Rozdział XXII

530 61 32
                                    

 Albus odwiedził Moranę w jej klasie zaraz po zakończeniu spotkania w gabinecie, jednak oględziny nie przyniosły żadnych rezultatów. Dyrektor również nie rozpoznał niepokojącego symbolu.

– Cóż, nie spodziewałem się, że mogę wiedzieć w tej kwestii więcej, niż wasza dwójka – stwierdził, odwracając się do Morany i Severusa, który jakoś nie potrafił się nie angażować w tę sprawę. – Ale zawsze lepiej zobaczyć to na własne oczy. Myślicie, że może być niebezpieczny sam w sobie?

– Nie, z pewnością nie. – Hawkins potarła nerwowo dłonie. – Gdyby miał w jakiś sposób działać, działałby od razu. Po prostu wygląda... dziwnie. Niepokojąco.

– Myślę, że nie powinnaś nocować w jego pobliżu – orzekł Severus, nie odrywając wzroku od malunku na ścianie. – Zostań jeszcze w skrzydle szpitalnym, tak dla pewności.

– Bardzo rozsądny punkt widzenia. – Dyrektor pokiwał głową. – Poppy z pewnością się nie pogniewa, a pewnie wręcz przyklaśnie.

Gdy wychodzili, dla bezpieczeństwa pieczętując salę dodatkowym zaklęciem, Dumbledore spojrzał jeszcze na Moranę.

– By było jasne: nie mam do ciebie żadnych pretensji – powiedział łagodnie. – Poradziłaś sobie świetnie, a twoje poszukiwania błotnika były imponujące. Stało się tu coś dziwnego, ale z pewnością nie z twojej winy czy woli, nie wątpię w to. Nie musisz sobie niczego zarzucać.

Nauczycielka uśmiechnęła się ciepło.

– Dziękuję, Albusie. To dużo dla mnie znaczy.

– I nie przejmuj się, jakoś rozwiążemy to wszystko. Dowiemy się, co właściwie stało się z tym błotnikiem oraz kto odpowiada za zniszczenia. A potem wyciągniemy konsekwencje.

Po tych słowach starzec zerknął na Severusa, który wciąż stał obok, patrząc czujnie na dwa duchy kręcące się w pobliżu.

– Jestem pewien, że gdyby mnie zabrakło sił, ktoś osobiście dopilnuje, by sprawa znalazła szczęśliwy finał – dorzucił, a oczy zamigotały mu w świetle lamp. – Co do tego symbolu, jutro zadbam o to, by został jak najdokładniej przerysowany, a potem zapewne odświeżę parę starych znajomości.

Już wczesnym rankiem okazało się, że te działania nie będą konieczne – choć stało się to w sposób, którego absolutnie nikt się nie spodziewał.

Kolejny dzień zaczął się o wiele później niż zwykle. Choć stoły przygotowano o stałej porze, minęło dobre pół godziny, nim pierwsza zaspana osoba pojawiła się w Wielkiej Sali. Ta noc była trudna nie tylko dla nauczycieli, ale również dla uczniów. Choć bowiem wszyscy siedzieli w pokojach wspólnych i właściwie nie do końca wiedzieli, co się wydarzyło, mieli doskonałą okazję do bezkarnego siedzenia do późnych godzin nocnych i plotkowania, ile wlezie. Mimo wszechobecnej senności, pogłoski nie wygasły, szczególnie że duchy tylko podsycały ciekawość, przekazując zasłyszane strzępki informacji – niekoniecznie zgodne z prawdą.

Właśnie dlatego, gdy do sali wkroczyła Morana, blada jak posadzka i wyraźnie osłabiona, wszyscy patrzyli tylko na nią. Zupełnie jak pierwszego dnia w Hogwarcie szepty milkły w jej obecności, a ciekawskie spojrzenia oblepiały ją ze wszystkich stron. Severus siedzący przy stole i pijący już drugą kawę, która miała za zadanie postawić go na nogi, obserwował to zainteresowanie z rosnącą złością. Wiedział, że w takim stanie najprawdopodobniej skończy się to bólem głowy, ale tym razem nie miało to dla niego znaczenia. Wolał skupiać się na gniewie i na uczniach, jak zawsze zachowujących się nie tak jak powinni, niż na innych, obcych mu emocjach.

– Udało ci się w ogóle zasnąć? – zapytał, gdy Hawkins usiadła obok niego. – Wyglądasz, jakbyś nie zmrużyła oka.

– Bo prawie tak było. Najpierw długo się wierciłam i w końcu poprosiłam Poppy o coś nasennego, ale nie pomogło to zbyt wiele. To wszystko cały czas mnie męczy, wiesz?

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz