Mave Patterson jest niczym magnes przyciągający do siebie same kłopoty. Przekonała się o tym nie raz, kiedy życie dawało jej porządnego kosza i z podkulonym ogonem wracała do swojego rodzinnego domu. Jednakże tym razem los postanowił, że skieruję j...
Z hukiem wpadła na Baker Street, szybkim krokiem wchodząc na pierwsze piętro. Ledwo zdążyła przekroczyć próg wejścia do salonu, a jej oczom jako pierwszy ukazał się Sherlock, który stojąc przodem do okna, odwrócił się i popatrzył na nią obojętnym wzrokiem, jakby nagła obecność Mave wcale go nie zdziwiła.
To wystarczyło, by Patterson szybko pożałowała swojego powrotu. Po przemyśleniu uznała, że mogła jeszcze przedłużyć swój "urlop".
Kątem oka dostrzegła także zaskoczonego Johna, który siedział na swoim ulubionym fotelu i pisał swojego bloga. Mężczyzna odetchnął z ulgą na jej widok, gdyż przez te niecałe dwa dni naprawdę sumienie nie dawało mu spokoju.
Szatynka otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz zamknęła je jeszcze szybciej, gdy uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia co chce powiedzieć, czy też o co zapytać. Liczyła jedynie na wyjaśnienia co do owego Jamesa Moriarty'ego, o którym wspomniał Holmes w ostatnim SMS-ie, który jej wysłał.
— Mave wróciłaś na szczęście — odezwał się w końcu Watson, przerywając tą niekomfortową ciszę — Martwiliśmy się o ciebie... — kątem oka spojrzał na detektywa, który stał w bezruchu i nie odrywał spojrzenia od kobiety, jakby nie widział jej przez miesiące, a nie zaledwie tylko dwa dni — Nie odbierałaś telefonów, nie wiedzieliśmy, czy w ogóle wrócisz...
— Spokojnie John. Tak łatwo się mnie nie pozbędzie — zażartowała, choć brzmiała całkiem poważne, wbijając swoje ostre i pełne wrogości spojrzenie w bruneta, który stał naprzeciw niej.
Holmes drgnął nieznacznie, gdy kobieta rzuciła gwałtownie torebkę na kanapę, wykazując przy tym wyraźne znaki nienawiści kierowane w jego stronę. I gdyby w porę nie pojawiła się pani Hudson, on zapwne leżałby zamordowany właśnie przez Patterson.
Staruszka wbiegła do pomieszczenia uśmiechając się promienie w stronę kobiety.
— Mave, kochaniutka jak dobrze, że już jesteś! — rzekła klaskając radośnie w dłonie, emanując przy tym pozytywną energią.
— Mi też miło panią widzieć — Mave zmieniła swoje chłodne nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni, uśmiechając się od ucha do ucha w stronę właścicielki mieszkania.
— Kochana zrobię ci ciepłej herbatki, bo pewnie zmarzłaś. Dzisiaj mamy nie za ładną pogodę — zaproponowała mile i gdy po tych słowach już miała opuszczać pokój, nagle zatrzymał ją doktor.
— My też byśmy poprosili — odezwał się, mając na myśli siebie i Sherlocka.
Pani Hudson spojrzała na niego urażonym wzrokiem, prychając pod nosem z ironią.
— Nie jestem waszą gosposią! — naprostowała z oburzeniem, a następnie zniknęła schodząc na dół.
John westchnął ciężko, pokręcił głową na boki, a następnie obdarzył spojrzeniem swoich przyjaciół. Mave mogła już pozbyć się swojego wymuszonego uśmiechu, powracając do złości, którą kierowała w stronę tylko jednej osoby.
Usiadła na kanapie rozglądając się po salonie i zakładając ręce na krzyż.
— Widzę, że nic się nie zmieniło... Pani Hudson, która twierdzi, że nie jest gosposią, resztki badań prowadzonych w kuchni, ten wieczny bałagan i zadufany w sobie Holmes... — odparła oschle, co nie spodobało się detektywowi, który pomimo, że miał małe obawy, aby się odzywać, jednak postanowił temu zaprzeczyć.
— Nie jestem... — nawet nie zdążył dokończył, gdyż ktoś mu przerwał.
— John, opowiadaj co się tu ostatnio działo — wtrąciła, ignorując słowa Sherlocka — Mam wrażenie, że sporo mnie ominęło — zauważyła z nieukrywalną ciekawością. W końcu po to tu przyjechała, by nareszcie dowiedzieć się kim był ten Moriarty, który stał za tymi wszystkim zamachami.
— Nie uwierzysz, ale...
°°°
— To jakiś psychopata! — warknęła przez zęby, gdy Watson opowiedział jej o wszystkim co działo się po tym, kiedy to po kłótni opuściła Baker Street.
Napomniał jej o kolejnej zagadce, w której musieli rozwikłać sprawę podrobionego obrazu, wyjaśnił przyczynę śmierci West'a, za którą był odpowiedzialny brat jego narzeczonej i przede wszystkim opowiedział o indywidualnym spotkaniu na basenie z człowiekiem, który stał za tym wszystkim.
— Nie psychopata, a geniusz zbrodni... — naprostował Holmes z zamyśleniem, na co Mave nie zwróciła nawet najmniejszej uwagi.
— Nic ci nie zrobił John? Oprócz tego, że obwiesił materiałami wybuchowymi... — spytała zmartwionym tonem. Kiedy ona siedziała w domu, on mógł stracić życie. Kobieta nie mogła wydarować sobie tego, że nie było jej przy nich wtedy gdy groziło im niebezpieczeństwo.
Była na siebie zła, ale większą wściekłość żywiła do Holmes'a, uznając, że to wyłącznie jego wina.
— Z nami wszystko w porządku — naprostował blondyn — A jak u ciebie? Znalazłaś może jakąś pracę? — dopytał, a Holmes nagle odszedł od nich na bezpieczną odległość, gdyby Mave zapragnęła nagle rzucić się na niego i siłą udusić. Coraz bardziej uświadamiał sobie powagę tej sytuacji, choć nadal nie widział w niej tam swojej winy.
— Nawet nie miałam czasu, aby o tym pomyśleć... — westchnęła ciężko uświadamiając sobie kolejny problem jaki stał na jej drodze — Byłam zbyt zajęta rodziną. Musiałam wciskać im kolejne kity, że wcale, a wcale nie wywalili mnie z roboty — roześmiała się w stronę Johna, całkowicie ignorując obecność detektywa.
— Gdybyś potrzebowała pomocy... — zaczął doktor, ale Patterson zdążyła mu przerwać.
— Dzięki John za dobre chęci, ale jakoś dam sobię radę — uśmiechnęła się miło.
W głębi duszy cieszyła się, że ma choć jednego przyjaciela, który zamiast rzucać jej kłody pod nogi, on starał się je sprzątać po swoim poprzedniku. John był dobrym człowiekiem, który w przeciwieństwie do Holmes'a posiadał sumienie i to właśnie on naprawiał to co psuł detektyw.
— Cóż, pójdę już do siebie, by ogarnąć nieco swoje życie i w końcu zabrać się za szukanie jakiś ofert pracy — wyjaśniła, po czym wstała z kanapy i ruszyła do wyjścia na korytarz — Do później John! — rzekła, specjalnie nie żegnając się również i z Sherlockiem, który z grymasem na twarzy odprowadził ją wzrokiem.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.