Draco i Pansy poszli do Wielkiej Sali na śniadanie. Zauważyli, że Ginny, Harry i Hermiona siedzieli przy stole Gryffindoru, więc dosiedli się do nich, jak gdyby nigdy nic.
- Hej - powiedział Draco, siadając obok Harry'ego.
- Cześć - odpowiedział beztrosko chłopak.
- Ginny, wyglądasz strasznie, wszystko w porządku? - zapytała z troską Pansy.
- Jasne, tylko się przeziębiłam.
- Wiecie, że to ostatni weekend przed Mikołajkami, a właściwie to pół weekendu? - zapytał Harry, nakładając sobie kawałek swojego ulubionego ciasta.
- Tak, no i? Mamy prezenty.
- Ginny, ty masz, ale my niekoniecznie. Problem jest taki, że w Hogsmeade nic nie ma.
- A na Pokątnej?
- Granger, ty serio jesteś taka głupia czy tylko udajesz? Jak chcesz się dostać niby na Pokątną?
- Malfoy, wystarczy mieć kontakty z nauczycielami. Jak Harry na przykład - tu zwróciła się do chłopaka. - Gdybyś tak poszedł do Lupina...
- To się nie może udać.
- Nie przerywaj mi, Malfoy. Harry, pójdziesz do Lupina i powiesz mu, że musisz kupić coś Cho na Pokątnej. Moim zdaniem zgodzi się bez problemu, a ty wtedy powiesz, że w sumie to my też byśmy się wybrali.
- Dobra, spróbuję. To wy tu sobie jedzcie i inne rzeczy, a ja idę do Remusa.
Harry wstał i wyszedł z pomieszczenia.
- Czy on powiedział Remus? - zdziwiła się Pansy.
- Tak, są na ty z Lupinem, ale wiesz w szkole nie wypada - powiedziała Hermiona, przybliżając do ust kubek wypełniony po brzegi kawą.
- Potter jest mocno pierdolnięty.
- Pansy! - krzyknęli na raz Draco, Hermiona i Ginny.
- Dobra sorry, już nie będę, ale nie powiecie, że to nieprawda.
- Ja nic nie chcę mówić, ale tak, zgadzam się - odparła Ginny, patrząc przestraszona na Hermionę i Dracona.
Chwilę później w Wielkiej Sali zahuczało od poruszania skrzydłami, gdyż wleciały sowy, roznosząc przesyłki. Jedna z paczek upadła przed Draconem. Była ładnie opakowana i wyglądała naprawdę drogo.
- Od kogo to?
- Raczej dla kogo.
- Co? Nie rozumiem.
- Zamówiłem prezent dla osoby, którą wylosowałem.
- A możemy się w końcu dowiedzieć, kogo wylosowałeś?
- Dowiecie się, kiedy ta osoba dostanie prezent.
- A możemy wiedzieć, co to jest?
- Nie. Nie dowiecie się niczego więcej niż tego, że jest to prezent i tego, że wydałem na to majątek.
- Ile kosztowało?
- Tyle, że zostało mi 10 galeonów.
- Jak ty zamierzasz żyć za 10 galeonów?
- Nie wiem, na razie mam darmowe życie w szkole i jeśli nie wymyślę nic, to wakacje spędzę tutaj ze starym dziadem.
- Masz na myśli Dumbledore'a? - wtrąciła się Hermiona.
- Tak, Granger, mam na myśli Dumbledore'a.
***
- Cześć, Remusie.
CZYTASZ
To nie tak, jak myślisz
FanfictionHarry, to normalne, że się boisz. Niepotrzebnie powiedziałem ci o tym, co powiedział Slughorn... Przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić... Ale pamiętaj, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć.