Mave Patterson jest niczym magnes przyciągający do siebie same kłopoty. Przekonała się o tym nie raz, kiedy życie dawało jej porządnego kosza i z podkulonym ogonem wracała do swojego rodzinnego domu. Jednakże tym razem los postanowił, że skieruję j...
Po cichu zeszła do salonu, zatrzymując się przed wejściem do niego. Wychyliła się lekko zza ściany, spoglądając do wnętrza pokoju i upewniając się czy Holmes nadal tam był.
Nie myliła się. Sherlock wciąż siedział na swoim ulubionym, czarnym fotelu i spokojnie pił herbatę, którą ona mu przygotowała.
Mave przypuszczała, że czeka ich dosyć ciężka rozmowa, ale nie mogła tego odwlec. Choć była pewna, że detektyw gdzieś bardzo głęboko wewnątrz siebie ukrywał to, że żałował niektórych słów, to jednak na pewno nie był świadomy tego jak duży sprawiło jej to ból.
Pomimo, że już nie czuła tego żalu, nie mogła tak łatwo zapomnieć o tej boleści. Wywarło to na niej zbyt wiele, by mogła teraz ze spokojem o tym rozmawiać. Dlatego tak ciężko było jej zmierzyć się z wydarzeniami z przeszłości.
Szatynka wypuściła świstem powietrze z ust, po czym pewnym krokiem ruszyła do kuchni, kończąc to co zaczęła. Powróciła do przyrządzania obiadu, w głowie prowadząc zawziętą walkę z samą sobą. Zastanawiała się jak wyciągnąć od detektywa prawdę, do której zapewne nie będzie chciał się tak prosto przyznać.
Jednakże okazało się, że nie musiała robić pierwszego kroku.
— Kto dzwonił? — odezwał się nagle Sherlock.
Kobieta obróciła się na pięcie w jego stronę, opierając się o szafki kuchenne. Przypatrywała mu się przez chwilę, dokładnie analizując jego zachowanie. Szybko wyciągnęła pierwsze wnioski.
Detektyw konsultant zawsze o wszystkim wiedział, więc zadał jej pytanie nie po to, aby dowiedzieć się kto do niej dzwonił, lecz po to, aby nawiązać z nią jakiś kontakt.
Sherlock nie należał do komunikatywnych osób. Preferował ciszę i obserwację, ewentualnie dyskusję, lecz rzadko luźne rozmowy. Jeżeli on miał zamiar prowadzić z nią rozmowę, to mogło znaczyć tylko jedno, a Mave już doskonale wiedziała co.
Niezauważalnie na jej twarzy pojawił się pełen satysfakcji uśmiech. W końcu mieszkanie pod jednym dachem z kimś takim jak Holmes miało swoje korzyści, a jego umiejętności musiały się jej w nikłym stopniu udzielić.
— Chyba ty wiesz najlepiej... — mruknęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Mężczyzna skrzywił się niezauważalnie, udając, że nie ma pojęcia o czym mówi — Wydedukuj to ze mnie — odparła, co spodobało się brunetowi.
Nie musiała dwa razy powtarzać. Z nutką ekscytacji zaczął badać jej zachowanie, snując pierwsze przypuszczenia.
— Jesteś rozluźniona, zmieniło ci się nastawienie na bardziej... przyjazne oraz mam przeczucie, że nie chcesz mnie już zamordować ani otruć — wydedukował po dosłownie paru sekundach obserwacji — Dobra nowina? — zauważył, po czym wziął jednego z ostatnich łyków herbaty.
— Skąd wiesz, że nie chcę cię otruć? — zmarszczyła brwi, drażniąc się z nim.
— To proste — prychnął pod nosem z pewnością siebie — Pomijając ten twój specyficzny uśmieszek, mogę to stwierdzić po tym, że jednak ze mną rozmawiasz...
I tu właśnie ją miał.
Mave przygryzła dolną wargę i odwróciła się do niego tyłem, powracając do krojenia warzyw.
Miał całkowitą rację i Patterson zdawała sobię z tego sprawę. Była tak przewidywalna, że dla kogoś tak wybitnie inteligentnego jak Sherlock nie stanowiła żadnego problemu.
Zawsze gdy była na kogoś zdenerwowana ograniczała kontakty z tą osobą do minimum. Odpowiadała jeżeli musiała, unikała długiego przebywania w jednym pomieszczeniu oraz odwracała wzrok. Po tym zachowaniu można było łatwo wywnioskować, że ten ktoś musiał zajść jej za skórę.
— Dostałam pracę — odpowiedziała w końcu, choć wcale nie musiała. Była pewna, że on to wiedział. Ba! Mave wiedziała, że to on stał za całą tą sprawą.
— Gratuluję. Może w końcu przestaniesz ględzić, że twoja porażka w poprzedniej pracy była moją winą — burknął pod nosem, na co brązowowłosa przewróciła oczami.
Ledwo powstrzymywała się, aby podkreślić w tym jego winę, ale ostatecznie się powstrzymała. Jeżeli on naprawił swój błąd, ona mogła zaprzestać toczonej wojnie.
— Dziwne, gdyż wcale się z tą firmą nie kontaktowałam, a i tak dostali moje CV — wyjaśniła zastanawiającym się tonem.
Ukradkiem spojrzała przez ramię na Holmes'a, który świetnie udawał, że nie miał o tym żadnego pojęcia.
— Zaskakujące! — mruknął z świetnie granym przez niego poruszeniem.
— Nieprawdaż? — dodała z nutką ironi — Ktoś wysłał papiery za mnie...
— Dobry Samarytanin? — mruknął, odkładając pustą filiżankę na stolik obok, a następnie złożył palce w piramidkę. Patterson pokręciła głową na boki, nie potrafiąc powstrzymać się od śmiechu przez jego idiotyczne zachowanie. Udawał, nie chciał przyznać się do prawdy, więc uznała, że sama ją od niego wyciągnie.
— Raczej gryzące sumienie oraz poczucie winy pewnego detektywa... — odezwała się pod nosem.
Holmes skrzywił się gdy usłyszał jej słowa. Z naburmuszoną miną postanowiła bronić swego.
— Ja nie mam żadnego poczucia winy! — oburzył się z wyraźnym skonstruowaniem.
— Czyli to twoja sprawka! — krzyknęła z satysfakcją słyszalną w głosie. Mężczyzna zmarszczyła brwi z niezadowoleniem, po czym westchnął zirytowany jej dociekliwością.
— Nie przyznaję się do tego — powiedział całkowicie poważnym tonem.
— Och, Sherlock... To nic złego przepraszać — zaśmiała się na myśl, że tłumaczy mu to jak małemu dziecku. Czasami miała niodparte wrażenie, że on tak właśnie się zachowywał. Jak niesforny dzieciak.
— Ale ja wcale nie przepraszam! — zaznaczył twardo, jakby przyznawanie się do błędu było czymś nienaturalnym.
Kobieta roześmiała się cicho pod nosem, wiedząc swoje. W końcu coś pchnęło go do tego, aby odpokutować za swoje winy, a dobre uczynki u Sherlocka były rzadkością. Dlatego była z niego dumna, ale również i mile zaskoczona, że posunął się do czegoś takiego.
— Uznajmy, że między nami kwita — przyznała z o wiele pogodniejszym nastrojem niż miała kilkanaście minut temu — Jesteś głodny? — dopytała, uśmiechając się szeroko.
— Nie zjem nic co przygotujesz, gdyż nadal nie chcę narażać swojego życia — oznajmił z cynicznym uśmieszkiem.
— Żałuj, bo dzisiaj chyba przejdę samą siebie — wyjaśniła, patrząc na niego kątem oka — To będzie cud miód! — zaznaczyła, a na samą myśl zaczęło burczeć jej w brzuchu.
Między nimi na chwilę zapanowała cisza, przerywana dźwiękami jakie wydobywały się z kuchni. Jednakże ten spokój nie mógł trwać długo i ktoś postanowił zmącić tą harmonię.
— Mave... Co się stało z Richardem? — odezwał się nagle Sherlock dosyć poważnym tonem głosu, co nie spodobało się szatynce. Przez nieuwagę lekko przecięła sobie palec nożem. Syknęła cicho z szczypiącego bólu, po czym z grymasem na twarzy przyłożyła ranę do ust.
Nie odzywała się ani słowem, choć detektyw wciąż czekał na jej odpowiedź. Wzięła głęboki wdech, gdy musiała przypomnieć sobie te nieprzyjemne zdarzenia z przeszłości.
— Kim jest Richard Brook?
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.