Rozdział XXX

422 52 6
                                    

 Severus nie mógł znaleźć sobie miejsca aż do kolacji. Właściwie nie planował nawet udawać się do Wielkiej Sali, bo z tego wszystkiego całkowicie stracił apetyt, nie mówiąc o chęci przebywania między ludźmi, ale ostatecznie znalazł aż dwa powody, by opuścić gabinet. Po pierwsze zwyczajnie nie mógł już wytrzymać sam ze sobą i musiał gdzieś wyjść, a po drugie – liczył, że może jednak spotka Moranę, a tym samym znajdzie coś, czym będzie mógł zająć myśli. Idąc ciemnym korytarzem i mijając uczniów, którzy jak zawsze irytująco go spowalniali, Mistrz Eliksirów zastanawiał się jednak, co by poczuł, gdyby rzeczywiście zobaczył Hawkins w Wielkiej Sali. Prawdopodobnie złość, być może też rozżalenie. Miał do tego prawo – wszak kto ustawia sprawy tak, by bez uprzedzenia ominąć spotkanie, na które sam się umówił? Na to pytanie znalazł odpowiedź od razu: na pewno nie ktoś taki, jak Morana. Ta myśl nie przyniosła mu jednak ulgi, a tylko więcej trosk. Prawie chciał, żeby spotkała go ta paląca uraza, którą czuł już wiele razy; to podłe uczucie, że ktoś całkiem go zignorował, pogrywając z jego zaangażowaniem, jakby nic nie znaczyło.

Wciąż się łudząc; wciąż nie wiedząc dokładnie, czego tak naprawdę chce, Severus rozglądał się uważnie, nim jeszcze na dobre wyszedł z holu. Między osobami schodzącymi po schodach z wyższych pięter szukał znajomej sylwetki. Ostatnio Hawkins pojawiała się na kolacji bardzo wcześnie, bo mówiła, że najlepiej myśli się jej wieczorami i posiłek chce mieć za sobą jak najszybciej. Często trafiali na siebie jeszcze w holu i razem zasiadali do stołu, już nawet nie zauważając ciekawskich spojrzeń i uśmiechów, a potem wspólnie szli do biblioteki albo do lochów, by kontynuować pracę nad rozwiązaniem zagadki. Często – lecz najwyraźniej nie dziś.

Snape zawahał się i przystanął, pozwalając, by wyprzedzili go zaskoczeni Ślizgoni. Odprowadzając ich spojrzeniem, zatrzymał wzrok na Wielkiej Sali. Szóstym zmysłem, który tak rzadko go zawodził, czuł, że tym razem jest coś nie tak; że znalazł się w nieodpowiednim miejscu, choć być może o czasie. Nie wiedząc, co myśleć, mimochodem znów zerknął w stronę schodów i dostrzegł Albusa. Wtedy go olśniło.

– Możemy pomówić? – zapytał, gdy dyrektor podszedł nieco bliżej. – Teraz?

– Oczywiście, zawsze. Słucham.

Mistrz Eliksirów zerknął w bok i odsunął się jeszcze trochę, plecami opierając się o chłodną, kamienną ścianę.

– Chciałem zapytać... chociaż to może nieco dziwne – zaczął półgłosem. – Udało się przekazać Moranie moją wiadomość?

– Niestety. Właściwie nie widziałem jej dzisiaj od śniadania.

Po tych słowach dyrektor zmarszczył brwi.

– Nie jesteś człowiekiem, który niepokoi się tak po prostu – dodał. – Co się stało?

Snape popatrzył mu w oczy, a potem dyskretnie powiódł wzrokiem po uczniach i nauczycielach wchodzących do Wielkiej Sali. Być może nie powinni toczyć tej rozmowy tak po prostu, ale Mistrz Eliksirów uznał, że lepiej, by dyrektor był na bieżąco. Zbyt wiele razy widział, jak wielkie plany upadają, bo ktoś zbyt długo trzymał wszystko dla siebie. Tym razem miał możliwość zapobiec pomyłkom zwyczajnie będąc szczerym i postanowił z niej skorzystać, rzecz jasna zachowując ostrożność. Oparł się wygodniej, ukrywając to, jaki jest spięty i założył ręce na piersi. Liczył, że dyrektor podejmie grę.

– W sprawie, którą się zajmujemy, pojawił się trop – odparł z całym spokojem, na jaki było go stać; zupełnie jakby gawędzili o niczym. – To jeszcze nic pewnego, ale daje nadzieję, a ja dosłownie dzisiaj wpadłem na pomysł, jak to zweryfikować. Mieliśmy się spotkać, by omówić szczegóły i ustalić plan, ale Morana nie przyszła. Nawet nie uprzedziła, że jej nie będzie, a wiem, że miała coś jeszcze sprawdzić. Poza zamkiem.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz