Pansy obudziła się wyjątkowo wcześnie i poszła do Pokoju Wspólnego, mając nadzieję, że spotka tam Dracona. Rzeczywiście Draco siedział na jednej z kanap i był wpatrzony w płomień, tlący się w kominku.
- Hej, Draco.
- Cześć, Pansy.
- I co, pomyślałeś?
- Tak. Już wiem, co muszę zrobić. Masz rację, że nie mógłbym tak żyć, ale za to mogę sprawić, że trafi do Szpitala Świętego Munga na długie lata.
- Niby jak chcesz to zrobić?
- Ciotka się na tym zna.
- Draco, chyba nie chcesz wykorzystać Bellatriks?
- Owszem chcę.
- Ciebie pojebało.
- Nie przesadzaj, coś zrobić muszę, to najlepszy sposób.
- Nie, nie jest najlepszy. Zniszczysz mu życie, nie możesz. Nie możesz użyć Crucio! Draco, błagam cię, nie rób tego.
- To niby co mam zrobić?
- Sprowokować go do użycia zaklęcia niewybaczalnego.
- Ale po co?
- Draco, to są Gryfoni, oni nienawidzą takiego używania magii. Nawet jeśli nikt się nie dowie, w sensie na przykład Dumbledore, to wystarczy, że Potter będzie wiedzieć. Mówię ci, to wystarczy.
- A jak chcesz go sprowokować?
- Draco, jakim ty jesteś debilem. Przecież ten głupi Wiewiór da się złapać na wszystko - Parkinson była na niego dodatkowo wściekła, bo zranił Hermionę.
- Okay, okay. Myślisz, że obrażenie jego siostry coś da?
- Stawiam, że lepiej sprowokować go, mówiąc coś o Granger.
- Dlaczego?
- Bo za Ginny się tak nie wstawi jak za przyjaciółką. Poza tym nie powiedziałam ci czegoś istotnego. Ginny i Granger kłócą się z Weasley'em. A to znaczy, że nie będzie chciał mieć kolejnych wyrzutów sumienia i rzuci się w obronie Granger. Jak nic. Tylko musisz ją serio porządnie obrazić albo rzucić jakieś zaklęcie - Pansy nie chciała, żeby Draco coś zrobił tej ślicznej, idealnej Gryfonce, ale chciała mu pomóc, a wiedziała, że Malfoy nie może skrzywdzić jej na długo ani mocno, w końcu to nie ona ma być celem.
- Przemyślę to, ale serio dzięki za pomoc. Teraz już wiem, co dokładnie zrobić. Jesteś nie zastąpiona, Pans - pocałował ją w czoło i ruszył do swojego dormitorium. - Idę coś wymyślić, a ty się ubierz i uczesz, bo zaraz śniadanie.
***
Harry wstał w całkiem dobrym humorze dopóki nie przypomniał sobie, co powiedziała mu Hermiona w nocy. Kiedy zszedł do Pokoju Wspólnego, nikogo tam nie było, położył się więc na podłodze i myślał, jak powstrzymać Ślizgona. Domyślił się, że chodzi o zabójstwo. W końcu ta książka z działu ksiąg zakazanych mówiła jasno, co chłopak chciał zrobić.
Nieco później do weszła do pokoju Ginny i spojrzała na niego niepewnie.
- Harry, wszystko dobrze?
- Tak, jasne, dzięki, że pytasz.
- Idę do Luny, idziesz ze mną?
- Eee, nie dzięki. Czekam na Hermionę.
- Okay, zaraz powinna być, jak wychodziłam to była prawie gotowa.
- Dzięki.
- To do zobaczenia na śniadaniu.
![](https://img.wattpad.com/cover/252901392-288-k51598.jpg)
CZYTASZ
To nie tak, jak myślisz
FanficHarry, to normalne, że się boisz. Niepotrzebnie powiedziałem ci o tym, co powiedział Slughorn... Przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić... Ale pamiętaj, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć.