Rozdział XLIX

343 41 26
                                    

Po rozmowie w gabinecie Severus nie wiedział, co ze sobą zrobić. W pierwszym odruchu ruszył na trzecie piętro, by powiedzieć Moranie o wszystkim, ale w połowie drogi dotarło do niego, że przecież ona już to wie. Zauważyła, że uczniowie nie chcą jej słuchać; że zmieniło się ich nastawienie, a lekcje obrony przed czarną magią coraz bardziej przypominają tortury. Mogła więc jedynie dowiedzieć się, że wieści o tym dotarły już do opiekunów domów i że są oni naciskani, by interweniować. Biorąc pod uwagę listy, jakie codziennie otrzymywała, nie potrzebowała jeszcze tego. Dlatego zawrócił.

Był już prawie w holu, kiedy do głowy przyszło mu jednak coś innego, jeszcze dziwniejszego – że może Hawkins potrzebuje wsparcia. Zwolnił, jakby miał zamiar jednak udać się na trzecie piętro, wzbudzając popłoch w przechodzących obok Puchonach, ale jakoś nie mógł się przemóc. Nie wiedział, co miałby zrobić. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Bzdura. I bezsens. Tym razem po prostu... być? By tym razem tracić czas, którego mieli coraz mniej? Przecież o wiele lepiej skupić się na działaniu i pomóc czynem. Na miejscu Hawkins najbardziej ucieszyłoby go rozwiązanie tej paskudnej sprawy, a nie snucie pustych rozważań. I wiedział, że ona pomyślałaby tak samo; wszak nigdy nie wątpił w jej intelekt. Ta myśl pozwoliła mu wrócić na bezpieczne, znajome tory i przekonała, by jednak skupił się na tym, co da się zrobić, a nie na rzeczach, które sentymentalni słabeusze uznaliby za irracjonalną powinność. Po dotarciu do gabinetu jak najszybciej uporał się więc z eliksirem, który wymagał ostatnich starań, odpisał szybko na najpilniejszą wiadomość, którą dostał wreszcie od pewnego czarodzieja z Norwegii, i zaczął przygotowania do jutrzejszej sekretnej wyprawy do Dziurawego Kotła.

Nie zliczył, ile razy przyszło mu do głowy, że w nieco mniejszej skali wypełnia swoją najważniejszą misję – jest szpiegiem. Przychodziło mu już badać różne rzeczy, ale trzon jego pracy polegał na ukrywaniu, kim naprawdę jest. I chociaż nie przyznał tego przed nikim, czasami wciąż jeszcze miewał wątpliwości, po której stronie stoi.

W tym roku coś się jednak zmieniło, a uświadomił sobie to właśnie w nocy przed wyprawą do Londynu. Długo patrzył na kamienny sufit hogwarckiego lochu, męczony przez dziwne myśli; zupełnie obce, jakby nie należały do niego, ale były mu podsunięte przez jakąś nieznaną siłę albo sprytny czar. Nieoczekiwanie doszedł bowiem do wniosku, że jeszcze nigdy nie był tak zmęczony tym, co dźwigał ze sobą. Nie chciał już decydować, kto przekonuje go bardziej, Voldemort czy Dumbledore, obaj na swój sposób szaleni. Po raz pierwszy w życiu zapragnął natomiast, by ktoś pozwolił nie wybierać żadnej strony – by mógł po prostu się od tego wszystkiego uwolnić, wyjechać gdzieś daleko i... zapomnieć. Nie myśleć o Mrocznym Znaku na przedramieniu; o ponurym domu przy Spinner's End, który najchętniej osobiście by podpalił i o rodzicach, którzy zniknęli z jego życia jak duchy. O przyjaciołach, których naprawdę nigdy nie miał, o Czarnym Panu i całej wojnie toczącej magiczny świat . Chciał zapomnieć nawet o Hogwarcie. Nawet o Lily Evans.

A może nawet, kto wie, zapomnieć o samym sobie? Uciec, raz jeszcze, ale tym razem całkowicie, na stałe i nieodwołalnie. Zburzyć wszystko, spalić do gołej ziemi i zacząć od nowa, inaczej. Czy była na to jakaś szansa? Czy w ogóle można było uciec od demonów z przeszłości? Na to pytanie nie znalazł odpowiedzi – ale zasypiając, wiedział już, że zaczyna dojrzewać do tego, by kiedyś się przekonać. Może nawet w niedalekiej przyszłości.


* * * * *


Choć sobotni poranek przywitał ich kolejną porcją nieprzyjemnych listów i plagą nieprzyjaznych spojrzeń uczniów, Morana wydawała się pełna energii. Wyglądała blado, jakby zaczynała łapać ją choroba i uśmiechała się z wyraźnym trudem, ale głowę trzymała uniesioną. Prawie przypominała samą siebie z pierwszych miesięcy w Hogwarcie, ale właśnie to "prawie" udowadniało, jak wiele się zmieniło; ile kosztowały ją ottanie wydarzenia. Być może zresztą sama zdawała sobie z tego sprawę, bo nakładając solidne śniadanie bąknęła, że musi w końcu zacząć normalnie jeść. Wydawało się, że dzięki zaplanowanemu spotkaniu raz jeszcze stanęła do walki.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz