Rozdział XXXVI

436 58 24
                                    

Severus był pamiętliwy, a krzywdy wypominał do upadłego. Był też mściwy; niejednokrotnie odpłacał z nawiązką każdej osobie, która nadepnęła mu na odcisk. Nie potrafił wybaczać – i właściwie wybaczenie uważał za słabość, a słabości zwyczajnie się brzydził. Do tej pory zdawało mu się, że zna siebie bardzo dobrze, a jednak rozmowa z Moraną udowodniła mu, że może zaskoczyć nawet sam siebie.

Po opuszczeniu klasy obrony przed czarną magią nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Lekcje, które prowadził tego dnia, były irytujące bardziej niż kiedykolwiek, a nawał sprzecznych emocji sprawił, że już w południe musiał walczyć ze sobą, by nie zamknąć się w gabinecie, udając, że przepadł w nieznanych okolicznościach. Tylko poczucie obowiązku zmusiło go do przechodzenia kolejnych porcji tortur podczas wykładów dla uczniów. Doglądając ich pracy, nie miał nawet nadziei na koncentrację, więc tylko z wyrzutami sumienia wracał myślami do tego, co wydarzyło się rankiem. Chociaż wciąż tliły się w nim resztki żalu, że Morana odrzuciła jego pomoc, nijak nie mógł wzbudzić w sobie niechęci. Dopiero gdy zrozumiał jej motywy, zaczął zastanawiać się, czy to, co czuł na początku, było niechęcią; bo nie przypominał sobie, by kiedykolwiek w życiu pozbył się tego uczucia ledwie kilka dni po tym, jak się pojawiło.

Jedną rozmową Hawkins wzbudziła w nim również całą paletę innych emocji, które nie zawsze potrafił nazwać, nie mówiąc o zrozumieniu. Spośród tych znanych, choć nadal nieco mu obcych, na pierwszy plan wysuwała się troska, choć nie od razu to sobie uświadomił. Kiedy ten wniosek nareszcie do niego dotarł – a stało się to, gdy wracał z lunchu do swojego gabinetu – aż przystanął wpół kroku.

Do tej pory był samotny. Niezależny. Skupiony tylko na sobie, nie licząc okazjonalnej troski o syna Lily, co w praktyce oznaczało, że nie zaprzątał sobie głowy rzeczami pokroju bezpieczeństwa – bo i po co, skoro nikt na niego nie liczył. Nie martwił się nawet o zdrowie, które o dziwo mu dopisywało. Od dawna niczyje życie nie miało już dla niego większego znaczenia, choć chronił uczniów, głównie przed ich własną głupotą, jak przystało na profesora Hogwartu. Teraz nagle te przyziemne sprawy zaczęły się liczyć. Bo tak jak Morana martwiła się o niego – co nadal nie mieściło mu się w głowie – tak on teraz naprawdę martwił się o nią. To właśnie troska zmusiła go, by przeczytał artykuł w Proroku, a potem przygnała wprost do klasy obrony przed czarną magią. Co więcej, wiedział z całą pewnością, że martwi się o kogoś, nad kim wiszą naprawdę czarne chmury. Czyli, krótko mówiąc, miał powód do martwienia się. Właśnie to sprawiało, że czuł się tak okropnie.

Ale Severus nigdy nie był typem osoby, która miała skłonność do lamentowania. Ze wszystkich rodzajów ludzi najbardziej nienawidził tych, którzy się nad sobą rozczulali, zamiast szukać rozwiązania, bo sam zawsze prędko przechodził do działania. Był człowiekiem czynu, jak to mawiał Albus, a chłód i rozsądek cenił sobie bardziej nad emocjonalne porywy, tylko go osłabiające. Teraz również skupił się więc na tym, co wychodziło mu najlepiej – przechodzeniu do rzeczy. Jeszcze przed kolejnymi lekcjami wyciągnął z zakamarków księgi, które wertowali razem z Moraną; w widocznym miejscu znów położył notatnik z zapiskami, do tej pory wiodącymi ich na manowce. Przejrzał go na spokojnie, a na świeżej kartce wynotował tropy do powtórnego sprawdzenia. Nie miał pojęcia, co teraz robi Hawkins; miał jednak nadzieję, że też próbuje okiełznać to szaleństwo, chociaż miała na głowie wiele innych trosk. O nich Snape starał się nie myśleć, bo tylko wytracały go z rytmu. Bywały jednak momenty, gdy przetrwał pisanie lub czytanie i, patrząc w przestrzeń, zastanawiał się, jak polskich magów przesłuchuje Czarosąd, albo jak bardzo surowi mogą być członkowie Gonu. Sprawy z pewnością nie ułatwiał fakt, że matka Hawkins również była łowczynią – teraz już tylko teoretykiem, ale jednak. Gdy jednak rozważania biegły za daleko, Mistrz Eliksirów sam błyskawicznie sprowadzał się na ziemię i z tym większą energią wracał do pracy, dzieląc uwagę między księgi, zapiski i zagadki, a warzące się mikstury. Coś podszeptywało mu, że nie powinien marnować czasu.

Spellbound || HP Fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz