Rozdział XXX

269 17 16
                                    

W piątek wszyscy od rana byli podekscytowani, był to bowiem 6 grudnia, a co za tym idzie mieli wymieniać się prezentami. Podpisane paczki należało przynieść ze sobą na śniadanie i złożyć na stosie, a po kolacji mieli rozdać prezenty. Nic więc dziwnego, że już od rana wszyscy szukali paczki ze swoim imieniem, żeby móc się domyślić, co dostaną.

Harry i Hermiona znowu wylądowali przy stole Slytherinu, kiedy tylko odłożyli swoje paczki.

- Gdzie Ginny? Myślałem, że będzie z wami - powiedział Harry.

- Zaraz wróci, poszła po coś, nawet nie wiem po co - odpowiedziała Pansy i w tym momencie w drzwiach Wielkiej Sali stanęła rudowłosa dziewczyna. - Kogo wylosowałaś, Hermiono?

- To tajemnica, nie mogę ci powiedzieć.

- Nie mogę się już doczekać kolacji.

- Ja też - zawtórował Harry'emu Draco.

Po śniadaniu, które zleciało szybciej niż zwykle, cała piątka poszła na eliksiry, które mieli na pierwszych dwóch lekcjach.

- Dzisiaj zajmiemy się Eliksirem Wielosokowym. Chciałbym, żeby ktoś mi wytłumaczył, czym jest ten eliksir. Panna Granger?

- Jest to eliksir, który zmienia osobę pijącą w kogoś zupełnie innego. Przygotowanie jest niezwykle skomplikowane, a eliksir trzeba zaczął ważyć miesiąc przed wypiciem.

- Doskonale! Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Spróbujemy taki eliksir uwarzyć i od razu ostrzegam, że kilka lekcji na to poświęcimy, a teraz zapraszam do pracy.

Wszyscy skrupulatnie odmierzali składniki i postępowali zgodnie z instrukcjami w podręczniku. Dwie godziny później po skończonej lekcji poszli na drugie śniadanie. A następnie Harry poszedł do Lupina (jak co piątek po drugim śniadaniu), Hermiona z Ginny miały wolne, a Pansy z Draco poszli na zaklęcia. Lekcje mijały im szybciej niż zazwyczaj, aż w końcu zajęcia się skończyły. Harry też odwołał trening quidditcha, gdyż następny mecz miał być dopiero w maju, a że od jakiegoś czasu bezustannie padał śnieg, a temperatura była znacznie poniżej zera, to nikt na to specjalnie nie narzekał.

Jednak Harry miał ochotę wyjść się przewietrzyć. Nie wyobrażał sobie, jak można żyć nie wychodząc na dwór, kiedy sypie śnieg. Draco, jako dobry towarzysz albo jak kto woli zakochany w Wybrańcu, stwierdził, że musi pójść z Potterem, bo nigdy nie wiadomo czy się w coś nie właduje. Oczywiście wiedział, że nawet jeśli się tak stanie, to Harry bez problemu sam sobie poradzi, ale to był dobry argument. Był wdzięczny Pansy, Hermionie i Ginny, że nie miały ochoty wyjść, bo to był idealny moment, żeby spędzić z Potterem chwilę sam na sam. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo kim byłaby Cho, gdyby nie przeszkodziła im w zabawie w śniegu na błoniach?

- Harry! - dziewczyna niemalże rzuciła się na Gryfona.

- Hej... Myślałem, że nie lubisz zimna.

- Bo nie lubię, ale cię zobaczyłam i...

- Chang, daruj sobie. Jeśli cię nie zaprosił na romantyczną randkę, to...

- On może i nie, ale ty tak i pamiętaj, że idziemy razem na bal. A skoro mnie tu nie chcecie, to nie, łaski bez - odwróciła się zarzucając swoimi długimi włosami i celowo uderzając nimi po zmarzniętej twarzy Ślizgona.

- Dalej nie kumam, dlaczego ją zaprosiłeś.

- Miałem nadzieję, że nie będzie taka... changowata.

- No niestety jest i chyba zawsze będzie.

- I lubi wkurwiać ludzi naokoło.

- I chyba już tak nie rozpacza po stracie Cedrika...

To nie tak, jak myśliszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz