Rozdział II

1.1K 103 32
                                    

Rada pedagogiczna zaczęła się zaraz po śniadaniu i, jak zawsze, trwała nieprzyzwoicie długo. Była nie tylko przedstawieniem planów i pomysłów na kolejny rok, ale też okazją do swobodnej wymiany myśli czy poglądów, z której wszyscy chętnie korzystali. Severus nie przepadał jednak za tym obowiązkiem – głównie dlatego, że toczące się rozmowy rzadko kiedy naprawdę go interesowały. Ze wszystkich profesorów i profesorek jedynie Pomona Sprout zdawała się pojmować subtelność eliksirów, a Septima Vector – to, jak ważna jest precyzja. I chociaż Mistrz Eliksirów miał wrażenie, że ta ostatnia chętnie zastąpiłaby go na stanowisku i coraz gorzej radziła sobie z ukrywaniem tego, lubił te rzadkie chwile, gdy mogli zagłębić się w rozmowę o niuansach, których inni nie byli w stanie uchwycić. Zwykle jednak rozpoczynał zebranie od przedstawienia programu nauki eliksirów – niemal identycznego jak poprzedni – po czym odpływał myślami do swoich spraw. Do rozmowy włączał się, kiedy uznał to za stosowne, czyli praktycznie nigdy.

W tym roku uwagę zachował jednak nieco dłużej, i to nie tylko dlatego, że Albus poprosił go o ocenę planów profesor Hawkins. Właściwie sam był zaciekawiony, co szykowała, bo zauważył, że na śniadanie przybyła z teczką pełną notatek. Z pewnością więc przygotowała się najlepiej, jak umiała, ale przez cały posiłek wydawała się spięta. Czyżby chciała wprowadzić coś nowego? Severus nie poświęcił jej więcej niż dwa przelotne spojrzenia, ale i tak dostrzegł zmianę, która mocno go zastanowiła. Od razu zauważył, że poprzedniego wieczora wcale się nie pomylił – Morana istotnie miała w sobie coś kruchego, co jednocześnie budziło w nim niechęć i fascynację. Brzydził się słabości i walczył z nią, jak tylko mógł – między innymi dlatego był tak surowy dla uczniów – jednak tym razem nie czuł wrogości, a tylko impuls, by zachować czujność. Znów opanował go też ten dziwny niepokój, którego źródło pozostawało niejasne.

Severus zastanawiał się nad tym przez całą radę pedagogiczną, nawet gdy profesor Hawkins nieco drżącymi dłońmi wyjęła z teczki pergamin i zaskakująco pewnym głosem zaczęła referować swój plan nauczania. Rzecz jasna miał do jej pomysłów kilka uwag, jednak niechętnie przyznał, że właściwie sam zaplanowałby zajęcia niemal identycznie. Bardzo spodobała mu się też jej śmiałość i konkretne podejście do tematu. Już od pierwszych chwil było jasne, że jest przede wszystkim praktykiem; zajęcia z teorii ograniczyła do niezbędnego minimum, stawiając na lekcje czysto treningowe.

– Sala w korytarzu serpentynowym jest na tyle duża, że z młodszymi rocznikami spokojnie sobie poradzimy – stwierdziła na koniec. – Ale dla starszych potrzebuję czegoś większego.

– To znaczy? – zapytał Albus.

– Wszystko zależy od... hm, istot, z którymi będziemy pracować, więc w ciągu roku może się to zmieniać. Część z nich jest naprawdę duża, albo walka będzie wymagać przestrzeni, a chcę, żeby uczniowie też mogli poczuć się komfortowo.

– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – oznajmiła Minerwa. – To znaczy tak, zajęcia praktyczne w pewnych dziedzinach są nieodzowne, ale czy sprowadzanie magicznych istot jest bezpieczne? Zwłaszcza tak dużych, by wymagały więcej miejsca niż przeciętna sala?

Morana zacisnęła lekko dłonie na swojej teczce, by ukryć, że znów drżą. Najwyraźniej denerwowała się bardziej, niż była gotowa to przyznać, albo zwyczajnie bała się Minerwy. Nim jednak zdążyła coś odpowiedzieć, do rozmowy włączył się profesor Kettleburn.

– Jeśli ktoś zna się na rzeczy to owszem, jest bezpieczne, sam jestem dowodem. Mnie bardziej zastanawia kwestia... hm, etyczna. Czy to nie będzie podchodziło pod znęcanie się nad zwierzętami?

Severus zdusił prychnięcie.

– Jest różnica między potworami, z którymi trzeba walczyć, a zwierzętami do hodowli i badania – stwierdził. – A poza tym, jak rozumiem, nie chodzi nam o sprowadzanie wilkołaka czy wampira, prawda?

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz