Nadszedł ten dzień. Pierwszy dzień drugiego roku moich studiów. Dzień w którym zamierzałam wystartować od zera. I co najważniejsze, czułam całą sobą, że jestem na to gotowa. Wiedziałam, że z nim czy bez niego, dam radę. Z samego rana wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie i naładowana pozytywną energią wyruszyłam z mieszkania. Po drodze musiałam podjechać jeszcze po Kendall, ponieważ ubiegłą noc spędziła u Matta. Swoją drogą wiedziałam, że tak będzie, że więcej czasu będzie spędzała u niego niż w naszym mieszkaniu. Nie miałam jej oczywiście tego za zle. To było zrozumiałe, że jako para chcieli ze sobą spędzać jak najwiecej czasu. A ja i tak w głębi serca byłam przygotowana na to, że wcześniej czy później Kendall zamieszka z nim, a ja zostanę sama.
— A ty co taka wesoła? — Zapytała Kendall wsiadając do mojego samochodu i spojrzała na mnie.
— A ty co taka marudna? Czyżby ciężka noc? — Zaśmiałam się i słysząc dźwięk zapiętych przez nią pasów, wyjechałam z pod domu Matta.
Kendall jedynie zaśmiała się, chcąc mnie naśladować i wytknęła mi język. Oczywiście jak to cała ona, przez pokonywaną przez nas trasę gadała jak najęta. Ona w porównaniu do mnie, zawzięcie śledziła to czy ktoś nowy miał dołączyć na nasz rok. Bardziej chyba interesował ją ten fakt, niż nowy rok szkolny. Dojechałyśmy dosłownie na styk, ponieważ po drodze podjechałyśmy jeszcze po naszą ukochaną kawę do pobliskiej kawiarni obok uczelni. Wbiegłyśmy zdyszane do klasy, gdzie miałyśmy pierwsze zajęcia. Na całe szczęście w naszej grupie nie uległy żadne zmiany. Po kilku godzinach przyszła pora na lunch.
— Idź zajmij miejsca. Ja skoczę jeszcze do łazienki. — Oznajmiłam Kendall, kiedy kierowałyśmy się na skwer, gdzie wszyscy spożywali lunch, po czym odłączyłam się od niej. Skierowałam się do łazienki i zajęłam się załatwianiem swoich potrzeb. Po wszystkim umyłam ręce i ruszyłam do drzwi. Jednak po przekroczeniu progu, wpadłam na kogoś. — Przepra... No nie wierzę.
— Śledzisz mnie? — Myślałam, że śnię. Po raz kolejny wpadłam na tego samego chłopaka, na którego wpadłam na piątkowej imprezie.
— To chyba ty mnie. — Skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej, kiedy chłopak po prostu się zaśmiał. Zilustrowałam go od dołu do góry i zobaczyłam telefon w jego rękach.
— O nie. Tym razem mi go nie zabierzesz. — Zakpił i schował telefon do kieszeni, a następnie przeczesał palcami włosy i posłał mi jeden z tych cwaniackich uśmieszków. Ja jedynie przewróciłam oczami i wyminęłam go. Jednak chłopak nie dawał za wygraną i ruszył odrazu za mną, równając ze mną krok. — Przepraszam. Za to na imprezie i za to przed chwilą.
— Oh. Potrafisz być poważnym człowiekiem. A już myślałam, że jesteś zwykłym cwaniakiem. — Tym razem to ja zakpiłam z niego i wysiliłam się na to by posłać mu uśmiech. On jedynie skwitował go śmiechem i pokręcił głową. Byliśmy już prawie przy skwerku na którym siedziała Kendall, kiedy nagle chłopak przystanął i położył rękę na moim ramieniu, tym samym hamując mój chód. Odwróciłam się w jego kierunku i posłałam mu pytające spojrzenie. — O co chodzi?
— Nie szukam sobie wrogów. Tym bardziej w tak pięknych kobietach. — Puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami. Jednak chwilę później odchrząknął i znów poprawił swoje włosy, a następnie wyciągnął rękę w moją stronę. — Jestem Travis. Zaczniemy od początku?
Spojrzałam na jego wyciągniętą w moim kierunku dłoń, a później skierowałam wzrok na jego twarz. Unosząc przy tym jedną brew ku górze. Chłopak stał twardo i czekał na mój ruch.
— Liliana. — Powiedziałam w końcu podśmiewając się i nie chcąc trzymać go dłużej w niepewności. Choć szczerze mówiąc sprawiało mi to frajdę. Po uściśnięciu dłoni oboje ruszyliśmy w swoje strony. Idąc w stronę Kendall widziałam z daleka ten jej uśmieszek. Zajęłam miejsce obok niej i spojrzałam na nią. — Nic nie mów.
— Podoba mi się ten twój nowy start. Nie tracisz czasu. — Zaśmiała się, a ja z niedowierzaniem spojrzałam na nią. Jednak jej śmiech był na tyle zaraźliwy, że po pewnym czasie i ja się zaśmiałam kręcąc głową. — Zaprzyjaźniłaś się już z Travisem?
Słysząc to pytanie o mało nie zadławiłam się spożywanym przeze mnie jedzeniem. Odwróciłam się w stronę rozbawionej Kendall i z niedowierzaniem zatopiłam w niej wzrok.
— Skąd wiesz jak ma na imię? — Zapytałam całkowicie zdezorientowana.
— Byliśmy wczoraj z Mattem, Khloe i Justinem wieczorem w barze z kumplami chłopaków. No i oni przyszli z Travisem. Reszty chyba się już sama domyślasz.
Dokończyła i wróciła do swojego jedzenia. Nie skomentowałam tego. Zmarszczyłam jedynie brwi i również zajęłam się jedzeniem. Byłam w szoku, że nowy chłopak w naszym mieście zdążył tak szybko wkraść się do ekipy mojego brata. Powiedziałabym, że wręcz mnie to zaintrygowało, ponieważ mało komu się to udawało. Po zjedzonym lunchu czas na zajęciach minął nam strasznie szybko. Bynajmniej mi. Kendall za to marudziła co godzinę, jak to bardzo nie chce już siedzieć na wykładach. A przecież był to dopiero pierwszy dzień. Po drodze do domu wskoczyłyśmy jeszcze do sklepu. Lecz wracając z niego jedno z aut przykuło moją uwagę.
— Widzisz tego czarnego mustanga za nami? — Zapytałam przyjaciółki, patrząc ukradkiem w tylne lusterko. Ona za to odlepiła swój wzrok od ekranu komórki i odwróciła się.
— Widzę i co z nim? — Zapytała całkowicie nie przejęta.
— Wydaje mi się, że jeździ za nami odkąd wyjechałyśmy z pod uczelni. — W porównaniu do Kendall, ja zaczęłam czuć swego rodzaju niepokój i przycisnęłam mocniej pedał gazu.
— Gdzie tak pędzisz? Pewnie ci się wydaje. Jesteś przewrażliwiona. — Nadal próbowała zarazić mnie swoim spokojem. Jednak kiedy auto za nami również przyspieszyło, wcisnęła się mocniej w fotel. — LILIANA CZERWONE!!
To było ostatnie co usłyszałam. Później już było tylko oślepiające światło, huk i ciemność. Nic nie widziałam. Nic nie słyszałam. Nic nie czułam. Nie wiem ile byłam w takim stanie. Jedyne co pamietam, kiedy ocknęłam się na chwilę, to światła na suficie i głośne krzyki ludzi nade mną. Czas jakby zatrzymał się w miejscu, kiedy znów nastała ciemność. Nagle wydarzyło się coś niespodziewanego. Coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Mianowicie w mojej głowie pojawił się film. Film od dnia narodzin, przez każde ważne wydarzenie w moim życiu, twarze moich bliskich, nawet Kaspra. Po cały przeżyty przeze mnie dzień, aż do momentu w którym jechałam z Kendall w samochodzie. Powtarzał się on cały czas, jakby ktoś specjalnie ustawił na ponowne odtwarzanie. Każdy najmniejszy szczegół był w nim ujęty. Każde słowo. Wspomnienie. W mojej głowie działo się coś niesłychanie dziwnego. W pewnym momencie film zniknął, a moim oczom znów pojawił się nie kto inny, jak mój ukochany Kasper. Stał i uśmiechał się do mnie.
— Nie chciałem cię tu znów widzieć. — Nagle jakby posmutniał. Spojrzał na mnie i westchnął. — Jeszcze nie teraz mała...
— Czy ja.. czy ja umarłam? — Zapytałam ledwo co, ponieważ każde słowo czy nawet wzięcie oddechu, wywoływało we mnie niesamowity ból. Podszedł do mnie i po prostu mnie przytulił, chowając moją głowę w między swoje ramiona. Jednak w pewnym momencie zaczął przyciskać mnie na tyle mocno do siebie, że zaczęło brakować mi tlenu. Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale on nawet nie drgnął.
CZYTASZ
You smell like love.
Teen FictionCały czas wmawia nam się, że nie powinno wchodzić się drugi raz do tej samej rzeki. A za razem mówią również, że należy dawać ludziom drugą szansę, ponieważ i my kiedyś możemy takowej potrzebować. Jednocześnie mówiąc również, to doskonale znane nam...