Rozdział XLIV

389 49 23
                                    

 Tym razem Severus nie ograniczył się tylko do antykwariatu madame Minks. Zapuścił się dużo dalej, zerkając również do innych sklepów, w których, jak wiedział, można było trafić na różne dziwne książki i jeszcze dziwniejsze artefakty. Ale choć wyszedł z nowymi nabytkami, z pewnością bardziej nielegalnymi niż zbiory z Działu Zakazanego, nie znalazł nic, co rozjaśniłoby mu kwestię nazwiska Morany.

Zastanawiając się nad tym wszystkim, Snape wreszcie zrozumiał, dlaczego o sprawie usłyszał właśnie teraz. Hawkins – choć już sam nie wiedział, jak o niej myśleć – może nie pokusiłaby się o ujawnienie drugiego nazwiska, gdyby nie otrzymała wiadomości od matki. To co, stało się w Polsce, bez wątpienia było urokiem, który zniknął, gdy tylko nie było kogo atakować. A może w grę wchodziło zaklęcie takie jak Imperius? Do tego wniosku skłaniał fakt, że słowiańscy łowcy i sąsiedzi Jastrzębskich nie pamiętali nawet, że wzniecili ogień ani że w ogóle gdziekolwiek szli. Morana z pewnością myślała o tym przez całą noc, aż w końcu doszła do wniosku, że nie pozostało jej nic innego, jak nieco odsłonić karty i podzielić się mrocznymi podejrzeniami, które, co do tego nie miał wątpliwości, nosiła w sobie od dawna. Strach okazał się silniejszy.

W całej tej historii tylko jedna rzecz nie dawała Severusowi spokoju: skala. Nie słyszał jeszcze, by ktokolwiek rzucił tak potężny urok na dużą grupę ludzi, który w dodatku zniknie dosłownie w sekundę. Ale czy klątwa powiązana z nazwiskiem nie brzmiała równie absurdalnie?

Mistrz Eliksirów zdecydowanie miał czego szukać, tym razem już naprawdę konkretnie, co z jednej strony go cieszyło, a z drugiej martwiło. Odrzucając na bok troski oraz obawy, udał się więc również do miejsca, którego przysięgał sobie już nigdy nie oglądać – ponurego pubu Pod Gnijącym Wisielcem.

Kiedyś rozpoznawał każdy kąt tego okropnego przybytku, o którym słyszeli tylko stali bywalcy Nokturnu. Znali go doskonale również inni śmierciożercy, bo nierzadko właśnie tu spotykali się, by omówić ważne sprawy czy przekazać wieści. Legendy głosiły, że przy jednym stoliku zasiadał kiedyś sam Czarny Pan, a Gellert Grindelwald swego czasu prawie tutaj mieszkał. Te pogłoski znali niemal wszyscy, chociaż mało kto w nie naprawdę wierzył. Kiedy jednak Snape wszedł do środka, uważając, by nie zawadzić głową o absurdalnie niski strop, nie mógł pozbyć się myśli, że w plotkach mogło być ziarno prawdy.

W pubie pod Gnijącym Wisielcem nie był już od dobrych paru lat, ale nic się w nim nie zmieniło. Wartę pełnił nawet ten sam ponury, chudy jak tyczka barman, Burton. Patrząc na niego, tak bladego, że niemal sinego i o czerwonych podkrążonych oczach, Severus nagle zrozumiał, dlaczego opis polskiego antykwariusza ze Żmijowiska, o którym kiedyś wspomniała Morana, brzmiał tak znajomo. Tamten człowiek przez swoją aparycję był nazywany Trupem, ale podobny pseudonim mógł również doskonale pasować właśnie do czarodzieja obsługującego w Wisielcu. On równeż wyglądał jak nieboszczyk, który z grobu powstał wiedziony czystą złośliwością rzeczy martwych. Taką zresztą miał też naturę: złośliwą, a do tego zawsze był w gotowości, by wykorzystać zasłyszaną plotkę przeciwko ludziom. Istniała tylko jedna rzecz, która wzbudzała jego uwagę i jako taką życzliwość: pieniądze.

– No proszę, znajome oblicze – stwierdził, gdy Severus przepchnął się bliżej i usiadł nieco z boku. Aż przerwał przecieranie blatu i zmierzył gościa badawczym wzrokiem. – Ale że tak sam...

– Zawsze chodzę sam.

– No chyba że po szkolnych korytarzach. To się już chyba nie zdarza, co?

Snape prychnął pod nosem, ale nie skomentował. Wiedział, że musi uważać na słowa, bo barman, choć wyglądał jak trup, miał doskonały słuch i plotki wyłapywał w locie. Mógł narobić wielu kłopotów... ale i wiele wiedzieć. Właśnie dlatego Mistrz Eliksirów zdecydował się tu przyjść, choć ciągle dręczyła go myśl, że popełnił błąd. Puszczając zaczepkę mimo uszu, zamówił coś do picia. Płacąc, pochylił się nieco, uważając, by wszystko wyglądało naturalnie – o ile mogło, bo w tej krótkiej chwili pochwycił co najmniej kilka spojrzeń od dziwnych gości pubu – i położył na brudnym blacie więcej, niż należało. Zdecydowanie więcej.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz