Rozdział XLVIII

379 45 24
                                    

Severus trochę obawiał się, jak Prawie Bezgłowy Nick zareaguje na jego słowa, ale spotkała go niespodzianka. Duch, choć nie do końca mógł uwierzyć w proponowane mu wyjaśnienie, poczuł się zobowiązany do tego, by zadbać o bezpieczeństwo. Wszystko wskazywało na to, że o ile wśród żywych opinia Morany pogarszała się z każdym dniem, o tle martwi nadal darzą ją szacunkiem.

– Zmobilizuję się i posprawdzam różne rzeczy – oznajmił Nick. – Masz moje słowo. Nie pozostawimy damy w opałach bez opieki.

Mistrz Eliksirów już miał na końcu języka uwagę, że w tym momencie duch potwierdził, że mogli mieć w Hogwarcie nieproszonego gościa, którego nikt nie dostrzegł, ale nie chciał się kłócić. Zresztą, szkoda mu było na to czasu – podziękował więc skinieniem głowy i ruszył na klatkę schodową, już planując, co zrobić dalej. Nie miał zamiaru polegać na obietnicach kogoś, kto zmarł kilkaset lat temu.

– A czy teraz ja mogę mieć jedno pytanie? – zagaił niespodziewanie Nick, jak się okazało lecący tuż za nim.

– Słucham?

– Jakby to ująć... powiedziałbym, że do tej pory nie słynąłeś z pchania się w sam środek pola bitwy – oznajmił duch, zerkając na niego uważnie. – Więc twoje zaangażowanie teraz jest wręcz zaskakujące. A słyszałem już rozmaite rzeczy...

Severus poczuł, jak zaczyna w nim wzbierać wściekłość. Plotki, wszędzie plotki... Zacisnął dłonie w pięści.

– Nie widzę tutaj pytania – odpowiedział tak spokojnie, jak tylko potrafił.

– Och, wy żywi! Niby tak zakotwiczeni w rzeczywistości, a gdy przyjdzie do konkretów, nagle kompletnie oderwani od ziemi. Dobrze, w takim razie pytanie brzmi: dlaczego tak bardzo angażujesz się w tę sprawę? W pomoc profesor Hawkins?

Snape miał na to gotową odpowiedź – wystudiowaną i wyuczoną tak, że prawie brzmiała szczerze.

– Z zawodowej ciekawości. Oraz dlatego, że cenię sobie spokój, którego w ostatnich miesiącach brakuje.

– Skoro tak cenisz sobie spokój, dlaczego pchasz się do pierwszego szeregu?

„Stoisz za blisko ognia". Severus poczuł, że ciarki przebiegają mu po plecach. Miał paranoję, czy naprawdę po raz kolejny coś sugerowało mu, że powinien się wycofać?

Na postawione wprost pytanie potrafił odpowiedzieć na kilka sposobów. Mógł stwierdzić na przykład, że ktoś musi to wszystko posprzątać. Że poprosił go o to sam dyrektor. Że właściwie jest w tym wszystkim od początku i musi zadbać o własne bezpieczeństwo. Że po prostu go to interesuje. Każda z tych rzeczy po części była prawdą, ale Mistrz Eliksirów doskonale zawał sobie sprawę z istnienia jeszcze innej przyczyny, ważniejszej niż pozostałe. Mianowicie – czuł, że powinien, bo zależało mu już nie tylko na jego własnym spokoju, ale i na spokoju Morany.

Na spokoju, który byłby... ich wspólny.

Ostatnia myśl raziła go jak piorun i zmusiła do działania. Do tego, co robił przez całe życie – ucieczki. Pozostawił więc ducha samemu sobie, nawet się z nim nie żegnając i niemal czując na karku potępiające spojrzenie, ruszył wprost do gabinetu Albusa Dumbledore'a.

Było późno, ale Severus nie miał zamiaru czekać. Nikt nie był w stanie upilnować hogwarckich zjaw lepiej niż dyrektor.


* * * * *


Następny poranek zaskoczył wszystkich ilością listów, które trafiły na stół nauczycielski – przede wszystkim tam, gdzie siedział Severus. Ale choć sporo przesyłek wylądowało w okolicy jego talerza i spadło na podłogę, wszystkie adresowane były do Morany.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz