•39•

311 39 0
                                    

Po wejściu do budynku laboratorium towarzyszył im ciągły stres związany z biegnącym czasem. Nie wiedzieli jak długo mogli jeszcze zbierać informacje, dopóki wojskowi nie zorientują się, że przebywają tu nielegalnie. Jedynie Sherlock nie przejmował się konsekwencjami, które niosły za sobą ich kłamstwa.

Baczne spojrzenia całej trójki analizowały każdy zakamarek tego miejsca, by wynieść stąd jak najwięcej przydatnych obserwacji.

Każdy pracownik laboratorium miał określoną rolę, o której nie chciał zdradzić choćby jednego słówka.

Przez cały czas w całym budynku słychać było odgłosy zwierząt uwięzionych w małych klatkach, które służyły jako obiekty doświadczalne.

— Ile tu jest zwierząt? — pytanie Sherlocka rozniosło się echem po całym pomieszczeniu, gdy zakręcił się wokół własnej osi, by móc zapamiętać jak najwięcej z tego miejsca.

— Mnóstwo — odparł mężczyzna, choć jego odpowiedź wcale nie zadowoliła detektywa.

Patterson trzymała się tuż za Holmes'em, obserwując pracowników laboratorium. Większość z nich zatracona była w pracy i nawet nie zwrócili na nich swojej uwagi. Nieprzyjemne poczucie lęku nie dawpało jej spokoju, gdy widziała jak niektórzy z nich nosili na głowach dziwne maski, które pewnie chroniły ich przed niekorzystnymi drobnoustrojami.

Każdy stwierdziłby, że taki widok nie byłby za przyjemny.

— Kim jesteście?

Mave zbyt pogrążona w przemyśleniach nawet nie zauważyła, że mężczyźni przed nią się zatrzymali, przez co kobieta wpadła wprost na plecy Sherlocka.

Szatynka ostatecznie oprzytomniała przez zderzenie.

Sherlock odwrócił głowę w jej stronę i spojrzał na nią z przymrożonymi brwiami. Jednakże jeden z jego kącików ust powędrował bardzo delikatnie w górę, gdy tylko przypomniał sobie o niezdarności Patterson. Odsunął się lekko na bok, aby ustąpić jej trochę miejsca i pozwolił, aby kobieta mogła stanąć między nimi.

Ostatecznie wszyscy zwrócili swoją uwagę na starszego mężczyznę, który sądząc po jego ubiorze również pracował w laboratorium.

— Tylko ich oprowadzam — odparł chłopak, a na te słowa siwowłosy mężczyzna uśmiechnął się do nich.

— Nowe twarze... uważajcie, żeby nie zostać na zawsze, jak ja — zachichotał, po czym wyminął ich i odszedł przed siebie. Sherlock jeszcze przez długi czas podążał za nim wzrokiem, gdy John w międzyczasie zadawał kolejne pytania.

— Dokąd prowadzi winda?

— Dość nisko — odpowiedział żołnierz.

— Co jest na dole? — blondyn nie odpuszczał i dopytywal dalej.

— Kosze — orzekł bardzo stanowczo, a następnie szybko zmienil zdanie — Proszę tędy! — chłopak powrócił do oprowadzki, ewidentnie starając się ukryć przed nimi jak najwięcej.

Nie mieli do zrobienia czegokolwiek innego jak podążania za nim. Przenieśli się do kolejnego pomieszczenia, aż na końcu dotarli do stanowiska pewnej kobiety, która przeprowadzała badania nad zwierzętami. Nie trzeba było długo czekać, a doktorka szybko dostrzegła nieznajomych, którzy zmierzali w jej stronę.

— Kto to? — spytała z zimną obojętnością, ale w jej spojrzeniu, które skierowała do młodego żołnierza można było dostrzec skrywaną niepewność.

— Inspekcja, rozkazy z góry — wytłumaczył, wskazując dłonią na całą trójkę.

— Czyżby? — kobieta parsknęła cynicznie, uważając swoją pozycję za wyższą i ważniejszą niż ich. Sherlock nie zamierzał pozwolić na to, aby poczuła się lepsza od niego, ale też nie był na tyle idiotyczny, by spalić ich przykrywkę.

Control | SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz