trzy godziny, odpocznijmy. — Spojrzałam na niego. Leżał z przymkniętymi oczami, ale niestety miał rację. Nawet na chwilę nie zrobiliśmy sobie przerwy. — Nie gap się tak na mnie tylko odpoczywaj.

— Przecież nie gapię. — Uśmiechnęłam się lekko i położyłam głowę na jego torsie.

Leżąc tak i odpoczywając, dopiero w tamtym momencie zaczęłam odczuwać zmęczenie. Staraliśmy się zrobić wszystko jak najszybciej, ale byliśmy tylko we dwójkę i jeden samochód. Na dodatek nie był on zbyt duży. Tak więc chcąc nie chcąc trochę nam się przy tym zeszło. Słysząc miarowy oddech Travisa zrozumiałam, że odleciał. Jednak ten jego oddech i wolne poruszanie się klatki piersiowej na której leżałam, na tyle mnie uspokajały, że i moje oczy zaczęły się robić coraz cięższe.

Od dnia w którym wszyscy wyjaśnialiśmy sobie wszystko, nie  zmieniło się zbyt wiele. Oczywiście oprócz wyjazdu Kendall. Tak naprawdę wszystko wróciło do normy. Każdy miał swoje obowiązki. Widywaliśmy się popołudniami, ale nie codziennie i nie zawsze w pełnym składzie. Za to mój kontakt z Travisem stał się bliższy, ale to dlatego, że chodziliśmy ze sobą na te same zajęcia. Tak więc pół dnia spędzaliśmy razem, a niekiedy po zajęciach udawaliśmy się na jedzenie czy też wspólną naukę. Byłam mu naprawdę wdzięczna, że zgodził się mi pomóc. Bałam się aż pomyśleć, ile czasu zajęłoby mi to samej. Oczywiście oboje zasnęliśmy, a obudził mnie dźwięk czegoś co upadło na ziemie.

— Matko co to było? — Zebrałam się do siadu i otworzyłam szeroko oczy. Travis stał na środku pokoju z książka w dłoni. Rozejrzałam się dookoła. — Gdzie są wszystkie pudła? Co tu się stało?

— Wszystko ogarnięte szefowo. — Zaśmiał się i odstawił książkę na półkę do pozostałych. — Uprzedzając twoje pytanie to tak. Ubrania, w tym bieliznę też rozpakowałem. — Mówiąc o bieliźnie poruszył przy tym zabawnie brwiami, a ja rzuciłam w niego poduszką. — Ej! Wystarczyło powiedzieć dziękuję!

— Dziękuję. — Powiedziałam z udawanym uśmieszkiem na ustach. — Ale czemu to zrobiłeś? Przecież mogłeś mnie obudzić i sama bym to zrobiła. W ogóle która jest godzina?

— Koło dziewiętnastej. — Usiadł na moim łóżku i spojrzał na mnie. — A zrobiłem to, żebyśmy mogli iść na imprezę i żebyś nie mówiła, że musisz rozpakować jeszcze kartony bla bla bla.

You smell like love.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz