•36•

461 51 9
                                    

Henry Kinght był klientem z nietypową sprawą.

Pojawił się na Baker Street niespodziewanie, a jego historia mogła poruszyć niektórych za serce, ale na pewno nie zrobiła ona wrażenia na bezdusznym detektywie, który tą sprawę traktował jak kolejne świetne wyzwanie.

W dzieciństwie na dziecięcych, niewinnych oczach Henrego zginął jego ojciec, a w jego umyśle na zawsze pozostał obraz besti, psa o nadzwyczaj ogromnym wzroście.

Choć owa sytuacja miała miejsce dwadzieścia lat temu, do przekroczenia progu Baker Street przez Knight'a zmusił go jego kolejny problem.

Po trudnych przejściach jakie klient doświadczył w dzieciństwie jego terapeutka poradziła, aby powrócił do swojej rodzinnej miejscowości i zmierzył się ze swoimi lękami, które utrudniały mu życie niemalże każdego dnia.

Z tego co Sherlock, John oraz Mave zrozumieli ich klient Henry wciąż wierzył, że jego ojciec został zamordowany, a gdy pewnej nocy wybrał się na miejsce dawnej zbrodni zauważył wielkie ślady psich łap.

Po tym wszystkim natychmiast wsiadł do pociągu i przybył do Sherlocka Holmes'a, najlepszego detektywa doradczego w całym kraju, by to właśnie on udowodnił jego rację.

Teraz jedynie wszystko leżało w rękach detektywa i tego czy sprawa okaże się na tyle interesująca oraz zachwycająca, by się jej podjął.

— Biorę sprawę — wyszeptał zafascynowany Sherlock, skupiając się jedynie na ostatnich słowach klienta, które mówiły o wcześniej wspomnianych śladach bestii — Słyszeliście o Baskerville? — zmienił nagle temat, zwracając się do Patterson i Watson'a.

— Niewiele — przyznał John, a następnie Sherlock spojrzał na zamyśloną twarz kobiety, po której już widać było, że coś świtało jej w głowie.

— Jeśli się nie mylę, jest to punkt badawczy. Ojciec kiedyś wtrącił parę słów o tej placówce — wytłumaczyła starając sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów.

— Dobre miejsce jak na początek — wtrącił szybko, intensywnie o czymś myśląc, co zdradzała to po nim jego zamyślona twarz.

— Czyli przyjedziecie? — Henry spytał z nadzieją, patrząc na nich wszystkich po kolei.

— Ja jestem zajęty, ale daję Ci moich najlepszych ludzi — oznajmił nagle Holmes, a następnie podszedł i poklepał Johna po ramieniu, a jego zachowanie całkowicie zbiło z tropu Patterson oraz Watsona — Zawszę można na nich liczyć...

Jego cwany uśmieszek zdradzał, aż za wiele, co nie umknęło uwadze kobiety, która dostrzegła to, że grał na ich uczuciach.

— Jesteś zajęty?! — huknął John, który był wzburzony jego ciągłym niezdecydowaniem — Przed chwilą narzekałeś, że...

— Dzwoneczek! — przerwał mu bezczelnie brunet, po czym energicznie zaczął kręcić się po pomieszczeniu, jakby czegoś nie mógł się doczekać — Muszę znaleźć Dzwoneczka! — przyznał z małą iskierką w oczach, która pojawiała się zawsze wtedy, gdy Sherlock wiedział coś, czego inni nie byli świadomi.

— Czyli mam rozumieć, że Pan nie jedzie? — dopytał zdezorientowany Henry, który nie zdawał sobię sprawy z tego, że była to tylko cwana zagrywka ż
ze strony mężczyzny.

Holmes spojrzał na swoich przyjaciół smutnym wzrokiem, tworząc na twarzy równie posępną minę, po czym pokręcił przecząco głową.

Jego komiczne zachowanie sprawiło, że w końcu i John zrozumiał o co chodziło Sherlockowi od samego początku.

Control | SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz