Rozdział VIII

798 80 16
                                    

 Klub Demonologii Słowiańskiej okazał się strzałem w dziesiątkę. Chociaż na kolejne zajęcia przyszło nieco mniej uczniów niż na pierwsze – zabrakło między innymi wielu Ślizgonów – Wielka Sala wciąż była zadowalająco zapełniona. Dzień wcześniej Morana znów poprosiła Severusa o drobną pomoc, a on tym razem zgodził się bez wahania. Stojąc na podeście i słuchając wykładu, który poprzedzał część praktyczną, po raz kolejny myślał o tym, że właściwie współpraca zaczyna mu sprawiać przyjemność. Szczerą, a nie udawaną – choć nigdy nie radził sobie dobrze z udawaniem czegokolwiek, dlatego tak trudno było mu znaleźć przyjaciół. Czy teraz mogło się to zmienić?

To pytanie często do niego wracało, wywołując w głowie całkowity chaos, podobnie jak wiele innych. Co gorsza, z czasem wątpliwości nie ubywało, a wręcz zdawały się namnażać. Severus nie mógł na przykład zaprzestać zastanawiania się nad tym, co Hawkins powiedziała podczas pierwszego spotkania klubu. Zaproszenie rzucone półgłosem, ot tak, brzmiało kusząco... zbyt kusząco, by mógł podejść do tego spokojnie. Zdumiewało go, jak interesująca wydała mu się ta propozycja, choć myśl, że mógłby z niej skorzystać, była dziwaczna i obca. Nienaturalna. O wiele łatwiej było mu uznać ją za zwykły żart, do którego nie należało przywiązywać wagi. Zresztą, istniały pilniejsze sprawy i doskonale zdawał sobie z tego sprawę – a jednak właśnie ta myśl najczęściej wracała do niego nocami, gdy próbował choć na chwilę zmrużyć oczy.

Problemy ze snem tylko pogarszały jego i tak kiepski nastrój. Z zasłyszanych tu i ówdzie opinii wywnioskował, że nawet uczniowie zauważyli jego podły humor – to znaczy jeszcze bardziej ponury niż zazwyczaj. W snuciu domysłów przodował rzecz jasna bezczelny Gryfon, który w ten żałosny sposób odgrywał się za jawne dręczenie na lekcjach, ale jego koledzy z radością mu wtórowali, punktując kolejne zmiany i zastanawiając się nad ich przyczyną. Właściwie tylko jedna rzecz przyniosła wszystkim niejaką ulgę – teraz Mistrz Eliksirów o wiele rzadziej karał szlabanami, ale tylko on wiedział, dlaczego tak się dzieje. Powód był prosty: po lekcjach chciał przede wszystkim zostać sam, a nie nudzić się w sali, czekając, aż skończy się kara, dlatego unikał tego, jak tylko mógł.

We wszystkich wolnych chwilach zastanawiał się też nad wykładem Morany. Większość czarodziejów z Wysp Brytyjskich żyła w przekonaniu, że Czarny Pan był tylko ich zmartwieniem. W rzeczywistości jednak, choć koncentrował siły na własnym kraju, absolutnie nie ograniczał się tylko do niego; nikt nie wiedział o tym lepiej od Severusa. Słowa rzucone pozornie jako ogólne ostrzeżenie zaalarmowały go więc na tyle, by zaczął przypominać sobie wszystkie tajne plany, które snuli podczas zebrań śmierciożerców. Czy to możliwe, by polscy czarodzieje również zdawali sobie sprawę z takiego zagrożenia? Czy wiedzieli coś więcej o upadku Voldemorta i mogli pomóc, gdyby niebezpieczeństwo znów nadeszło? A może w takiej sytuacji sami byliby zagrożeniem?

Męczony tymi pytaniami Snape zrobił pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy i jedyną, jaka dawała mu ulgę – zanurkował w książkach. Sięgając po tomy dostępne w zwyczajnym księgozbiorze i zaglądając do działu Ksiąg Zakazanych, badał historię polskiego czarodziejstwa, a także to, jak rozwijała się obrona przed czarną magią w innych krajach Europy Wschodniej. Oczywiście mógł zapytać o to Moranę, ale na razie postanowił poszukać odpowiedzi lub poszlak na własną rękę. Chciał być tak przygotowany na ewentualną konfrontację, jak to tylko możliwe – a że nadejdzie, był absolutnie pewien. Właściwie zabierając się do pracy wiedział, że aby odkryć prawdę, powinien zbliżyć się do Hawkins i mieć ją na oku. Ta perspektywa wywołała w nim sprzeczne emocje, więc z ulgą skupił się na książkach. Ledwie po dwóch dniach odkrył jednak, że sprawa może nie być taka prosta. Zrozumiał też, że jeśli interesują go najmroczniejsze fakty, będzie musiał udać się gdzie indziej.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz