Rozdział XVIII

297 16 26
                                    

Rano następnego dnia Hermiona z Harrym i Ginny poszła na śniadanie do Wielkiej Sali i od razu wpadli na Profesor McGonagall.

- Witam, zawiodłam się na was. Natychmiast do gabinetu dyrektora! - powiedziała oburzona nauczycielka transmutacji.

Podążyli za nią do gabinetu Profesora Dumbledore'a, gdzie siedzieli już Draco i Pansy.

- Dziękuję za przyprowadzenie ich. Siadajcie, proszę.

- W takim razie ja już będę iść - powiedziała McGonagall i zniknęła na schodach, prowadzących do gabinetu.

- Myślę, że domyślacie się, dlaczego was tu zebrałem.

- Panie Profesorze, my nic nie zrobiliśmy... - zaczęła Parkinson.

- Proszę mnie nie okłamywać. Panno Parkinson, wiem, że to ty dolałaś eliksiru prawdy. Wiem jednak od Profesora Slughorn'a, że nie umiałaś zrobić tego eliksiru. Zaś Pannie Granger szło to znakomicie, ma Pani coś na obronę?

- Zgadzam się, że szło mi dobrze. Jednak nie ukradłam ani składników na eliksir ani eliksiru. Tak zrobiłam tylko w drugiej klasie i nigdy więcej się to nie powtórzyło.

- Ale nie zaprzeczysz, że to ty dałaś eliksir Pannie Parkinson?

- To prawda dałam.

- A Panna nie zaprzeczy, że wlała go Panu Profesorowi.

- To nie Pansy go wlała, tylko ja - powiedziała Ginny, zanim Pansy otworzyła usta, żeby się przyznać. - Kazałam Pansy wziąć eliksir od Granger, dać go mi i zagadać Profesora, wtedy podmieniłam mu sok na ten z eliksirem i Pansy wróciła do mnie, udając, że obiecała mi taniec.

- Dobrze, czyli Parkinson odwróciła uwagę, a Pan, Panie Malfoy, wypytał Profesora?

- Tak, zrobiłem to, bo chciałem pomóc Harry'emu - powiedział Draco i wtedy dopiero zorientował się, że powiedział Harry, nie Potter, Harry.

Hermiona znowu poczuła się zazdrosna, nie mogła nic na to poradzić. Niby wokół działa się dużo ważniejsza sprawa, ale ona miała w głowie tylko "chciałem pomóc Harry'emu". Dlaczego to ją tak bardzo bolało? Dlaczego nie mogła odpuścić? Bała się, czuła się zagrożona przez tego blondyna, bo wiedziała, że jej dorównuje pod wieloma względami. Był inteligentny, przystojny, pociągający i z pewnością okłamał Harry'ego, że mu się nie podoba. Hermiona widziała to w jego oczach, w jego gestach, w jego słowach.

- Świetnie, jeśli chcecie kogoś zmusić do powiedzenia prawdy, to chociaż użyjcie Obliviate, na Merlina. Skoro jednak zapomnieliście, to nie mam wyboru, jak dać wam szlaban. Nie chcę tego robić, ale muszę, bo się rozniosło między nauczycielami. Dlatego będziecie mieć szlaban w Zakazanym Lesie, dzisiaj o 22:30. Przyda wam się trochę pokory. Mam nadzieję, że przynajmniej czegoś się dowiedzieliście, a teraz zmykajcie na lekcje. Chcecie dropsy cytrynowe?

- Nie, dziękujemy - odpowiedzieli chórem i wyszli.

Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, ryknęli śmiechem.

- Czy on jest z nas dumny? - zapytał Draco z niedowierzaniem.

- Wygląda na to, że tak - odparł Harry, lekko się uśmiechając.

Hermionę znowu złapało to uczucie, ale pozbyła się go i dorównała kroku Harry'emu i Draconowi, wciskając się pomiędzy nich i łapiąc bruneta za rękę. Pansy i Ginny zostały nieco z tyłu.

- Ginny, dziękuję, że mnie chroniłaś.

- Wiem, że nic by ci nie zrobił, ale po prostu musiałam.

To nie tak, jak myśliszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz