Mave Patterson jest niczym magnes przyciągający do siebie same kłopoty. Przekonała się o tym nie raz, kiedy życie dawało jej porządnego kosza i z podkulonym ogonem wracała do swojego rodzinnego domu. Jednakże tym razem los postanowił, że skieruję j...
Bez zastanowienia zbiegła na sam dół domostwa, gdzie jej oczom ukazała się trójka wysokich, dobrze zbudowanych mężczyzn w garniturach. Na ich widok zbladła na twarzy, żałując, że nie przemyślała tego co zamierza zrobić i, że nie wymyśliła żadnego planu ratunku zanim postanowiła działać na własną rękę.
Jeden z facetów szarpał się z panią Hudson, która za wszelką cenę próbowała się od niego uwolnić. Niestety prawdopodobieństwo, że mogłoby jej się to udać było niezwykle małe, z racji na jej drobną posturę. Nawet to, że Patterson dałaby sobie z nimi radę było wręcz realnie niemożliwe.
- Pomocy! - krzyczała kobieta, a jej pełen przerażenia oraz bezsilności głos wywoływał na szatynce uczucie bezradności jak również i żalu. Chciała jej pomóc, bardzo, ale kompletnie nie miała z nimi żadnych szans.
Spojrzenia reszty nieznajomych skierowały się w jej stronę, a następnie na siebie, by porozumieć się bez słów. Mave nie musiała nawet czytać im z oczów, aby domyśleć się co zamierzali.
Cofnęła się przed nimi drżącym krokiem do tyłu, kręcąc nerwowo głową na boki w poszukiwaniu czegokolwiek czym mogłaby się obronić.
W pewnym momencie potknęła się o pozostawione na podłodze pudło z środkami czyszczącymi, których używała gosposia. Dysząc ciężko z przerażenia, bez namysłu chwyciła za płyn do mycia okien i nagłym, szybkim ruchem psiknęła środkiem prosto na twarz jednego z mężczyzn, który właśnie szedł w jej stronę.
Amerykanin krzyknął z bólu, przecierając dłonią piekące oczy, aż z czasem zaczęły się one robić przekrwione od szkodliwych chemikalii.
Patterson postanowiła wykorzystać jego zdezorientowanie, więc złapała do ręki miotłę opartą o ścianę z zamiarem użycia jej jako kolejną, prowizoryczną broń. Wzięła szeroki zamach i z całych sił uderzyła w kark kulącego się z bólu mężczyznę.
Ciemnowłosy znów wydobył z siebie bolesne jęki, tracąc równowagę i uderzając o ścianę. Mave uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się ze swojego małego zwycięstwa, lecz nie spodziewała się tego co miało za chwilę nastąpić. Jej szczęście nie trwało długo, a jedynie do momentu, gdy silne ramię objęło ją od tyłu za szyję, uniemożliwiając oddech.
Kobieta zaczęła szarpać się w miejscu, starając się uwolnić z uścisku. Z trudem nabierała powietrze do płuc, próbując choć w małym stopniu złagodzić ten mocny zacisk na jej szyi.
Jednakże brązowowłosa momentalnie zastygła ze strachu w całkowitym bezruchu, gdy tylko poczuła zimny przedmiot przystawiony do jej skroni. Dosłownie czuła jak życie przelatuje jej przed oczami.
Mimo wszystko nie o siebie martwiła się najbardziej. W tamtej chwili bała się o panią Hudson, Johna i Sherlocka, którym również ta banda zagrażała. Na dodatek puszczały jej nerwy gdy tylko pomyślała o swojej kochanej rodzinie i o niebezpieczeństwie jakie mogłoby ich czekać.
Nie miała zielonego pojęcia kim byli mężczyźni, którzy im grozili oraz czego od nich chcieli, a przede wszystkim nie wiedziała do czego byli zdolni i do czego mogli się posunąć, aby zdobyć to co było im potrzebne.
Przepełniała ją trwoga, która tylko pogarszała jej stan i pogłębiała w niej panikę. Mave słynęła zawsze ze swojej równowagi i opanowania, ale właśnie teraz, w tamtej chwili nie mogła być spokojna. Nie kiedy chodziło o jej najbliższych.
- Zrób jeszcze jeden ruch, a nie zawaham się i strzelę ci kulkę w głowę - warknął przy jej uchu, a zaraz po tych słowach po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Przełknęła gulę, która utknęła w jej gardle, a następnie spojrzała pełnym troski spojrzeniem na zapłakaną i zlękniętą Marthę, którą wciąż trzymał trzeci mężczyzna.
- A teraz spytam głośno i wyraźnie. Gdzie jest telefon? - warknął wrogo przez zaciśnięte zęby. Brązowowłosa nie odpowiedziała, układając usta w wąską linię, by nie zdradzić choć grama informacji, które mogłyby ich naprowadzić na jakiś trop - Obie nie chcecie gadać? - spytał groźnie, a Mave jedynie mogła przeczuwać, co może dalej nastąpić.
- Nie wiemy o jaki telefon wam chodzi - odpowiedziała, starając się brzmieć pewnie. Nie chciała, aby wyczuli u niej niepewność oraz strach, a także nie mogła ukazać tego, że kłamała.
Nie mogła od tak po prostu się poddać. W głowie ciągle powtarzała sobie to, że tak nigdy nie postąpiłby jej ojciec, a ona na pewno nie miała zamiaru sprzeciwiać się temu, że wierzyła w jego siłę oraz odwagę i zawsze brała jego rady do serca niczym jak klucz do przetrwania.
Wtem podszedł do nich ten sam mężczyzna, którego Mave obezwładniła i zadała ból. Jego wyraz twarzy wyrażał aż za wiele, a przede wszystkim chęć zemsty za to co ona mu zrobiła.
Zdążyła jedynie na niego spojrzeć, a zaraz po tym mężczyzna uderzył ją pięścią w brzuch, a przeraźliwy jęk Mave wypełnił całe pomieszczenie. Ich szef puścił ją wolno, odkładając broń od jej głowy, a szatynka osunęła się na podłogę z bólu, który rozniósł się po całym jej brzuchu.
- Kłamstwami to jedynie pogorszysz swój los - wymamrotał jeden z nich, a następnie kucnął przy niej, chcąc dać jej marną drugą szansę - A więc masz mi coś do powiedzenia?
Patterson przekręciła głowę w jego stronę, z trudem wyksztuszając parę słów:
- Obyś smażył się w najgorszych odmętach piekła - wysyczała z ogromnym gniewem. Teraz, gdy poczuła ból było jej już obojętne co z nią zrobią. Pomimo, że w głębi trzęsła się ze strachu, to na zewnątrz przywdziewała maskę zuchwalstwzuchwalstwa oraz pewności siebie.
Była uparta, ale to właśnie ta upartość prowadziła ją do wytrzymałości, którą teraz wykorzystywała.
Amerykanin zmierzył ją pełnym pogardy wzrokiem, a następnie podniósł się na równe nogi i kiwnął głową w stronę swojego pracownika, dając mu ewidentny znak na dalsze działanie.
Dwa silne kopniaki sprawiły, że Mave na chwilę straciła kontakt z rzeczywistością. Poczuła nieprzyjemne chrupnięcie kości, a później falę miażdżącego bólu. Z każdą chwilą oddychało jej się coraz gorzej, a w głowie szumiały rozmowy mężczyzn wymieszane z płaczem staruszki.
Mave za nic nie chciała ukazać swojej słabości, ale niestety ten moment się już wydarzył. Kuliła się na podłodze jak małe dziecko, w myślach prosząc o odpoczynek oraz chwilę wytchnienia od cierpienia. Błagała o pomoc. Prosiła, aby zjawił się ktoś, kto mógłby wyciągnąć ją oraz panią Hudson z tego koszmaru.
- Sherlock... - wyszeptała, gdyż tak naprawdę to właśnie on był ich jedyną deską ratunku. To o niego tu chodziło i tak naprawdę tylko on mógł je uratować. Szatynka czując, że powoli wracają jej siły podparła się ramionami i starała się podnieść z zimnych paneli.
- Zabierzcie je na górę i zwiążcie! - rozkazał twardym tonem, co też obaj mężczyźni wykonali bez zastrzeżeń. Gdy tylko Mave zdołała wstać, jeden z nich obezwładnił ją, by nie mogła zrobić im żadnej krzywdy, choć w jej stanie było to wręcz niewykonalne, a później popchnął ją w stronę schodów prowadzących na piętro.
Pani Hudson szarpała się na wszystkie strony, starając się im w jakiś sposób wyrwać, lecz na marne, gdyż byli od niej kilka razy silniejsi.
Za to Mave nawet nie miała już siły na próbę ucieczki. Z każdą chwilą była coraz bardziej osłabiona. Obraz rozmywał się, głosy stawały się coraz bardziej niewyraźne, a powieki powoli opadały w dół. Z całych sił broniła się przed utratą kontroli, powtarzając pod nosem jedno słowo, a raczej imię:
- Sherlock...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.