Rozdział IX

714 73 37
                                    

 – Rozum ci odjęło.

Severus zapiął ostatnie guziki płaszcza, sprawdził, czy ma różdżkę i dopiero wtedy spojrzał w lustro – krótko, jak zawsze, bo nie lubił na siebie patrzeć. Nie było na co.

– Rozum ci odjęło, Snape – powtórzył, energicznie przymykając drzwi szafy.

Przez całą drogę do holu rozmyślał, co go podkusiło, żeby zaproponować Moranie wspólny wypad do Hogsmeade. Właściwie zastanawiał się nad tym od kilku dni – a dokładniej mówiąc od chwili, gdy dotarło do niego, co tak naprawdę zrobił oraz z czym to się wiąże. I chociaż biorąc pod uwagę jego przeszłość, strach przed wyjściem do ludzi w towarzystwie wydawał się wręcz śmieszny, on naprawdę się bał. Przez ostatnich kilka dni zdążył więc przejść przez fazę szoku, wyparcia, złości na samego siebie i zatrzymać się na próbach oswojenia tematu, od którego nie mógł uciec. Co prawda ludzie często mu nie ufali, ale dla niego umowa słowna była tak wiążąca, jak Przysięga Wieczysta. O wycofaniu się nie mogło być mowy, choćby nawet czuł się paskudnie.

Właśnie dlatego w sobotę o trzynastej trzydzieści zakończył sprawdzanie prac, zostawiając resztę na wieczór, przygotował się i ruszył do holu, jakby nie działo się nic wyjątkowego. Gdy jednak stał pod ścianą i zerkał nerwowo to na schody, to na zegar, znów wróciły do niego wątpliwości. Dlaczego tak bardzo uwziął się, by komplikować sobie życie? Przecież wystarczyło po prostu pozwolić, by wszystko płynęło obok niego, jak zawsze. Mógłby teraz siedzieć i dalej sprawdzać uczniowskie prace pełne idiotyzmów, od których tylko bolała go głowa. Mógłby złamać pióro, wystawiając następne N, sfrustrowany tym, że nawet po kilku latach jego tytanicznego wysiłku dzieciaki nie są w stanie zapamiętać podstawowych rzeczy, nie mówiąc o ich zrozumieniu. A potem przez resztę wieczoru pastwić się nad starymi księgami z przepisami alchemicznymi, od czasu do czasu upijając łyk wina, za którym właściwie nie przepadał i położyć się spać doskonale wiedząc, że jutro czeka go dokładnie to samo; te same emocje, to samo zniechęcenie. Ten sam bezsens.

Na myśl o tym zacisnął dłonie na ramionach, aż zabolało. Wezbrał w nim bunt, podobny do tego, który czuł, gdy rodzice znów kłócili się w ich ciemnym, ponurym domu, nawet nie próbując kryć tego, jak bardzo się nienawidzą. Severus każdego lata odliczał dni do powrotu do Hogwartu, byleby tylko zejść z oczu wiecznie wściekłemu ojcu i zimnej, odległej matce, chociaż przecież w zamku nie czuł się wiele lepiej. Czy teraz wchodzenie kolejny raz do tej samej rzeki i trwanie w czymś, czego tak naprawdę nie chciał, rzeczywiście było tak zachęcające?

„Do diabła z wami wszystkimi!", pomyślał, śledząc wzrokiem dwie uczennice z godłem Slytherinu, które przemknęły obok niego.

Gdy był w ich wieku, uciekał – w szkolne mury, do nauki, do ponurych ksiąg, których nie powinien czytać. Potem uciekł do śmierciożeców oraz w mrok czarnej magii, fascynującej go bardziej niż idea świata rządzonego wyłącznie przez czarodziejów. A gdy nie pozostało mu nic więcej i właściwie był gotów oddać się śmierci, w głupim odruchu ratowania bezsensownego życia znów uciekł – tym razem pod skrzydła Albusa Dumbledore'a. Właśnie tak po raz kolejny wylądował w zamku, którego mury ciągle mu przypominały o wszystkim, co przeszedł. Właściwie całe jego życie było rozpaczliwą ucieczką i może teraz też właśnie to chciał zrobić, ale gdy głębiej się nad tym zastanowił, zrozumiał, że towarzyszą mu zgoła inne emocje. Dziś chciał po prostu wszystko rzucić, chociaż na jeden wieczór, nim znów będzie musiał zasiąść do najbardziej znienawidzonej części swojej pracy. Później będzie się przejmował... albo i nie. Niech się dzieje, co chce. I niech inni myślą, co chcą. Dlaczego miałby się czymkolwiek przejmować?

W tej samej chwili usłyszał gdzieś na górze echo energicznych kroków; najpierw cichych, potem całkiem wyraźnych. Zaraz potem u szczytu schodów stanęła Morana – jak zawsze w rozpuszczonych włosach opadających miękkimi falami na ramię, jak zawsze ubrana elegancko, choć z nutką frywolności i jak zawsze zjawiskowa niczym wiła w tańcu. Uśmiechnęła się, a Severus poczuł, że nieświadomie odwzajemnia ten uśmiech – po swojemu, a więc słabo i nieco ironicznie, ale jednak.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz