Cała zdyszana wbiegła do salonu na Baker Street jakby dosłownie właśnie tam dokonywali okrutnej rzeźni. Nawet się nie zdziwiła, gdy zamiast czyhającego tam niebezpieczeństwo, którym nastraszył ją Mycroft panował tam ład i harmonia. Stoicki spokój wypełniał całe pomieszczenie, a tylko cichy trzask z ogniska przerywał panującą w mieszkaniu ciszę.
Ze zmęczeniem wpatrywała się w ogień tlący się w kominku, dopóki jej oczy nie powędrowały na siedzącego w bezruchu Johna. Zdjęła z siebie lekko przemoczony przez śnieg płaszcz, rzuciła go na kanapę, która znajdowała się pod ścianą, a następnie zasiadła w fotelu Sherlocka naprzeciw śpiącego Watson'a.
Mężczyzna drzemał smacznie, a w dłoni nadal trzymał książkę, którą właśnie podarowała mu na święta Mave. Przeczuwała, że był zmęczony i znajdował się tu z tego samego powodu co ona. Uznała, że lepiej byłoby dla niego jeśli położyłby się spać do łóżka niżeli miałby jutrzejszego dnia narzekać na ból pleców oraz karku.
— John... John obudź się... — powtarzała szeptem, starając się go dobudzić. Po nie za długiej chwili udało jej się.
— Mave? — wymamrotał sennie, przecierając zaspane oczy. Mrugnął kilka razy, a następnie przyjrzał się dokładnie szatynce, aby upewnić się, że kobieta na pewno tu była — Co ty tu robisz? Chyba miałaś być u rodziny... — mruknął zastanawiającym się tonem głosu.
— No popatrz... A ty miałeś być chyb u siostry, prawda? — zaśmiała się gorzko, gdy w końcu uświadomiła sobie, że nie tylko jej zniszczono ten świąteczny wieczór.
Blondyn westchnął ciężko, poprawiając się wygodniej na fotelu. Odłożył książkę na bok, po czym spojrzał w stronę sypialni Sherlocka, upewniając się, że nic złego się tam nie dzieje.
— Mycroft'owi też udało się zagrać na twoich uczuciach? — spytał z wyraźnym niezadowoleniem w głosie.
— Cholerny Holmes — warknęła poprzez śmiech, choć tak naprawdę daleko było jej do radości — Proszę wyjaśnij mi o co chodzi, ponieważ jak zwykle o wszystkim dowiaduję się ostatnia — poprosiła błagalnie, licząc, że chociaż on udzieli jej jakichkolwiek informacji, których bardzo oczekiwała.
— Nie wiem za wiele — westchnął, układając usta w wąską linię oraz ściągając lekko brwi, w geście grymasu — Mycroft uznał, że z Sherlockiem nie jest za dobrze i tej nocy może się coś wydarzyć...
— Nie rozumiem... Co jest z Sherlockiem? — dopytała, marszcząc znacząco brwi.
John zawahał się na chwilę, ale kiedy zobaczył zmartwienie w jej oczach nie potrafił tego przed nią ukrywać.
— Adler... — odparł, na co Mave od razu ledwo widocznie poczerwieniała ze złości.
Ostatnio miała wrażenie, że wszystko co złe kręciło się wokół tego nazwiska. Tak naprawdę Patterson nie miałaby nic przeciwko do osoby, która je nosiła, gdyby nie stwarzała ona zagrożenia dla jej przyjaciół, o których najzwyczajniej w świecie się martwiła.
— Co z nią? — wybełkotała niechętnie, odwracając głowę w bok.
— Nie żyje — po tych słowach jej twarz okrył cień zaskoczenia. Wpatrywała się w Johna z niedowierzaniem jakby to co mówił było czymś niemożliwym.
Jednakże po chwili pogrążyła się w odmęcie zamyślenia. Dokładnie analizowała wszystko co szło za śmiercią kryminalistki, a każdy kolejny fakt utwierdzał ją w nowych, niekoniecznie przyjemnych dla niej przekonaniach.
— Jak trzyma się Sherlock? — spytała cicho nagle zmieniając swoje nastawienie i przywdziewając maskę obojętności, za którą skrywała całą resztę uczuć.
CZYTASZ
Control | Sherlock
FanfictionMave Patterson jest niczym magnes przyciągający do siebie same kłopoty. Przekonała się o tym nie raz, kiedy życie dawało jej porządnego kosza i z podkulonym ogonem wracała do swojego rodzinnego domu. Jednakże tym razem los postanowił, że skieruję j...