Rozdział VII

507 25 16
                                    

Wszyscy byli zadowoleni, że nadszedł piątek. No może oprócz Draco, bo wiedział, że coraz bardziej zbliża się wykonanie jego idealnego planu.

Zarówno Pansy, jak i Draco wstali prosto przed śniadaniem i ani jedno ani drugie nie miało ochoty ze sobą rozmawiać. Nie byli źli ani nic podobnego, po prostu mieli specyficzny humor. Poszli na śniadanie i siedzieli w ciszy, jedynie Blaise coś szeptał do Dracona, a Pansy gapiła się na Hermionę, nie zdając sobie z tego sprawy.

Hermiona przyszła na śniadanie sama. Harry bardzo źle się czuł, więc postanowił nie iść na lekcje, Hermiona obiecała mu, że da przepisać Gryfonowi notatki i pomoże mu wszystko nadrobić. Ginny zaś wyszła z Pokoju Wspólnego dzień wcześniej, a kiedy Hermiona weszła do Wielkiej Sali, zorientowała się, że dziewczyna siedzi z Luną przy stole Ravenclawu. Już wcześniej podejrzewała, że spędziła noc w objęciach Luny, w jej dormitorium i najprawdopodobniej w jej łóżku. Siedziała bez swoich znajomych i skorzystała z chwili wolnego, żeby powtórzyć parę rzeczy z eliksirów, czyli ich pierwszej lekcji tego dnia. Wtedy zauważyła, że Pansy się na nią gapi. Ślizgonka wyglądała na mocno zmęczoną i chyba nie miała dobrego humoru. Nie patrzyła jednak wzrokiem, którym zabijała, a raczej tym spokojnym, miłym, pokazującym, że drzemie w niej odrobina dobra. Granger jednak nie chciała jej prowokować, więc odwróciła wzrok, dokończyła pić kawę i wyszła z Wielkiej Sali najszybciej, jak się dało.

Bez Harry'ego lekcja eliksirów była wyjątkowo nudna, następnie, po drugim śniadaniu, Hermiona miała aż dwie godziny wolnego, a Harry musiał zwlec się z łóżka na dodatkowe lekcje z Lupinem.

***

- Witaj, Harry! Coś średnio wyglądasz.

- Nie najlepiej się też czuję.

- Słyszałem, że ominąłeś eliksiry. Cieszę się, że tutaj dotarłeś.

- Panie Profesorze?

- Tak, Harry?

- Tak się zastanawiam czy jeśli miałbym podejrzenia, że jakiś Ślizgon chce skrzywdzić Gryfona, to powinienem komuś o tym powiedzieć?

- Oczywiście, że tak, Harry. Czy coś się stało?

- Wydaje mi się, że... W sumie to nieważne, lepiej poćwiczmy.

- Och, nie. Wyglądasz naprawdę marnie. Masz czekoladę i wracaj do łóżka. Za tydzień poćwiczymy. Nie spieszy nam się.

- Dobrze, to do widzenia.

- Do zobaczenia, Harry. Kuruj się.

***

Hermionie dzień mijał wyjątkowo kiepsko. Nudne lekcje dłużyły się wyjątkowo, a nawet nie mogła pogadać z Harrym. Ginny za to wyglądała, jakby porządnie się z kimś pokłóciła i Hermiona przeczuwała, że poszło o Lunę. Być może pokłóciła się z kimś o nią albo po prostu z nią. Nawet nie mieli już lekcji ze Ślizgonami, żeby popatrzeć jak Lupin wlepia ujemne punkty Slytherinowi albo popatrzeć, jak Pansy się śmieje z jej kłamstw, które mówi Harry'emu.

Co do tego, że Ginny pokłóciła się z Luną, upewniła się podczas lekcji zielarstwa z Krukonami, na której Luna nie popatrzyła nawet na Gryfonkę.

- Ginny, wszystko w porządku? - zapytała delikatnie Hermiona.

- Tak.

- Na pewno? Wyglądasz, jakbyś miała się zaraz poryczeć.

- Profesor Sprout, źle się czuję. Czy może mnie Hermiona zaprowadzić do skrzydła szpitalnego?

- Oczywiście, Panno Weasley.

To nie tak, jak myśliszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz