•8•

667 56 21
                                    

Od wspólnej sprawy z bankierem, w której to przez przypadek Mave wzięła udział i cudem uratowała z Sherlockiem Johna i Sarę, minął już dosyć spory kawał czasu. Od tamtego incydentu zmieniło się doprawdy wiele. Poprawiła swoje relacje ze współlokatorami, a w szczególności z Holmsem, dzięki któremu znów zapłonął w niej dawny ogień chęci wyzwań oraz adrenaliny, który wygasł po jej dziecięcych, niespełnionych marzeniach. Sprawiło to kolejny pociąg do tego co niebezpieczne, choć jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie miała pojęcia jak jedno wydarzenie może zmienić jej styl życia. 

Jednakże jak na razie był to jedynie spokojny początek, w którym wszystko powoli się rozwijało.

Więc zamiast biegać z Sherlockiem za sprawami i mordercami ona zajmowała się tymi nudniejszymi rzeczami.

Mave siedziała przy stosie kartek, które pokrywały prawie, że całe jej biurko. Dosłownie tydzień temu udało jej się dostać pracę w biurze jako sekretarka, a już miała pełne ręce pracy, która uświadamiała jej jak bardzo się do tego nie nadawała.

Była ruchliwą osobą, a ciągłe siedzenie za biurkiem doprowadzało ją do szewskiej pasji. Gdyby nie fakt, że potrzebowała pieniędzy to zapewne już dawno błąkałaby się po ulicy tak po prostu bez celu, bo każde zajęcie było lepsze niż papierkowa robota.

Gdyby nie to, że obiecała rodzicom, że się zmieni, to mogłaby równie dobrze robić cokolwiek, nawet żyć w małej klitce pod schodami, byle jej życie nie było tak nudne. Jednakże nie potrafiła patrzeć w ich zmartwione oczy, które z troską w nią wbijali. Tyle razy to już widziała, że jej serce kroiło się na milion kawałeczków. Robiła to tylko dla nich, by mogli spać spokojnie, a to im się z całą pewnością należało.

Jęknęła rozpaczliwie, lecz odetchnęła z ulgą, gdy na stos kartek odłożyła ostatni dokument, tym oto czynem kończąc pracę. Momentalnie oderwała się od biurka, jakby staneło w płomieniach, raniąc jej ciało. Bez zastanowienia zgarnęła z wieszaka swój ciemny płaszcz, prawie wybiegając z biura.

Przelotnie spojrzała na zegarek, który znajdował się tuż nad drzwiami wyjściowymi, który wskazywał godzinę siedemnastą. Pracę powinna skończyć godzinę temu, lecz nie mogła zostawić takiego rozgardiaszu w papierach, za co zapewne straciłaby nową pracę, którą cudem zdobyła.

Ruszyła w stronę metra, mając nadzieję, że powrót do domu będzie o wiele przyjemniejszy niż siedzenie przy biurku dobre dziesięć godzin, co też skutkowało bólem pleców.

•~•~•

Wykończona całym dniem, który wbrew wszystkiemu jeszcze się nie zakończył, weszła do środka mieszkania czując jak jej ramiona opadają bezwładnie z nadzieją na upragniony spoczynek. Przetarła dłonią zmęczoną twarz, a jej organizm domagał się odpoczynku.

Ruszyła schodami na górę, wchodząc do kuchni z poczuciem ogromnego głodu. Kątem oka spojrzała w stronę salonu, gdzie na fotelu nadal siedział Sherlook, w dodatku w piżamach. Dokładnie tak jak widziała go rano zanim opuściła Baker Street wychodząc do pracy.

Skrzywiła się widząc cały ten bajzel dookoła, lecz jeszcze bardziej denerwowało ją to, że nikt nie potrafił uszanować tego, że wczoraj wieczorem zrobiła tu porządek. Oparła się o framugę drzwi, przyglądając się surowym spojrzeniem detektywowi.

— Mama nie nauczyła cię, że szanuje się czyjąś pracę? — spytała kpiąco, a Holmes w końcu zwrócił na nią uwagę.

— Nie martw się, też winię ją za wiele rzeczy — mruknął całkowicie poważnie, na co ona zaśmiała się cicho pod nosem z wyraźną ironią. 

Z dnia na dzień coraz bardziej uświadamiała sobie, że detektyw Sherlock Holmes wcale nie jest normalnym facetem, lecz pełnym niewyrozumiałości i pozbawionym empatii, wysoko funkcyjnym socjopatą, jak to zazwyczaj siebie nazywał.

Czy mogła się z nim kłócić? Nie. Dlaczego? Bo to nie miało jakiegokolwiek sensu.

— Kiedyś cię do tego zmuszę — pogroziła palcem, chcąc brzmieć pewnie.

— Nie rozumiem logiki sprzątania. Przecież ta czynność jest pozbawiona sensu, skoro i tak wszystko po pewnym czasie jest rozwalone po pokoju — rzekł z niezrozumieniem. Dla niego definicja słowa porządek prawdopodobnie nie istniała.

— Robi się to dla estetyki. Przynajmiej wtedy nie zarośniesz w brudzie — zaznaczyła wyraźnie, choć tak naprawdę coś czuła, że jej tłumaczenia na nic się nie zdadzą 

Prychnął głośno z politowaniem, przewracając oczami. Oboje zakończyli ten temat, mając swoje odmienne zdanie na ten temat.

— Gdzie pani Hudson?

— Dziś jest ten dzień, kiedy to postanowiła odwiedzić swoją przyjaciółkę — odparł drwiącym tonem głosu, co nawet już nie zdziwiło kobiety — Powinna wrócić za jakąś godzinę.

— Kolejne ludzkie zachowanie, którego nie rozumiesz? — podpytała mrużąc oczy, przyglądając mu się przy tym uważnie.

— Oczywiście! Ludzie spotykają się tylko po to, aby narzekać o swoich problemach lub o problemach innych, żaląc się i pragnąc przy tym atencji — wyjaśnił jakby to było oczywiste.

Mave westchnęła załamana, opierając czoło o dłoń i kręcąc głową na boki z dezaprobaty.

— Gdybym miała tylko siłę to zapewne dalej brnęłabym w tą interesującą wymianę zdań, która tak naprawdę nie ma żadnego sensu — stwierdziła z bezsilnością.

— Cieszę się, że chociaż z tym się zgadzamy — uśmiechnął się sarkastycznie, co też odwzajemniła. Nie odzywając się już ani słowem, ruszyła w stronę lodówki.

Gdy ją otworzyła niemalże nie dostała zawału, a krzyk ugrzązł w jej gardle, z szeroko otwartymi oczami przypatrując się temu co było w środku.

— Tu jest głowa... — wydukała niepokojąco, nie potrafiąc się ruszyć ani o krok.

Sherlock wychylił głowę, spoglądając w jej stronę. Podniósł się ze swojego ulubionego fotela i podszedł do niej stając tuż obok, niewzruszony sytuacją.

— Tak, mierzę stężenie śliny po śmierci — wyjaśnił nadzwyczaj spokojnie.

— Ale do jasnej cholery, musisz trzymać ją w lodówce? — drgnęła wyrwana z amoku przerażenia, wbijając mordercze spojrzenie w Holmesa.

— A gdzie miałem ją włożyć?

— Gdziekolwiek! — krzyknęła, z hukiem zamykając lodówkę. Poczuła jak nieprzyjemne uczucie mdłości zbiera się w jej żołądku, a widok odciętej głowy wcale nie chciał jej opuścić — Chyba odechciało mi się już jeść... — burkneła ruszając do swojej sypialni, by chociaż tam móc odetchnąć od chaotyczności

 — burkneła ruszając do swojej sypialni, by chociaż tam móc odetchnąć od chaotyczności

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

A tutaj taki prezencik z okazji ostatniego dnia tego niezbyt udanego roku :)

Przedwczesny rozdzialik

Control | SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz