Rozdział XVI

680 68 14
                                    

 Każda akcja wywoływała reakcję – a Severus jako Mistrz Eliksirów rozumiał to doskonale. Chociaż nie wszystkie alchemiczne zasady działały w innych aspektach świata, nad czym często ubolewał, ta reguła była niekiedy boleśnie oczywista. Przekonał się o tym już następnego dnia po śniadaniu, gdy Albus poprosił go o chwilę rozmowy na osobności.

– Słyszałem, że wczoraj spróbowałeś znaleźć odpowiedź na część naszych pytań – zagaił, gdy usiedli spokojnie w dyrektorskim gabinecie.

– Masz bardzo dobry słuch.

– Och, to nietrudne, gdy ma się wiele par uszu. – Dumbledore zaśmiał się wesoło, zupełnie niestosownie, zważywszy na przedmiot ich rozmowy. – No więc? Udało się czegoś dowiedzieć?

Snape odetchnął głębiej, próbując na szybko wymyślić, co odpowiedzieć. Bo cały problem polegał na tym, że zwyczajnie został z niczym.

Gdy całe to dziwne spotkanie na ulicy Śmiertelnego Nokturnu zostało wyjaśnione, atmosfera w jego gabinecie natychmiast zrobiła się swobodniejsza. Rozmowa potoczyła się dalej, już bez oskarżeń czy wątpliwości, a trwała niemal bez przerw aż do późnego popołudnia. Tak naprawdę zakończyła się tylko dlatego, że Morana przypomniała sobie o rozmowie przez kominek, którą miała odbyć jeszcze przed kolacją, co z kolei wzbudziło w Severusie dziwaczne ukłucie zazdrości. Kiedy jednak został sam, uzmysłowił sobie, jak głupio zaprzepaścił szansę, by dowiedzieć się czegoś znaczącego – o przeszłości Hawkins, albo tym, co mogła wiedzieć.

Teraz, gdy Albus wziął go na spytki, skala popełnionych błędów wydawała się jeszcze bardziej rażąca. Nie mając innego wyjścia, Mistrz Eliksirów, wściekły na siebie jak nigdy dotąd, po prostu opowiedział o spotkaniu z Moraną w antykwariacie madame Minks, a potem o Żmijowisku. Chociaż wydawało mu się, że nie powiedział nic istotnego, dyrektor wydawał się być szczerze zainteresowany.

– Tak, to ma sens – stwierdził z namysłem, gdy w gabinecie zapadła cisza. – Na polskim Żmijowisku dzieją się różne mroczne rzeczy. To niebezpieczne miejsce.

Brwi Severusa powędrowały do góry.

– Brzmisz, jakbyś je znał.

– Och, znam wiele miejsc.

– Mam na myśli: nie tylko ze słyszenia.

– Znam wiele miejsc. Nie tylko ze słyszenia. – Dumbledore spojrzał na niego znad okularów-połówek. – Jej odwaga jest właściwie imponująca. Albo zastanawiająca.

– Nie jestem pewien, czy to odwaga, czy może raczej chęć udowodnienia czegoś reszcie świata. Morana bardzo nie lubi, gdy ktoś... hm, choćby sugeruje, że nie da sobie rady.

– Och, nikt tego nie lubi.

– Ale ona bardziej niż inni. Bardzo chce pokazywać swoją siłę. To wojowniczka.

W tej samej chwili Severus przypomniał sobie swoje własne, gorzkie słowa i znów poczuł ukłucie. „Bohaterowie. Bohaterowie za wszelką cenę".

– Lew Gryffindoru – mruknął.

Albus uśmiechnął się.

– Pewnie cię to ucieszy, ale nie.

– Nie rozumiem?

– Gdy Morana była u mnie któregoś razu, zapytałem, czy chciałaby z czystej zabawy założyć Tiarę Przydziału i zobaczyć, co jej powie. Chciała. Jest Krukonką. Oho, chyba nawet słyszałem, jak kamień spada ci z serca.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

Severus skłamał całkiem gładko, choć rzeczywiście mu ulżyło. Nie zniósłby tego, że Morana ma w sobie cechy typowej Gryfonki. Ale Ravenclaw... tak, to bardzo do niej pasowało. Bardziej niż cokolwiek innego.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz