Rozdział XIX

265 16 11
                                    

- Hagrid! - krzyknął Harry, kiedy zobaczył wielkiego gajowego, idącego ku nim z uśmiechem.

- Cholibka! W coście wy się znowu wpakowali?

- Podaliśmy eliksir prawdy Slughorn'owi.

- Na Merlina, wyście to całkiem powariowali, ale no dobra. Idziemy do Zakazanego Lasu, więc ten... podzielimy się na pary. Ginny idziesz z Pansy, Malfoy z Harrym, a no Hermiona ze mną. Dalej! Nie traćmy czasu, macie znaleźć dwa hipogryfy, pouciekały mi skubane. Jak ktoś znajdzie to czerwone iskry wystrzelcie i przyjdę po was, no... zaczynamy.

Rozdzieli się i każdy poszedł w swoją stronę.

***

- Ginny, boję się. Nigdy tu nie byłam w nocy.

- Szczerze to ja też nie.

- Merlinie, zgubimy się. Aaaa! - wrzasnęła nagle Parkinson. - Co to było?! Błagam cię, wracajmy.

- Nie przesadzaj, nie jest źle.

- Nie widzę cię. Daj mi rękę.

- Spokojnie, zapal różdżkę, będzie łatwiej.

- Lumos! Mam wrażenie, że się ze mnie nabijasz.

- Nie nabijam się, jesteś urocza, kiedy się tak boisz, że umrzesz.

- Nie boję się.

- Na pewno?

- Tak... Czy ty to słyszałaś?! Coś chce nas zabić! Uciekajmy!

- Faktycznie. Nie boisz się.

- Nabijasz się.

- Nie nabijam, już to mówiłam. Chodź tam, słyszę, że tam coś jest.

- Kto normalny idzie tam, gdzie coś słychać?

- Odważni Gryfoni z różdżkami w pogotowiu. No chodź, bo cię tu zostawię.

- Nie zrobiłabyś tego.

- Nie chcesz się przekonać.

- Masz rację, nie chcę. Czekaj na mnie. Ałć! Na coś wpadłam!

- Tak, na korzeń - Ginny podeszła do Ślizgonki i pomogła jej wstać.

- Moja noga!

- Boli?

- Nie kurwa, tak mówię bez powodu.

- Dobra, nie idziemy dalej. Dasz radę pójść chociaż trochę?

- Nie sądzę.

- Z tobą są same problemy. Wskakuj na plecy.

- Co? Po co?

- A chcesz tu zostać i czekać na pomoc?

- Nie.

- No to wychodzimy z tego lasu. No już wskakuj.

Ginny niosła na plecach Pansy, aż wyszły z Zakazanego Lasu, gdzie posadziła ją na schodkach przed domkiem Hagrid'a i siadła obok niej.

- Nie wiedziałam, że jesteś taka silna.

- Mało o mnie wiesz.

- Zimno mi.

- Masz - Ginny zdjęła z siebie kurtkę i zarzuciła ją na ramiona Parkinson. - Bardzo boli?

- Tylko trochę.

- Pokaż mi to. Może być złamana, ale spokojnie Pomfrey ci ją złoży w trzy minuty.

To nie tak, jak myśliszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz