Rozdział XV

585 64 10
                                    

 – Możemy porozmawiać?

Morana, która przed chwilą wyszła z Wielkiej Sali, odwróciła się i z zaskoczeniem spojrzała w dół.

– Na tym stopniu chyba jest jakieś zaklęcie. Wiesz, że już trzeci raz zaczepiasz mnie, gdy stawiam na nim stopę?

Severus mimowolnie uniósł kąciki ust, choć właściwie nie było mu do śmiechu.

– Nic mi o tym nie wiadomo, więc to chyba przypadek.

– Zadziwiający. No dobrze, zgaduję, że nie będziemy rozmawiać tutaj, więc...?

– Zapraszam do siebie, jeśli masz ochotę.

– To dobre miejsce na poważne rozmowy. Chodźmy.

Nim dotarli do właściwego korytarza, minęli kilku zaskoczonych uczniów, jednak tym razem Mistrz Eliksirów nic sobie z tego nie robił. Nikt nie wiedział, dokąd tak naprawdę idą, bo w sobotnie popołudnie w pobliżu jego gabinetu było całkowicie pusto – szczególnie gdy dzień był tak ciepły i słoneczny, a na boisku do quidditcha trwał trening przed jutrzejszym meczem.

Po zwyczajowych grzecznościach, gdy na stoliku przed kominkiem pojawiły się już dwie filiżanki herbaty, Snape przeszedł do rzeczy.

– Morano, zapytam wprost: jak trafiłaś do madame Minks?

– Och, odkryłam ten antykwariat jeszcze zanim zaczęłam pracę w Hogwarcie. Włóczyłam się po Pokątnej i jakoś tak wyszło, że tam zabłądziłam. A czemu pytasz?

Severus nawet nie musiał używać legilimencji – i bez tego wiedział, że Hawkins kłamała i bardzo mu się to nie spodobało. Zazwyczaj gdy przyłapywał kogoś na oszustwie, był bezlitosny, jednak tym razem postanowił zachować spokój. Nie miał ochoty się unosić; tak właściwie bardziej poczuł się dotknięty, niż rozzłoszczony.

– To nie jest miejsce, do którego wpada się tak po prostu – odpowiedział poważnie. – Antykwariatu Velvy Minks nie zobaczy nikt, kto wcześniej o nim nie usłyszał. Takie zabezpieczenie, jakich zresztą wiele na Nokturnie.

– Nie może być wiele. To mała uliczka, dużo się tam nie zmieści.

Severus stłumił westchnienie ulgi. Tym razem miał pewność, że nie kłamała, co oznaczało, że nie wie wszystkiego. W jakiś sposób odnalazła antykwariat, ale, podobnie jak znakomita większość prawych czarodziejów, wchodząc na Nokturn musiała widzieć jedynie kręty zaułek z kilkoma sklepami poustawianymi pozornie bez sensu. Całe szemrane towarzystwo niemal mieszkające w tym miejscu zdawało sobie jednak sprawę, że Nokturn jest ogromny, ale otwierał się tylko dla takich jak oni. Dla wybranych. Ci, którzy mieli odpowiednią wiedzę i kontakty, dostrzegali, że zaułek to tak naprawdę kręta uliczka, która ciągnie się prawie bez końca, ukazując kolejne czarnomagiczne sklepy, podejrzane puby, a nawet niewielki placyk, na którym ustawiali się ze swoimi kramami wszyscy pokrętni wędrowni handlarze. Posiadali oni towary tak dziwne lub niebezpieczne i potrafili załatwić takie rzeczy, że z obawy przed Ministerstwem Magii woleli pozostawać w ruchu, całkiem słusznie obawiając się długich lat w Azkabanie. Niektóre przybytki pokazywały się tylko po zmroku; inne otwierały się, gdy podało się hasło albo przystanęło się na odpowiednim kawałku chodnika. Istniały i takie, do których można było się dostać stukając różdżką w odpowiednią cegłę lub kamień, jak upiorna karykatura Pokątnej.  Możliwe, że właśnie tym naprawdę był Nokturn.

– A jednak znalazło się miejsce na antykwariat, który można zobaczyć tylko, gdy się o nim wie – stwierdził Severus, wracając na ziemię. – A ty wiedziałaś. Skąd?

Morana nie odpowiedziała od razu. Upiła łyk herbaty, świdrując go spojrzeniem oczu zielonych jak jadeity.

– A jakie to ma znaczenie?

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz