Rozdział VI

599 25 18
                                    

Pansy obudziła się wyjątkowo wcześnie i poszła do Pokoju Wspólnego, mając nadzieję, że spotka tam Dracona. Rzeczywiście Draco siedział na jednej z kanap i był wpatrzony w płomień, tlący się w kominku.

- Hej, Draco.

- Cześć, Pansy.

- I co, pomyślałeś?

- Tak. Już wiem, co muszę zrobić. Masz rację, że nie mógłbym tak żyć, ale za to mogę sprawić, że trafi do Szpitala Świętego Munga na długie lata.

- Niby jak chcesz to zrobić?

- Ciotka się na tym zna.

- Draco, chyba nie chcesz wykorzystać Bellatriks?

- Owszem chcę.

- Ciebie pojebało.

- Nie przesadzaj, coś zrobić muszę, to najlepszy sposób.

- Nie, nie jest najlepszy. Zniszczysz mu życie, nie możesz. Nie możesz użyć Crucio! Draco, błagam cię, nie rób tego.

- To niby co mam zrobić?

- Sprowokować go do użycia zaklęcia niewybaczalnego.

- Ale po co?

- Draco, to są Gryfoni, oni nienawidzą takiego używania magii. Nawet jeśli nikt się nie dowie, w sensie na przykład Dumbledore, to wystarczy, że Potter będzie wiedzieć. Mówię ci, to wystarczy.

- A jak chcesz go sprowokować?

- Draco, jakim ty jesteś debilem. Przecież ten głupi Wiewiór da się złapać na wszystko - Parkinson była na niego dodatkowo wściekła, bo zranił Hermionę.

- Okay, okay. Myślisz, że obrażenie jego siostry coś da?

- Stawiam, że lepiej sprowokować go, mówiąc coś o Granger.

- Dlaczego?

- Bo za Ginny się tak nie wstawi jak za przyjaciółką. Poza tym nie powiedziałam ci czegoś istotnego. Ginny i Granger kłócą się z Weasley'em. A to znaczy, że nie będzie chciał mieć kolejnych wyrzutów sumienia i rzuci się w obronie Granger. Jak nic. Tylko musisz ją serio porządnie obrazić albo rzucić jakieś zaklęcie - Pansy nie chciała, żeby Draco coś zrobił tej ślicznej, idealnej Gryfonce, ale chciała mu pomóc, a wiedziała, że Malfoy nie może skrzywdzić jej na długo ani mocno, w końcu to nie ona ma być celem. 

- Przemyślę to, ale serio dzięki za pomoc. Teraz już wiem, co dokładnie zrobić. Jesteś nie zastąpiona, Pans - pocałował ją w czoło i ruszył do swojego dormitorium. - Idę coś wymyślić, a ty się ubierz i uczesz, bo zaraz śniadanie.

***

Harry wstał w całkiem dobrym humorze dopóki nie przypomniał sobie, co powiedziała mu Hermiona w nocy. Kiedy zszedł do Pokoju Wspólnego, nikogo tam nie było, położył się więc na podłodze i myślał, jak powstrzymać Ślizgona. Domyślił się, że chodzi o zabójstwo. W końcu ta książka z działu ksiąg zakazanych mówiła jasno, co chłopak chciał zrobić.

Nieco później do weszła do pokoju Ginny i spojrzała na niego niepewnie.

- Harry, wszystko dobrze?

- Tak, jasne, dzięki, że pytasz.

- Idę do Luny, idziesz ze mną?

- Eee, nie dzięki. Czekam na Hermionę.

- Okay, zaraz powinna być, jak wychodziłam to była prawie gotowa.

- Dzięki.

- To do zobaczenia na śniadaniu.

To nie tak, jak myśliszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz