Rozdział I

1.4K 104 125
                                    

Ciepły wiatr przemknął po błoniach i poruszył wciąż zielonymi liśćmi drzew w Zakazanym Lesie. Dzień był słoneczny, jeszcze letni, ale w powietrzu dało się wyczuć nadchodzącą jesień. Już za tydzień korytarze Hogwartu miały zapełnić się uczniami, ale póki co trwały w błogiej, wakacyjnej ciszy. Albus Dumbledore wystawił twarz do słońca. Szkolny gwar pełen życia zawsze sprawiał mu radość, ale wolne miesiące też miały swój urok. Właśnie dlatego lubił wracać do zamku nieco wcześniej, ku utrapieniu Argusa Filcha nawet na początku sierpnia, i namawiał do tego innych nauczycieli. Czasem mu się udawało.

– Wspaniały mamy dzień – powiedział, oddychając głęboko. – Aż miło pomyśleć, ile możliwości może skrywać. Dobre rzeczy zawsze powinny zdarzać się w takie dni jak dziś, nie sądzisz, Minerwo?

– Myślę, że naprawdę dobre chwile nie potrzebują czekać na sprzyjające okoliczności przyrody, Albusie.

Dyrektor uśmiechnął się do siebie i otworzył oczy.

– Słuszna uwaga, moja droga. Och, chyba widzę naszą przyjaciółkę.

Minerwa McGonagall powiodła bystrym wzrokiem w dal i zerknęła na zegarek.

– Prawie udało się jej być o czasie – stwierdziła.

W milczeniu obserwowali, jak po drodze prowadzącej od Hogsmeade wprost do Szkoły Magii i Czarodziejstwa toczy się ciągnięty przez testrale powóz. Gdy zatrzymał się przed bramą, Albus szarmancko pomógł wysiąść pasażerce.

– Witaj w Hogwarcie, Morano. Drogie panie, poznajcie się...

Minerwa uśmiechnęła się uprzejmie i wyciągnęła dłoń, starannie tuszując wszelkie emocje, na czele z absolutnie niestosownym zaskoczeniem. Dyrektor miał rację – nieznajoma rzeczywiście zwracała na siebie uwagę, przede wszystkim urodą, którą trudno było określić inaczej niż posągowa. Miała proporcjonalne rysy, prosty nos z kilkoma dodającymi uroku piegami, duże zielone oczy i pociągłą, choć bladą twarz, okoloną lśniącymi puklami barwy pszenicy. Była też  bardzo młoda. Właściwie na pierwszy rzut oka mogła uchodzić za uczennicę starszej klasy, oczywiście pomijając kwestię stroju; długiej sukni, której krój w zdumiewający sposób balansował między elegancją a frywolnością. Starsza czarownica znów zdusiła w sobie emocje, tym razem krytyczne ściągnięcie ust. W czasach jej młodości taki ubiór byłby nie do pomyślenia, nawet w równie gorący dzień, ale postanowiła swoje zdanie zachować dla siebie.

– Minerwa McGonagall. Zastępczyni dyrektora, nauczycielka transmutacji i opiekunka Gryffindoru. Witamy serdecznie.

Nieznajoma również się uśmiechnęła, czym tylko dodała sobie blasku.

– Morana Hawkins – odparła przyjemnym, niskim głosem. – Dzięki uprzejmości dyrektora nauczycielka obrony przed czarną magią.


* * * * *    


Tego wieczoru kolacja była nieco bardziej uroczysta niż zwykle. Skrzaty postarały się, by z właściwą sobie życzliwością przywitać kadrę nauczycielską Hogwartu, która wróciła w szkolne mury na jutrzejszą radę pedagogiczną. Gdy tylko wszyscy zasiedli przy stole, aż uginającym się od apetycznych potraw i przekąsek, Albus powstał i uśmiechnął się dobrotliwie.

– Moi drodzy, bardzo cieszę się, że znów mogę was wszystkich widzieć – powiedział. – W dodatku w dobrym zdrowiu... miejmy nadzieję. Silwanusie, czy nowa proteza spełnia twoje oczekiwania?

– Absolutnie! – zaśmiał się siwy jak gołąb nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami, który dwa dni wczeniej wrócił z kolejnej wyprawy do smoczych leż. – Ale niczego więcej się nie spodziewałem. Poppy to prawdziwa czarodziejka, dosłownie i w przenośni.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz