Hermiona była w wyjątkowo złym humorze i nie odzywała się do nikogo. Sama wstała wcześniej niż zwykle i poszła na śniadanie.
- A tej co znowu? - zapytał Ron, widząc sfrustrowaną Granger, która nad jedzeniem trzymała podręcznik do eliksirów.
- A bo ja wiem.
- Chyba coś się stało, kiedy wczoraj zniknęła - powiedziała Luna i skierowała się w stronę stołu dla Krukonów.
- Nie siądziesz z nami, jak wczoraj? - zapytała Ginny.
- Jeśli chcesz, to jasne.
Usiedli na drugim końcu stołu od Hermiony i Ginny spojrzała na nią przepraszająco.
- Może powinniśmy okazać jej wsparcie czy coś?
- Myślę, że jej przejdzie - powiedział Harry - ale trochę martwi mnie, że w sumie znowu się uczy. A mamy dopiero drugi dzień i nic jej nie zadali.
- Typowa Hermiona - prychnął Ron.
- Widzę, że kółeczko wzajemnej adoracji się rozpada - powiedział Draco, przechodząc obok Gryfonów.
- Lepiej zobacz czy z twoim wszystko gra - odparła Ginny i zgasiła Malfoya wzrokiem.
- Widzisz, Weasley, mnie lubią wszyscy.
- Chyba tylko ci, co nie mają mózgu.
- Wystarczy, Panie Malfoy - McGonagall podeszła do stołu - odejmuję dziesięć punktów Slytherinowi. A ciebie, Harry, poproszę na chwilę po śniadaniu. Dosłownie pięć minut.
- Dobrze, Pani Profesor.
Harry poszedł do McGonagall, jak tylko coś zjadł.
- Dzień dobry, Pani Profesor.
- Dzień dobry, Harry. Chciałam ci przekazać, że profesor Dumbledore chce się z tobą spotkać godzinę przed kolacją. Chciałby z tobą porozmawiać o Sam-Wiesz-Kim.
- Dobrze, przyjdę do niego.
- Hasło to "cytrynowe dropsy", a teraz zmykaj na lekcje.
- Dobrze, do widzenia.
- Do widzenia, Potter.
Lekcja eliksirów przebiegła raczej spokojnie. Hermiona siedziała sama na samym końcu sali, a jedyną osobą, która się nią ewidentnie interesowała, była Pansy Parkinson. Kolejną lekcją było wróżbiarstwo. Na poddaszu jak zwykle panowała duchota i skwar, a zapach był tak intensywny, że ledwo dało się myśleć. Następnie drugie śniadanie, dwie lekcje z Lupinem, zaklęcia, obiad, okienko, historia magii i koniec lekcji.
Harry poszedł do Profesora Dumbledore' a, tak jak obiecał McGonagall.
- Cytrynowe dropsy - powiedział hasło i drzwi się przed nim otworzyły. Wszedł po kamiennych schodach i zastał dyrektora, siedzącego przy biurku.
- Witaj, Harry!
- Dzień dobry, Panie Profesorze.
- Cytrynowego dropsa?
- Poproszę - dyrektor dał mu cukierka, a chłopak włożył go do ust.
- No więc, Harry, mam parę spraw. Po pierwsze Voldemort jest coraz silniejszy i niewątpliwie będziesz musiał go kiedyś pokonać. Jednak nie ma tego złego, bo wszyscy już nam wierzą po ostatniej... interwencji w Ministerstwie Magii. A zatem możemy liczyć na pomoc. Jednak samego Voldemorta musisz pokonać ty. I chciałbym, żebyś się podszkolił nieco w zaklęciach obronnych. Pomoże ci w tym Profesor Lupin. Dlatego od dziś w piątki po drugim śniadaniu będziesz do niego chodził na lekcje. Mam też dobrą wiadomość, gdyż możesz zamieszkać u Syriusza już od wakacji. Został uniewinniony, więc sprawa jest zamknięta. Mam nadzieję, że to ci nieco poprawiło humor. Jeszcze jednego dropsa?
CZYTASZ
To nie tak, jak myślisz
FanfictionHarry, to normalne, że się boisz. Niepotrzebnie powiedziałem ci o tym, co powiedział Slughorn... Przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić... Ale pamiętaj, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć.