Rozdział XXVIII

505 57 10
                                    

 – Widzę, że ty też nie spałeś za dobrze.

Morana klapnęła na krzesło obok Severusa i z ziewnięciem sięgnęła po kawę.

– To ci nie pomoże – odpowiedział Mistrz Eliksirów, patrząc niechętnie na swoją filiżankę.

– Może zwiększę dawkę, korzystając z twojego doświadczenia. Ile już wypiłeś?

– To trzecia. Zaraz zapewne dostanę zawału, ale może przynajmniej się wypocznę.

Hawkins, słysząc to, pokręciła głową.

– Nigdy więcej takich wypraw. Następnym razem przełożę to na piątek.

– Dobra myśl.

Po tym, gdy razem z Alicją odkryli, że błotnik pod Cambridge nie znalazł się przypadkiem, lecz najpewniej został podrzucony, niemal do północy próbowali odtworzyć przebieg zdarzeń. Wiedzieli, że nie mają szans dowiedzieć się, kto mógł za to odpowiadać, ale jeden fakt był niepokojąco oczywisty.

– Ktokolwiek to był, wie, czym się zajmujesz – stwierdził Severus, w skupieniu patrząc na szklankę whisky, którą zamówiła mu Alicja, by barman dał im wszystkim spokój.

– I wie, że się znamy – dodała Morana ponuro. – Wiedział też, że po potwory będę zgłaszać się głównie do ciebie, a ty mi je przemycisz bez zgłaszania tego beksie.

Snape uniósł brwi.

– Komu?

– Nie komu, tylko gdzie. BEKSI, Biuro Ewidencji i Kontroli Słowiańskich Istot. Mówimy na nie beksa.

Zapadła chwila ciszy.

– No i ten człowiek wiedział też, że tam będę – dorzuciła Alicja z westchnieniem. – Czyli musiał mnie śledzić. Cholera...

– No i jeszcze ten twój znajomy – stwierdził Severus. – To też ważny trop, bo prawie na pewno wystawił cię z jakiegoś powodu.

Z tą myślą musieli się rozstać, bo mimo najintensywniejszych prób nie udało im się dojść do żadnych ciekawych wniosków – również jeśli chodzi o symbol wymalowany na ścianie. Choć łowczyni potwierdziła, że błotnik mógł zostać doświadczony Imperiusem, gdy zobaczyła, jak skomplikowany jest ten znak, od razu pokręciła głową.

– On fizycznie nie jest w stanie zrobić czegoś takiego – oznajmiła stanowczo. – Wiem, że Imperio czy podobne klątwy potrafią zdziałać cuda, ale nie do tego stopnia.

Gdy wychodzili, odprowadzani niechętnym spojrzeniem barmana, Alicja obiecała jednak, że zrobi własne śledztwo.

– Skoro ten ktoś wiedział o mnie aż tyle, musiał się pojawić w moim życiu już wcześniej – rzuciła mściwie. – A więc i ja go odnajdę. Po nitce do kłębka. Jakieś ślady musiał zostawić.

– Nie zawsze tak jest – twierdził ponuro Severus.

– Urodzony optymista, jak widzę. Ale nie, nie masz racji. Ludzie nie są nieomylni. Popełniają błędy, nawet w sprawach, na których im zależy. Ba, zwłaszcza w takich sprawach. Ktoś uwziął się na Moranę, a skoro był w stanie zapuścić sieci tak daleko, na pewno nie jest to dla niego byle co. Na pewno popełnił jakiś błąd, chyba że jest duchem. Albo, no nie wiem, demonem.

– Zaczynam mieć alergię na to słowo – mruknął wtedy Snape.

Kiedy myśleli wspólnie na tym, co mogło się wydarzyć, łowczyni nie wydawała mu się tak podejrzana, choć nadal wzbudzała niechęć. Przez całe spotkanie kusiło go, by sprawdzić, czy na pewno są bezpieczni, ale walczył ze sobą. Dopiero na ulicy przed pubem, gdy Alicja i Morana wymieniały ostatnie zdania, nie wytrzymał i najdelikatniej jak umiał użył legilimencji. Wycofał się niemal natychmiast, bo to, co zobaczył, do reszty wytrąciło go z rytmu. Nawet gdy wrócił już do swojego gabinetu, wciąż myślał o tym, co zobaczył: krótkim, pełnym pretensji pożegnaniu, które kiedyś niewątpliwie zainicjowała Hawkins. Alicja wciąż o nim pamiętała; i wciąż towarzyszył jej ten sam żal.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz