Mave Patterson jest niczym magnes przyciągający do siebie same kłopoty. Przekonała się o tym nie raz, kiedy życie dawało jej porządnego kosza i z podkulonym ogonem wracała do swojego rodzinnego domu. Jednakże tym razem los postanowił, że skieruję j...
Ostatnie dwa dni nie należały do najprzyjemnieszych. Jeszcze tego samego wieczoru podczas, którego doszło do porządnej kłótni, Mave spakowała do torebki telefon i dokumenty, po czym wsiadając do taksówki opuściła Baker Street w trybie natychmiastowym.
Na nic nie zdały się słowa Johna, który starał się ją uspokoić oraz ubłagać, aby została. Ona jednak za każdym razem gdy patrzyła na Holmes'a czuła do niego coś w rodzaju nienawiści oraz żalu.
Pomimo, że wiedziała, że jest to zapewne chwilowe odczucie, nie potrafiła wytrzymać z nim w jednym budynku i pod wpływem chwili podjęła ową decyzję.
Patterson zapewniła Watson'a, że potrzebuje chwilowego odpoczynku nie tylko od spraw, ale przede wszystkim od samego dedektywa, lecz obiecała, że wróci tu kiedy atmosfera nieco się utemperuje.
Więc postanowiła wyjechać, by zrobić sobię taką odskocznię od ostatnich problemów oraz Sherlocka, który w przeciwieństwie do doktora miał kompletnie gdzieś to gdzie zniknęła szatynka.
Te dwa dni były niezwykle ciężkie, a Mave nie potrafiła zapomnieć o ostatnich zdarzeniach oraz słowach, które zostały wypowiedziane. Nie spała po nocach, gdyż męczyło ją sumienie jak i wspomnienia, które udało jej się zapomnieć. Teraz powróciły, a ona nie mogła nad nimi zapanować.
— Mave... — do salonu weszła brunetka, która z troską patrzyła na Patterson — Zostawiłaś w kuchni telefon — kobieta usiadła obok niej na kanapie, podając jej komórkę — Ktoś ciągle do ciebie pisze — zauważyła z ciekawością.
— Sprawdzałaś kto to? — zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się swojej siostrze podejrzliwie, a na jej twarz wtargnął nikły uśmiech.
Brunetka szybko pokiwała przecząco głową, czując się żartobliwie urażona jej pytaniem.
— Oczywiście, że nie! — prychnęła przez śmiechem — Nie mam już czternastu lat i nie będę podglądać twoich wiadomości — wyjaśniła natychmiastowo — Co nie oznacza, że nie interesuje mnie twoje życie towarzyskie — dodała, na co szatynka zmierzyła ja lodowatym spojrzeniem.
— Harper, błagam cię...
— Pragnę ci przypomnieć, że masz już prawie trzydzieści lat — napomniała z udawaną powagą — Może czas w końcu się ustabilizować, znaleźć sobie miłego faceta...
— To ja jestem starszą siostrą i to ja powinnam dawać ci dobre rady... — mruknęła uśmiechając się lekko pod nosem.
— Wszyscy wiemy, że jesteś w tym kiepska Mav — rzekła słodkim głosem, po czym objęła ją ramieniem. Harper westchnęła cicho bacznie obserwując swoją starszą siostrę.
Zauważyła, że coś ją gnębiło. Gdyby wszystko było w porządku, ona nie zjawiłaby się w ich rodzinnym domu tak po prostu. Jako rodzina zawsze wiedziały o sobie wszystko, w tym także to kiedy coś jest nie tak.
— Wszystko w porządku? — spytała z troską — Męczy cię coś?
Mave spojrzała na nią ukradkiem, w głębi bijąc się z myślami. Przez dłuższą chwilę zastanawiała się czy znów zadręczać ją wspomnieniami, napominając przeszłość, z którą już zdążyli się pogodzić.
— Mało o tym rozmawiamy, ale jak się trzymasz? W sensie ty i Joe? Minęło już prawie trzy lata odkąd... — nie dokończyła, gdyż żal zaparł dech w jej piersiach. Spuściła głowę, czując się źle z tym, że znów wywołuje w głowie Harper mętlik.
Obok siebie usłyszała ciężkie westchnienie ze strony młodszej Patterson.
— Znów się tym zadręczasz... — mruknęła cicho brunetka, łapiąc ją za rękę i dodając trochę otuchy — Słuchaj Mav to nie była twoja wina. Stało się jak stało... To był tylko wypadek... — jej głos zadrżał, a ona sama ledwo panowała nad swoimi emocjami — Nigdy o nim nie zapomnimy i Richard na zawsze pozostanie w naszych sercach... — wyjaśniła, uśmiechając się krzywo, by tylko zdusić w Mave to poczucie winy, które dręczyło ją przez ten cały czas.
Szatynka wypuściła powietrze, starając się nie rozkleić. Wyprostowała się, po czym spojrzała na siostrę.
— Skąd masz w sobie tyle siły? — spytała, a jej oczy nadal błyszczały od nadmiaru emocji.
Harper przytuliła do siebie szatynkę, mocno ściskając.
— Muszę być silna dla Joy'ego. Nie chcę, by czuł u mnie tą bezsilność... — wytłumaczyła.
Mave podziwiała ją za to. Jako samotna matka musiała poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami jakie niosło za sobą macierzyństwo i świetnie dała sobie radę. Jednakże wcale nie była sama, lecz otoczona rodziną i przyjaciółmi, którzy starali się jej pomagać. W szczególności Mave, która nie odstępowała swojego chrześniaka nawet na krok. Kochała go całym sercem i przywiązała się do niego na tyle, że zawsze ciężko było jej go opuszczać.
— No dobrze, muszę iść do Joy'ego — odparła, wstając z kanapy i powoli kierując się do schodów — Czeka nas maraton czytania bajek — wyjaśniła z rozbawieniem, ale również i małym zmęczeniem, a następnie zaczęła wspinać się po schodkach na piętro wyżej.
— A czy teraz w końcu mogę zapisać Joy'ego na karatę? — krzyknęła z dołu na tyle głośno, by brunetka ją usłyszała.
— Nie, ponieważ on ma dopiero trzy lata i nie wyrażam na to zgody! — odkrzyknęła, na co Patterson zrobiła naburmuszoną minę.
— Ale jestem jego ciocią!
— A ja matką... — odparła czym właśnie wygrała tą zabawną konwersację.
— Ej, to niesprawiedliwe! — burknęła z udawaną urazą — Nie możesz przypisywać sobie władzy poprzez jakieś głupie rangi! Co to w ogóle ma znaczyć?!
— Też cię kocham siostrzyczko! — usłyszała jej przesłodzony ton, na co od razu poprawił jej się humor. Przynajmniej na tyle, by w końcu po tych dwóch dniach móc spojrzeć na telefon.
Niechętnie wzięła go do ręki i zaraz po włączeniu go została zasypana powiadomieniami. Na ekranie widniało parę śmieciowych informacji o niepotrzebnych aktualizacjach, wiadomość o słabej baterii, dziewięć powiadomień o nieodebranych połączeniach od Johna oraz trzy SMS-y.
Skrzywiła się znacząco na ostatnie powiadomienia, lecz postanowiła, że je odczyta.
Jak się okazało były one od Sherlocka, a ich treść brzmiała tak:
Mamy kolejną zagadkę S.H.
Rozwiązaliśmy sprawę ze skradzionymi dokumentami S.H
Prychnęła z wyraźną ironią podczas czytania wiadomości od Holmes'a, który jak gdyby nigdy nic próbował się z nią kontaktować. Jego arogancja oraz ignorancja sprawiły, że kobieta miała ogromną ochotę rzucić telefon o ścianę i patrzeć jak roztrzaskuje się na kawałeczki.
Już miała odłożyć komórkę na bok, lecz po przemyśleniu przemogła się, by odczytać ostatnią wiadomość.
Gdy to zrobiła, prawie upuściła na podłogę telefon, łapiąc go w ostatniej chwili. Po kilka razy czytała to jedno zdanie, przybliżając urządzenie do oczu jak najbliżej się dało. Spojrzała na godzinę kiedy wiadomość została wysłana i dostarczona do niej, po czym bez chwili zastanowienia postanowiła zakończyć swój urlop i wrócić na Baker Street, by wyjaśnić parę spraw.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.