Rozdział XXIII

510 57 13
                                    

Ponieważ po korytarzu kręcili się już uczniowie, Mistrz Eliksirów jak gdyby nigdy nic pospieszył do swojej klasy, zdjął zabezpieczenia i zamknął się w środku. Nie było to najlepsze miejsce na rozmyślania, bo kojarzyło mu się tylko z mordęgą nauczania, ale sama obecność przyrządów alchemicznych wystarczyła, by odzyskał precyzję myślenia. A co ważniejsze – również spokój.

Stojąc w ciemnym pomieszczeniu, postanowił, że gdy wszyscy będą skupiać się na błotniku i na rozważaniach, czy klub demonologii w ogóle powinien powstać, on poszuka prawdy. Wywlecze ją na światło dzienne choćby spod ziemi, a potem zrobi wszytko, by każdy dostrzegł fakty i nareszcie przyjął je do wiadomości.

Choć fantazje na ten temat wydawały się kuszące, do celu wiodła daleka droga, a on wciąż znajdował się zaledwie na początku. Jedynym tropem, jakim dysponował, był ten dziwny symbol na ścianie. Teraz, dzięki wątpliwej uprzejmości Franka i Ruperta – na myśl o dziennikarzach Snape znów zgrzytnął zębami – nie musieli się już martwić o rysunek, bo mieli do dyspozycji fotografię.

Fotografię, którą on w swojej głupocie właśnie wyrzucił do kosza.

Severus zaklął pod nosem, po czym ostrożnie wyjrzał na korytarz. Choć słyszał echo rozmów, wyglądało na to, że w zasięgu wzroku nie było ani żywego, ani nawet martwego ducha – miał więc szansę. Szybko przemknął z powrotem do holu, jednym zaklęciem wyjął gazetę z kosza, wyrwał pierwszą stronę i wyrzucił ponownie. Stek bzdur z artykułów nie był mu do niczego potrzebny. Już miał udać się do swojego gabinetu, ale znów zmienił zdanie. Niemal na pięcie odwrócił się i ruszył schodami na górę, na trzecie piętro. Całkiem trafnie założył, że Morana wróciła do siebie, ale nie przewidział, w jakim stanie ją znajdzie.

Przede wszystkim, drzwi do klasy nie były zamknięte, lecz uchylone. Gdy zajrzał do środka, zobaczył, że Hawkins siedzi na jednej z ławek, plecami do wyjścia i wpatruje się nieruchomo w symbol na ścianie. Wydawała się zamyślona, ale kiedy już miał się wycofać, usłyszał pociągnięcie nosem. Wtedy zapukał cicho.

– Mogę?

Morana szybko otarła oczy i pokiwała głową.

– Jakaż piękna katastrofa, co? – zagaiła, gdy podszedł bliżej.

Severus, słysząc to, uniósł lekko brwi.

– Nic się nie zawaliło – odpowiedział, stając tuż za nią. – Nie musimy tańczyć.

– Nie sądziłam, że znajdę tu kogoś, kto zna Kazandzakisa. Czytujesz mugolskie książki?

– Klasyki owszem. Bywają interesujące.

– Kiedyś dopytam cię o szczegóły.

Po tych słowach Hawkins zerknęła na niego, a potem na kartkę, którą trzymał w dłoniach.

– Gdzie się podziała reszta gazety?

– Wyrzuciłem do kosza. Niepotrzebne mi niczyje wymysły.

– Czyli czytałeś.

– Przejrzałem, ale nie do końca dokładnie. Wiem, jak było i to mi wystarczy.

Morana westchnęła.

– Szkoda, że nie ma więcej takich, jak ty.

Severus mógł tylko odwrócić wzrok. Tym razem Hawkins brzmiała, jakby nie miała pojęcia, z kim rozmawia. Zresztą, nawet gdyby Mistrz Eliksirów nie nosił na przedramieniu Mrocznego Znaku, sam charakter wystarczył, by życzyć światu jak najmniejszej liczby skaz w postaci osób jego pokroju. Niedorzecznością było twierdzić inaczej.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz