Rozdział XLI

371 53 20
                                    

 Przez chwilę w klasie panowała absolutna cisza. Gniew Severusa narastał, niebezpiecznie zbliżając go do wybuchu.

– I jak do tej pory nie uznałaś za stosowne podzielić się ze mną taką informacją? – wycedził. – Nawet jeśli pracujemy nad tym razem od miesięcy?

– Miałam zamiar, naprawdę, ale uznałam, że nie chcę mieszać cię w moje prywatne sprawy. Nie myślałam, że będzie cię to obchodzić.

Snape poczuł nagle, że równie dobrze Morana mogła kopnąć go w podbrzusze – ból prawdopodobnie byłby dokładnie ten sam. Nie do końca potrafił jednak ująć w słowa, dlaczego to stwierdzenie sprawiło mu aż taką przykrość, więc powiedział coś innego:

– Tak mi się zdaje, że wmieszałaś mnie w to w momencie, gdy poprosiłaś o pomoc w organizacji zajęć klubu. I gdy zobaczyłem to coś na ścianie. Od tej chwili wszystko jest ważne.

– Ale nie sądziłam, że te dwie rzeczy są ze sobą związane, Sev. Prawdę mówiąc, teraz też nie jestem pewna, ale kończą mi się pomysły. To dziwne... i trochę podobnie układa się do całej sprawy z symbolem. Nagle dostrzegłam analogię, ale nie chcę się do tego przywiązywać.

Severus przypomniał sobie, jak godzili się ze sobą tuż przed świętami, po przesłuchaniu Morany w Ministerstwie – to jedno zdanie, które z siebie wyrzuciła, o klątwie. Nie tylko dzięki myślodsiewni pamiętał przerażenie na jej twarzy ledwie chwilę przed tym, nim zostawiła go na schodach. Teraz już rozumiał – właśnie wtedy musiał wpaść jej do głowy trop, wyjaśniający wszystko. Trop, który teraz najwyraźniej znów próbowała wyprzeć.

Na myśl o tym nie wytrzymał i aż zerwał się z miejsca.

– Spellbound – powtórzył. – Spell–bound. Spell. Bound. Morana, nie znasz angielskiego?!

– No przecież słychać, że znam! – fuknęła. – Wiem, co to znaczy, „związany czarem". A czy klątwy są czarami? Bo wydaje mi się, że to nawet inne słowo. Nazwisko nie brzmi Cursebound, na całe szczęście.

– Więc uważasz, że jesteś związana Expelliarmusem?

Ostre spojrzenie Hawkins uzmysłowiło mu, że się zagalopował. Niemal natychmiast pojawiły się w nim wyrzuty sumienia, które tylko dodatkowo go rozdrażniły. Ze wszystkich uczuć, jakie kiedykolwiek do niego wracały, najbardziej nie znosił właśnie poczucia winy – głównie dlatego, że jego smak znał aż do obrzydzenia. To pozwoliło mu opanować kolejny wybuch gniewu. Potarł twarz, nagle zmęczony, i oparł się o krzesło.

– No dobrze, zbierzmy to jeszcze raz – zaczął, siląc się na ugodowy ton. – Istnieje przypuszczenie, że jest z tobą związane jakieś zaklęcie, ukryte w nazwisku po ojcu.

– Na to wychodzi.

Severus zastanowił się przez chwilę. Zmarszczył brew.

– W nazwisku, którego nie używasz, jak dobrze rozumiem?

– Zgadza się. Ani razu się nim nie przedstawiłam, nawet na piśmie.

– W Polsce też nie?

– Też. Do słowiańskiej wspólnoty przyjęto mnie jako Jastrzębską.

– I nigdy nie przydarzyło ci się nic chociażby podobnego do tego, co dzieje się teraz? Kiedyś wspominałaś swojego kuzyna... Zginął?

– Uznaliśmy go za zmarłego, ale tak właściwie nie wiadomo, co się stało – westchnęła. – Zaginął na Żmijowisku i nigdy się nie odnalazł. Ale Chors to krewny od strony mamy, nie miał nic do mojego ojca. No i nie było mnie przy nim, gdy to się stało. Poza tym nie, nic złego nigdy się nie przydarzyło. Nic, co nawet przypominałoby to, co dzieje się teraz.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz