Do czwartku lekcje mijały spokojnie, oprócz ton prac domowych i wypracowań nie działo się totalnie nic.
- Harry? - zaczęła Hermiona.
- Tak? - zapytał chłopak, przeglądając podręcznik do zielarstwa.
- Możemy już iść do Wielkiej Sali? Ginny poszła pięć minut temu.
- Możemy, ale założę się, że najpierw wpadła do lochów.
- Myślisz?
- Jestem tego pewny, ale i tak idziemy.
Złapał Hermionę za rękę i wyszedł, ciągnąc ją do Wielkiej Sali. Kiedy weszli, przy stole siedział jedynie Draco i nie wyglądał, jakby miał dobry humor.
- Hej.
- Cześć.
- Gdzie nasza wkurwiająca parka? - zapytał Ślizgona, mając na myśli Parkinson i Weasley.
- Chyba wolę nie wiedzieć - powiedział i ze zdziwieniem patrzył, jak Harry siada obok niego.
- Podasz mi tosty? Te z serem.
- Ych, jasne.
- Dziękuję - Potter sięgnął po talerz, który podał mu Malfoy i uśmiechnął się delikatnie. - Coś się stało? Nie wyglądasz, jakbyś miał najlepszy humor.
- Wszystko w porządku, po prostu jakoś tak wyszło.
Draco doskonale wiedział, czyja to sprawka, ale nie mógł powiedzieć tego Harry'emu, w szczególności jeśli obok była Hermiona. Po prostu się bał, był pewny, że to już koniec. I nie chodziło o sprawy szkolne, ale o ojca. Dzień wcześniej napisał list, informując, że zwlekał tak długo, że już nawet zakończenie znajomości z Potterem nie odda mu domu. Był nie tyle wściekły, co przestraszony. Wiedział, że ojciec nie cofnie swojej decyzji i wiedział, że nie będzie miał, gdzie wrócić. Przerwę świąteczną może spędzić w szkole, to żaden problem, ale wakacje... Uwielbiał Hogwart, a przynajmniej lubił go bardziej niż inne miejsca. Nie chciał jednak siedzieć sam, przez dwa miesiące, z Dumbledore'em w tym starym zamku. Wiedział, że Harry na pewno by coś wymyślił, zresztą nie tylko on. Pansy też wpadłaby z pewnością na dobry pomysł, ale była zbyt zajęta Ginny, żeby w ogóle spędzać z nim czas. Siedzieli razem tylko i wyłącznie na lekcjach, na których nie było Gryfonów. Nawet po lekcjach znikały nie wiadomo kiedy, jak i gdzie. Dlatego postanowił, że musi porozmawiać z Potterem. Może przed obiadem. W końcu on ma godzinę wolnego, a ja i tak teraz nie gram w quidditcha, pomyślał Draco.
- Potter?
- Tak?
- Masz czas dzisiaj przed obiadem?
- Mam, a co?
- To masz być w Pokoju Życzeń.
- Okay?
Znowu coś knują. Malfoy coś knuje. Tylko co?, pomyślała Hermiona, patrząc na tę krótką wymianę zdań. W jej głowie na nowo zakwitły myśli, pokazując zazdrość. Była pewna, że nie wytrzyma, że zrobi scenę zazdrości, drąc się na Harry'ego. Ale nie mogła. Wiedziała, że musi się powstrzymać. Wiedziała, że musi się kontrolować. Dlatego siedziała, nie odzywając się i starała się nie słuchać tej rozmowy. Miała świadomość, że łatwiej jej będzie, kiedy nie będzie słuchać, że wtedy ma większą szansę się opanować. Myślała też o tym, że ogranicza Harry'ego, ogranicza jego przyjaźnie... Zdawała sobie sprawę, że jest toksyczna, że niszczy Harry'ego od środka. Nie chciała tego. Tak bardzo chciała to przerwać. Oddychaj, oddychaj, oddychaj, myślała, jednak jej oddech stawał się coraz bardziej niespokojny. Chciała to przerwać, musiała to przerwać.
CZYTASZ
To nie tak, jak myślisz
FanfictionHarry, to normalne, że się boisz. Niepotrzebnie powiedziałem ci o tym, co powiedział Slughorn... Przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić... Ale pamiętaj, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć.